W drużynie ze Stamford porządek jak się patrzy. W ekipie Alana Pardew prawdziwy, mówiąc obrazowo, pożar w burdelu.
The Blues wygrali w 24. kolejce na wyjeździe z Manchester City, José Mourinho udowodnił swą wyższość nad Manuelem Pellegrinim – żyć, nie umierać. The Special One chyba zawsze traktował Inżyniera z pobłażaniem. Chilijczyk najzwyczajniej w świecie nie lubi Portugalczyka. Przypomnijmy, że gdy w pierwszej rundzie Chelsea pokonała The Citizens, były trener Realu Madryt nie podał ręki byłemu trenerowi… Realu Madryt.
Nad rzeką Tyne nie mają się z czego cieszyć. Dlaczego? Lecimy po kolei. Sprzedaż Yohana Cabaye’a (chyba najlepszego, choć według mnie nieco przewartościowanego przez część komentatorów Canal+, pomocnika) do PSG; koszmarne lanie, 0:3, otrzymane od Sunderlandu u siebie (a przecież to mecz sezonu dla kibiców Srok); rezygnacja Joe Kinneara z funkcji dyrektora sportowego (był ponoć tak kompetentny, że mógłby zostać ministrem w rządzie Tuska); kolejna rezygnacja: trenera rezerw Williego Donachiego, który starł się z jednym ze swoich piłkarzy po porażce z – tak, zgadliście – Sunderlandem; anulowanie karnetu niepełnosprawnej kibicce Lillian Held (klub tłumaczył to faktem, że na zabukowanym miejscu siedziała osoba w pełni sprawna – syn 65-letniej rencistki). Trzeba nadmienić, że jeden z założycieli Stowarzyszenia Niepełnosprawnych Kibiców Newcastle United poparł decyzję klubu. Jak widać, dzieje się w NUFC. Przy powyższych niusach kara dla klubu za zachowanie zawodników w meczu z Norwich (20 tys. funtów) to chyba najmniejszy problem.
Tę skrótową relację z bałaganu w drużynie Pardew przygotowałem przy pomocy polskiej strony kibiców Srok, więc wypada ją podlinkować –
nufc.pl.
Newcastle przyjechało do Londynu bez swych dwóch chyba najlepszych graczy: kontuzjowanych Cheicka Tioté i Loïca Rémy’ego. Gdzie miało szukać szans? Chyba tylko w tym, że Mourinho dał odpocząć pewnemu niemal w każdej interwencji Johnowi Terry’emu, a w jego miejsce wstawił „elektrycznego” Davida Luiza.
Pierwsza połowa była, na oko, wyrównana (Moussa Sissokho miał nawet setkę przy stanie 1:0). Problem w tym, że za kreowanie gry w ekipie Pardew odpowiadał chimeryczny Hatem Ben Arfa, a po stronie gospodarzy – genialny Eden Hazard. Dwa gole i do widzenia. Popatrzcie, jak Belg, zanim trafił po raz pierwszy, przyjął piłkę, nim podał do Branislava Ivanovicia. Myślę też, że warto zerknąć na asystę Samuela Eto’o przy drugim golu.
A druga połowa pokazała dobitnie, że Chelsea weszła na poziom, na którym raczej nie będzie tracić punktów z drużynami środka tabeli. Mecz rozstrzygnęła sytuacja, w której Mapoua Yanga-Mbiwa bezsensownie sfaulował Eto’o i Hazard zaliczył hat-tricka po strzale z rzutu karnego. Frank Lampard, zapewne niezbyt szczęśliwy, że w meczu przeciwko MC nie powąchał murawy, oddał jedenastkę młodszemu koledze, a potem z miejsca mu pogratulował. Cały Lamps – co klasa, to klasa.
Skwaszona mina Mourinho, wyciągnięty kciuk Pardew – tak było jesienią, gdy NUFC wygrał 2:0
Bijąc pokłony Hazardowi, chciałbym zwrócić uwagę na dwóch innych żołnierzy Mou. Nemanja Matić nie zagrał wielkiego meczu (dużo lepiej spisał się przeciwko City), ale ten Serb, facet postury raczej siatkarza niż piłkarza, musi imponować. Chociażby to, jak panuje nad piłką na małej przestrzeni (te zwody z „krótkiej nogi”), robi wrażenie. Drugi to Willian – piłkarz, który urodził się, by grać dla The Special One. Świetny w ofensywie, nie gorszy w defensywie. Prędzej wróci pieszo do Doniecka, niż odpuści.
„Mieli swoje okazje” – mówi się o drużynie, która wyraźne przegrała, ale coś tam pokazała. Ano mieli (przedstawił się nawet w końcówce nowy transfer, zupełnie niewidoczny wcześniej Luuk de Jong), ale sobotni mecz na Stamford pokazał różnicę między głównym faworytem do mistrzostwa a drużyną, która pucharowe ambicje będzie musiała odłożyć na kolejny sezon.
„Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki” – tak stwierdził ponoć Heraklit z Efezu. Chelsea to dziś inna „rzeka”, niż wtedy, gdy wychodził z niej Mourinho, ale i podobna – z uwagi na obecność Romana Abramowicza, Petra Čecha, Terry’ego i Lamparda. Nie ma chyba nic z kokieterii w stwierdzeniu Portugalczyka, że na Stamford czuje się jak w domu. „Brzydko się starzeje José Mourinho” – stwierdził na początku tego sezonu Przemysław Rudzki. Problem w tym, że ten 51-latek chyba w ogóle nie zaczął się starzeć, a jego Chelsea po raz pierwszy w tym sezonie usiadła na fotelu lidera. Miejsce w sam raz dla niej.
8 lutego 2014, Stamford Bridge (Londyn)
Chelsea FC – Newcastle United 3:0 (2:0)
1:0 Eden Hazard 27′
2:0 Eden Hazard 34′
3:0 Eden Hazard 63′ (k)
Sędziował: Howard Webb.
Widzów: 41 387.
Chelsea FC: Petr Čech – Branislav Ivanović, Gary Cahill, David Luiz, César Azpilicueta – Nemanja Matić, Frank Lampard – Willian (78′ Mohamed Salah), Oscar, Eden Hazard (85′ André Schürrle) – Samuel Eto’o (71′ Demba Ba). Trener: José Mourinho.
Newcastle: Tim Krul – Mathieu Debuchy (40′ Mapou Yanga-Mbiwa), Mark Williamson, Steven Taylor, Paul Dummet – Vurnon Anita (84′ Sylvain Marvaux), Moussa Sissokho, Davