Archiwum czerwiec, 2013

  • Retro. Mundial Mexico 1986

    Możecie się zgadzać lub nie, ale dla mnie Mexico `86 na zawsze pozostanie najwspanialszym Mundialem, a jednocześnie pierwszym, który świadomie śledziłem. Może właśnie dlatego najlepszym, że pierwszym? Czytaj dalej...

  • TOP 250. Roberto Mancini (212.)

    Subiektywny ranking najlepszych piłkarzy świata ostatniego ćwierćwiecza. Na pozycji 212. Roberto Mancini. Czytaj dalej...

  • Widzewiacy idą do stolicy

    Łukasz Broź podążył śladem takich graczy jak Janas, Smolarek, Dziekanowski, Łapiński czy Wawrzyniak… Jednym ze wzmocnień warszawskiej Legii przed batalią o Ligę Mistrzów będzie Łukasz Broź, były kapitan Widzewa Łódź. We włókienniczym mieście żartują, że w XXI wieku Legia jest najpoważniejszym sponsorem Widzewa, bowiem w ciągu ostatnich 13 lat z Łodzi do stolicy przeniósł się już siódmy zawodnik. A w kolejce czekają jeszcze ponoć Thomas Phibel i Bartłomiej Pawłowski… Urodzony w Giżycku Broź rozegrał w barwach Widzewa 113 spotkań w ekstraklasie, w których zdobył 10 goli, z czego aż osiem w ostatnim sezonie. Za jego transfer Widzew nie zarobi ani złotówki, bowiem wcześniej defensor rozwiązał kontrakt z łódzkim klubem, który – według nieoficjalnych informacji – jest mu winien około 300 tysięcy złotych… Pierwsi byli Janas i Smolarek Jako pierwszy szlak między Widzewem a Legią przecierał Paweł Janas. W 1978 roku o wysokiego stopera Widzewa upomniało się wojsko. Jak to za komuny bywało, doszukiwano się mniej lub bardziej absurdalnych powiązań między klubami. „Janosik” opowiadał mi kilka lat temu, że jedną z fabryk wspierających Widzew była Wifama (Widzewska Fabryka Maszyn), produkująca części do maszyn wykorzystywanych w wojsku. Na tej podstawie skierowano Janasa do Legii. W trakcie służby wojskowej „Janosik” mundur miał na sobie jedynie raz – podczas przysięgi. Janas w Widzewie rozegrał 70 meczów ligowych, zdobył w nich dwa gole. Wraz z kolegami w 1977 roku wyrzucił za burtę Pucharu UEFA słynny Manchester City. Z Legią nigdy nie zdobył mistrzostwa Polski, a po jego odejściu Widzew dwukrotnie zasiadał na mistrzowskim tronie… Na początku 1978 roku wojsko upominało się o kolegę Janasa z Widzewa, 19-letniego wówczas Włodzimierza Smolarka. Na treningi do Widzewa Smolarek docierał właśnie z „Janosikiem”. Obaj dojeżdżali do Łodzi z ościennych miast – Janas z Pabianic, Smolarek z Aleksandrowa Łódzkiego. Punktem spotkań był… cmentarz przy ulicy Szczecińskiej w Łodzi. Smolarek wówczas przesiadał się z samochodu ojca do auta Janasa i tak docierali na trening. Gdy wracali, Smolarek senior czekał na swoją latorośl. Popularny „Sołtys” w Legii zaliczył swój ligowy debiut, tam też strzelił pierwszą bramkę. W ciągu dwóch sezonów w wojskowym klubie rozegrał 18 spotkań, w których zdobył cztery bramki. Legendarny prezes Widzewa Ludwik Sobolewski na tyle skutecznie zabiegał o powrót wychowanka Włókniarza Aleksandrów Łódzki, że ten kończył karierę w stołecznym klubie jako specjalista od oporządzania koni w sekcji jeździeckiej. Po powrocie do Widzewa stał się ikoną klubu – 181 spotkań i 61 bramek. Gdy dorobił się własnego samochodu, trasę z Aleksandrowa na Widzew pokonywał w 20 minut, a gdy drużyna jechała na mecz wyjazdowy, „Sołtys” siadał obok kierowcy i przekonywał go, by mocniej nacisnąć pedał gazu, bo on tę trasę pokonuje dwa razy krócej… [tube]9nLXXHCUreg[/tube] Zamieszanie wokół „Dziekana” Tuż po sezonie 1982/83, zakończonym wielkim sukcesem Widzewa, czyli awansem do półfinału Pucharu Mistrzów, prezes Sobolewski ubiegł Legię i za astronomiczną wówczas kwotę 21 milionów złotych sprowadził do Łodzi gwiazdę Gwardii Warszawa, Dariusza Dziekanowskiego. Według wielu był to największy transferowy błąd „Sobola”, bowiem popularny „Dziekan” w Łodzi nie potrafił się odnaleźć, a po dwóch latach gry na odchodne naopowiadał w gazetach, że nie służy mu łódzkie powietrze, a Widzew bez Smolarka niczym nie różni się od Radomiaka. Dziś tych słów żałuje… Z Widzewa Dziekanowski trafił do Legii. W łódzkim klubie zagrał 57 meczów, strzelił 20 goli. [tube]Df9jUjg8zvo[/tube] Na kolejne głośne transfery z Widzewa do Legii trzeba było czekać 15 lat. Wówczas w przerwie zimowej sezonu 1999/2000 z rozlatującego się drugiego wielkiego Widzewa do stolicy przeniosły się ikony klubu z Alei Piłsudskiego: Tomasz Łapiński i Marek Citko. Ten pierwszy w barwach Legii rozegrał tylko jeden mecz, potem zmagał się z kontuzjami. Więcej w Legii grał Citko (36 meczów, 6 goli), jednak do wielkiej formy z czasów Wembley i gola z Atletico w Lidze Mistrzów w Warszawie nie wrócił. Legia sponsorem Widzewa Po następnych transferach między Widzewem a Legią we włókienniczym mieście żartowano, że wojskowy klub jest głównym sponsorem łodzian. W trakcie sezonu 2003/04 (zakończonego spadkiem Widzewa z ekstraklasy) łódzki klub łatał dziury w budżecie, niemal hurtowo wyprzedając resztki porządnych piłkarzy. Z Łodzi do Warszawy przeniósł się najskuteczniejszy wówczas snajper Widzewa Piotr Włodarczyk, dla którego było to trzecie (najbardziej udane) podejście do Legii. Po zakończeniu rozgrywek ówczesny boss łódzkiego klubu Andrzej Grajewski oddał warszawiakom za bezcen 16-letniego wówczas Jakuba Rzeźniczaka. Na Alei Piłsudskiego długo pluli sobie w brodę, że pozwolili menedżerowi (?!) z Niemiec wypuścić taki talent… Widzew wrócił do ekstraklasy w 2006 roku Trzynaście jesiennych spotkań i cztery gole w czerwono-biało-czerwonych barwach wystarczyły, by o Bartłomieja Grzelaka biło się pół ligi. Najkorzystniejszą ofertę, opiewającą na ponad 600 tys. euro, złożyli legioniści i to oni ściągnęli do siebie porcelanowego napastnika. W Łodzi sprzedaż Grzelaka odbiła się szerokim echem i budziła wiele emocji. Gazety pisały o warszawskich srebrnikach. Niepotrzebnie. To w barwach Widzewa płocczanin notował najlepsze swoje występy, takie jak ten w Łęcznej: [tube]IZU2YB7WOP4[/tube] Pół roku później tropem Grzelaka podążył Jakub Wawrzyniak. W ekstraklasie dla łódzkiego klubu zagrał 21 spotkań. Wcześniej przez półtora sezonu grał w jego barwach na zapleczu ekstraklasy. Dla niego jednak szybko znaleziono następcę – Tomasza Lisowskiego. Gorzej było z następcą Grzelaka… Tylko Szczęsny i Michalski W drugą stronę, czyli z Legii do Widzewa, podążali mniej znani zawodnicy. Wyjątkiem od tej reguły byli w 1996 roku Maciej Szczęsny i Radosław Michalski. Wówczas Widzew sięgnął po pierwszy od 14 lat tytuł mistrzowski. W „Sportowej Niedzieli” ówczesny trener Widzewa Franciszek Smuda, zapytany przez Dariusza Szpakowskiego, jakich piłkarzy Legii chciałby mieć w swoim składzie, wypalił: Szczęsnego i Michalskiego. Działacze Widzewa prośbę trenera spełnili. Szczęsny zagrał w Widzewie tylko jeden sezon – zakończony mistrzostwem wiosną 1997 roku. W kolejnym nie pojawił się na boisku ani razu, bowiem leczył kontuzję, jakiej nabawił się po ostrym wejściu Cezarego Kucharskiego w szlagierze Legia – Widzew (2:3). Oficjalnie golkiper w łódzkim klubie spędził dwa lata. Michalski grał w Łodzi przez trzy i pół roku, a po epizodach w Izraelu i na Cyprze wrócił pomóc Widzewowi w II lidze (sezon 2004/05). [tube]QFJ8zaFe09Q[/tube] Zanim do Łodzi przenieśli się Szczęsny i Michalski, w 1984 roku w rozliczeniu za transfer Dziekanowskiego działacze Widzewa pozyskali z Legii Wiesława Ciska. Ponadto na konto łódzkiego klubu wpłynęła okrągła sumka. Defensywny pomocnik rodem z Podkarpacia stał się jedną z legend łódzkiego klubu, grając dla niego w 223 ligowych meczach i strzelając w nich 10 bramek. Z Widzewem pożegnał się w dość mglistych okolicznościach – w rundzie jesiennej sezonu 1992/93 łódzki klub zremisował z ówczesnym outsiderem Polonią Warszawa 2:2 mimo prowadzenia 2:0. Grajewski zarzucił czterem piłkarzom – Ciskowi, Mirosławowi Myślińskiemu, Piotrowi Wojdydze i Markowi Godlewskiemu – „odpuszczenie” pojedynku. Dla wszystkich mecz z Polonią był ostatnim w widzewskich barwach. Transakcja wiązana Zimą 2000 roku do Warszawy Franciszek Smuda ściągnął Łapińskiego i Citkę, a w zamian za nich łódzki klub oprócz gotówki dostał czterech zawodników: Jacka Magierę, Piotra Mosóra, Sergiusza Wiechowskiego i nieżyjącego już Sławomira Rutkę. Magiera w Widzewie zagrał 14 spotkań, strzelając jedną bramkę, Mosór i Rutka w łódzkim klubie spędzili trzy rundy, zaś Wiechowski dwie. Żaden z nich nigdy nie był znaczącą postacią w widzewskiej drużynie. W 2009 roku do grającego na zapleczu ekstraklasy Widzewa z Legii przyszedł Krzysztof Ostrowski. Boczny pomocnik w I lidze jakoś sobie radził, natomiast w ekstraklasie był jedynie uzupełnieniem składu. Wyróżnił się tylko raz, gdy w ubiegłym sezonie 2011/12 w przerwie meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała poprosił trenera Mroczkowskiego o zmianę, argumentując, że… jest mu za gorąco. Szkoleniowiec przychylił się do prośby Ostrowskiego i następnym razem wystawił go do gry dopiero miesiąc później. Transfery niebezpośrednie W minionym sezonie w kadrze Widzewa znalazł się wychowanek Legii, Adam Banasiak. W debiucie przeciwko Pogoni Szczecin (porażka łodzian 1:3) zawalił dwie bramki i dostał czerwoną kartkę. Do Widzewa przybył z Olimpii Elbląg. W łódzkim klubie szybko mu podziękowano. Podobnych transferów byłych graczy Legii do Widzewa via inne kluby było kilka w historii. W 1995 roku działacze RTS-u omal nie oddali połowy królestwa za napastnika Petrochemii Płock, Rafała Siadaczkę. Popularny „Sonia” miał w cv 16 występów i jedną bramkę dla Legii w sezonie 1991/92. Z Widzewa odszedł do Austrii Wiedeń, a znad Dunaju powędrował do… stołecznej drużyny prowadzonej przez Franza Smudę. Blisko jedenaście sezonów w Legii spędził Zbigniew Robakiewicz. Do Łodzi trafił na cztery rundy zimą 2002 roku Mający za sobą także cztery lata gry w ŁKS charakterny golkiper, szybko przekonał do siebie fanów Widzewa. Robakiewicz do Łodzi przyszedł z Groclinu Grodzisk Wielkopolski. Wielkie triumfy z Legią święcił także Jerzy Podbrożny. Do „polskiego Manchesteru” trafił siedem lat po odejściu z Legii. W 2003 roku dla Widzewa zagrał 17 spotkań, w których zdobył cztery gole. W 2002 roku Smuda zapragnął mieć w Widzewie Giuliano, który był jego podopiecznym w stolicy rok wcześniej. Jednak w Łodzi Brazylijczyk był cieniem samego siebie z czasów gry w Legii i pożegnano się z nim bez żalu. Z kolei przez półtora roku (2007-08) w Łodzi grał Łukasz Mierzejewski, występujący w Legii w latach 2000-01. W obu klubach prezentował się równie bezbarwnie. Warto jeszcze wspomnieć Pawła Wojtalę. Piastujący dziś funkcję dyrektora sportowego Zagłębia Lubin były obrońca, zagrał z Widzewem w Lidze Mistrzów. Po tym sukcesie wyemigrował do Niemiec. W 2000 roku, po powrocie do Polski, zagrał 16 spotkań dla Legii. Grzegorz Ziarkowski Czytaj dalej...

  • Leeds United

    Quarry House, jedno z najmocniej rekomendowanych miejsc do zwiedzenia w Leeds. Pomyślałby ktoś, że Związek Radziecki wciąż jest żywy i właśnie wchłonął Wielką Brytanię. Czytaj dalej...

  • Gonzalo Higuaín, snajper wybrakowany

    30 kwietnia, początek meczu Real Madryt – Borussia Dortmund. Gospodarze potrzebują remontady (tak Hiszpanie określają spektakularne odrabianie strat przez jedną z drużyn; czasem tego słowa nadużywają), by awansować do finału Ligi Mistrzów, bowiem na Signal Iduna Park przegrali 1:4. Podopieczni José Mourinho zaciekle atakują gości i Gonzalo Higuaín może w początkowych minutach wyprowadzić drużynę na prowadzenie. Co robi Argentyńczyk? Nawet nie patrząc, jak ustawiony jest Roman Weidenfeller, kopie piłkę prosto w niego. Cały Pipita – bardzo dobry w lidze hiszpańskiej, koszmarny w Lidze Mistrzów. „Miałem napisać to wczoraj, ale piszę dziś”, bo najpierw postanowiłem odczekać po meczu z BVB, żeby nie ocenić Higuaína zbyt emocjonalnie, a teraz nie chce mi się już czekać na koniec transferowej sagi. Argentyńczyk zapewne opuści Real Madryt (chyba że – co mało prawdopodobne – nowy trener, Carlo Ancelotti, będzie chciał go powstrzymać przed odejściem, ale gdzie trafi – nie wiadomo. Do Arsenalu (Arsenalu Londyn, jak napisaliby polscy spece od piłki) czy Napoli? Może gdzie indziej. Juventus chyba odpadł. A może nie? Zaraz, ale Napoli chyba też już nie wchodzi w grę. Trudno połapać się w transferowych newsach. Można jednak podsumować dokonania Pipity w drużynie dziewięciokrotnych zdobywców Pucharu Europy, bo w sezonie 2013-14 białych barw raczej nie założy. Urodzony w Breście piłkarz przychodził do Madrytu niejako w pakiecie z Fernando Gago. Pierwszy był anonimem dla tych, którzy nie siedzą w lidze argentyńskiej, drugi miał robić za nowego Fernando Redondo. Po paru latach okazało się, że napastnik zbudował sobie pozycję jednej z najważniejszych postaci Realu Madryt ostatniej dekady, a pomocnik miał tyle wspólnego z Redondo, co szybka przebieżka po fajki do kiosku z udziałem w maratonie. *** Higuaín to jeden z moich ulubionych zawodników. Jako kibic Realu, mogę w nieskończoność oglądać, jak przydzwonił na 3:2 w okienko w meczu z Getafe po tym, gdy Pepe za swoje kilka sekund szaleństwa wyleciał z boiska. Ilu jest napastników, którzy potrafią zrobić coś takiego? [tube]vQOtii4aBQc[/tube] Oglądam tę akcję, przypominam sobie parę innych i zastanawiam się, jak to możliwe, że chłopak o takim potencjale, tak fatalnie prezentował się w Lidze Mistrzów? Karim Benzema, który w minionym sezonie wyglądał niemal przez cały czas, jakby przed chwilą wstał z łóżka, zaliczył w Champions League pięć trafień i tyle samo asyst. Ile goli w historii tych rozgrywek zdobył Higuain? Osiem. Przebywając na boisku przez 2593 minuty. Można odnieść wrażenie, że Karim biegający z Zahią Dehar na plecach (dla tych, którzy nie śledzą kronik towarzyskich: były napastnik Olympique’u Lyon i Franck Ribéry zostali oskarżeni o to, że uprawiali seks z prostytutką Zahią, gdy ta była w wieku, w którym powinna się raczej zastanawiać nad tym, co mama przygotuje jej na drugie śniadanie do szkoły), zagrałby w LM lepiej niż nieobciążony zbędnym balastem Gonzalo. O wiele lepiej idzie urodzonemu w Breście piłkarzowi w reprezentacji Argentyny, w której ma mocniejszą pozycję niż Sergio Agüero czy Carlos Tévez. *** Słabe występy Higuaína w Lidze Mistrzów sprawiły, że nie jest dziś łączony z europejskim topem finansowo-sportowym, ale z klubami, które są tuż za nim, wspomnianymi Arsenalem i Juventusem. Chelsea potrzebuje napastnika, ale wiadomo – Mourinho poznał Higuaína i na Stamford go nie zaprosi. W Manchester City być może spisywałby się lepiej od przereklamowanego Kuna, ale pewności nie ma. Arsenal to byłby, jak się wydaje, idealny wybór. Klub, który raczej nie ma szans osiągnąć czegokolwiek w Lidze Mistrzów, to chyba adekwatne miejsce dla Higuaina. Poza tym Premier League to silniejsze i bardziej prestiżowe rozgrywki niż Serie A. No i znacznie ciekawsze. Przynajmniej dla mnie Real Madryt bez argentyńskiego napastnika będzie wyglądał jakoś dziwnie. Chyba nawet dziwniej, niż gdyby z dnia na dzień opuścił Santiago Bernabéu Cristiano Ronaldo. Nie ma jednak miejsca na sentymenty. Facet, który w ciągu tak wielu lat zdobył w Lidze Mistrzów tak mało bramek, nie nadaje się na zawodnika Królewskich. Dla kibica Realu Madryt brak Higuaina może być odczuwalny (dopóki nowy napastnik nie trafi kilka razy do siatki). Dla innych – niekoniecznie. Gonzalo bowiem jest zawodnikiem zupełnie niemedialnym, ale też nie ugrzecznionym do bólu. W piłkarskiej „krainie pudru i pazłotka” takie postacie wzbudzają moją sympatię. Oby mu się wiodło. Marcin Wandzel Czytaj dalej...

  • TOP 250. Rüştü Reçber (213.)

    Subiektywny ranking najlepszych piłkarzy świata ostatniego ćwierćwiecza. Na pozycji 213. Rüştü Reçber. Czytaj dalej...

  • Pogubione diamenty, czyli Paulinho i reszta

    W zderzeniu z polską myślą szkoleniową wielu wybitnych graczy nie miało szans… Brazylijczyk Jose Paulo Bezerra Maciel Junior znany szerzej jako Paulinho, szaleje podczas spotkań Pucharu Konfederacji, a byli włodarze ŁKS Łódź oglądając transmisje z Kraju Kawy plują sobie w brodę, bo koło nosa przeszło im kilkanaście (jak nie więcej) milionów euro. Nie tylko oni. W zderzeniu z polską myślą szkoleniową wielu wybitnych graczy nie miało szans… Nie ta pogoda, nie ta kasa Paulinho ściągnął do Łodzi jesienią 2007 roku litewski potentat z branży spożywczej, Algimantas Breikstas, który akurat zainwestował w ŁKS. Podobnie jak Antoni Ptak pod Łodzią, Litwin założył w Wilnie szkółkę piłkarską dla kilkunastu Brazylijczyków. Do polskiego Manchesteru, oprócz Paulinho, trafił jeszcze pomocnik Juca. We włókienniczym mieście przybysze z Kraju Kawy mieszkali w wynajętym mieszkaniu. Szybciej zaaklimatyzował się Juca, który wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Z czasem trener Marek Chojnacki postawił też na Paulinho, który grywał na prawej obronie. Po rundzie jesiennej (grano 15 kolejek jesiennych i dwie wiosenne), Breikstas postanowił pozbyć się obu Brazylijczyków, a w ich miejsce ściągnąć kolejnych. W Łodzi do dziś zastanawiają się czy jeden z następców Paulinho i Juki, Kleyr miał kiedykolwiek do czynienia z futbolem. Każde dojście do piłki Kleyra mogło oznaczać połamanie nóg Brazylijczyka, bądź piłkarzy znajdujących się w jego okolicy… Wróćmy do Paulinho. Trener Chojnacki chciał zatrzymać Paulinho i Jucę, lecz właściciel ich kart zawodniczych postanowił inaczej. Okazało się także, że Brazylijczyk miał dość kapryśnej i chłodnej wschodnioeuropejskiej pogody (a być może i nie do końca wypłacalnego Breikstasa) i wrócił do Brazylii, gdzie odbudowywał się w niższych ligach. Półtora roku gry wystarczyło mu do tego, by zainteresował się nim słynny Corithians Sao Paulo, w którym gra już czwarty rok. Zapewne jeszcze latem przejdzie za około 20 milionów euro do Romy, Manchesteru United, Interu Mediolan lub Tottenhamu. Te kluby najczęściej wymienia się jako nowego pracodawcę zawodnika, który w polskiej lidze rozegrał 17 meczów. [tube]gviWN6SRy4g[/tube] Utonęli w Odrze Kilka miesięcy temu do kadry Brazylii został powołany Rodrigo Moledo vel Rodrigao, obrońca, który w sezonie 2009/10 w barwach Odry Wodzisław rozegrał raptem trzy spotkania. Rodrigao mógł zostać w Polsce, lecz działacze klubu spod czeskiej granicy nie potrafili załatwić Brazylijczykowi wizy. Być może była to wymówka, bo wydaje się, że defensor był potrzebny w Wodzisławiu niczym piąte koło u wozu. Po powrocie do ojczyzny Rodrigao niemal z miejsca stał się etatowym graczem silnego Internacionalu Porto Alegre. Latem przeszedł do Metalista Charków za 5 milionów euro. Odra chyba na wszystkich transferach historii nie zarobiła tyle, co Internacional na Rodrigao… Idźmy dalej. Nie jest to pierwszy gracz, na którego talencie nie poznano się w Wodzisławiu. Wiosną 2005 roku w defensywie Odry jedenaście meczów zagrał Macedończyk Goran Popov, któremu jednak podziękowano. Zawzięty defensor poprzez kluby greckie (Eagleo, Levadiakos) trafił do Holandii (Heerenveen), na Ukrainę (Dynamo Kijów), aż w końcu przydział barwy klubu z Premiership, West Brmowich Albion. [tube]o2_3PA4-epw[/tube] Łotewski przypadek Smakowitsze kąski, o których większość kibiców wie, zostawiłem sobie na koniec, a wcześniej kilka słów o pewnym Łotyszu. Andrejs Prohorenkovs trafił do Polski w wieku 19 lat. Mozolnie przebijał się przez drugą ligę, grając w Hutniku Warszawa, Czuwaju Przemyśl, Ceramice Opoczno i Odrze Opole. W końcu zauważył go zabrzański Górnik. Łotysz spędził w nim jedną rundę (12 spotkań, 1 gol), po czym wyjechał do porównywalnej z polską, ligi izraelskiej. Wystarczył jeden niezły sezon w Maccabi Kiryat Gat, by zainteresowało się nim Maccabi Tel Awiw. Z klubem ze stolicy wywalczył mistrzostwo kraju, po czym przeniósł się do stolicy Rosji, gdzie przywdziewał barwy Dynama. Zaliczył też turniej Euro 2004, na który sensacyjnie awansowali Łotysze, eliminując m.in. Polskę. Prohorenkovs przed wyjazdem z Polski zwiedził zatem pięć klubów. Faktem jest, że Hutnik Warszawa i Czuwaj Przemyśl z trudem wiązały koniec z końcem i nikt nie myślał o utrzymaniu za wszelką cenę piłkarza zza wschodniej granicy, lecz w pozostałych klubach organizacja stała na wyższym poziomie i wydaje się, że talent Łotysza można było łatwiej wychwycić… Tak Prohorenkovs strzela na Łotwie: [tube]a2BtAq087II[/tube] Lista tych, którzy nie sprawdzili się w ligowej rzeczywistości nad Wisłą, ale dają sobie radę w lepszych klubach, jest o wiele dłuższa. Taki np. Marcelo Sarvas kompromitował się w warszawskiej Polonii, a z Los Angeles Galaxy sięgnął po mistrzostwo Stanów Zjednoczonych w 2012 roku. Nigeryjczyk Jero Shakpoke niemal wprost po tym jak nie sprawdził się w Zagłębiu Lubin pojechał na Mistrzostwa Świata w 1998 roku, a potem grał w Reggianie czy Nicei. Zapewne najzagorzalsi kibice Wisły Kraków nie pamiętają Kameruńczyka Armanda Guya Feutchine, który w 21 meczach sezonu 1996/97 zdobył dla „Białej Gwizady” trzy bramki. Później wybił się w barwach PAOK Saloniki i stał się podstawowym napastnikiem reprezentacji „Nieposkromionych Lwów”. Akurat miał szczęście, bo trafił na okres bezkrólewia w kameruńskim ataku. Było to długo po Francisie Omam-Biyiku, a przed erą Samuela Eto’o. O nich się (nie) mówi Najciekawszy jest jednak zestaw graczy niby testowanych w polskich klubach lub do nich przymierzanych, lecz z rozmaitych względów odrzuconych. Ile z nich to prawda, a ile plotki czy wręcz kłamstwa – tego się nie dowiemy. Zainteresowane kluby milczą jak grób. Zatem przypomnijmy: czy Michael Essien oblał testy w Zagłębiu Lubin? Czy młody Milan Baros nie sprawdził się trenując w zabrzańskim Górniku i krakowskiej Wiśle? Czy bracia Szota i Arcził Arweładze byli za słabi na chorzowski Ruch i Naprzód Rydułtowy? Czy Geremi naprawdę przyjechał na treningi do Hutnika Kraków, a Celestine Babayaro starał się o angaż w chorzowskim Ruchu? Czy Dimitar Berbatow, Andriej Arszawin, Aleksander Hleb, Michel Bastos, Aleksandar Kolarov i Zoran Tosić mogli grać w warszawskiej Legii, a John Paintsil w Widzewie Łódź? Zainteresowani milczą, zaprzeczają lub zagadkowo się uśmiechają. Jedno jest pewne: polskim klubom miliony przeciekły przez palce. Grzegorz Ziarkowski Czytaj dalej...

  • Derby (8). Boca Juniors – River Plate

    Jeśli ktoś się stęsknił za „Derbowym Piątkiem”, to zapraszam. Wszak jeszcze jest piątek. W części ósmej „Superclásico”, czyli najbardziej wyczekiwane i największe derby świata. Czytaj dalej...

  • „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego – recenzja

    Czemu do pewnego momentu RTS dostawał to, co chciał? Bo miał pieniądze. A skąd miał pieniądze, nie będąc flagowym klubem żadnego z resortów? Tego się nie dowiadujemy… Czytaj dalej...

  • TOP 250. Jon Dahl Tomasson (214.)

    Subiektywny ranking najlepszych piłkarzy świata ostatniego ćwierćwiecza. Na pozycji 214. Jon Dahl Tomasson. Czytaj dalej...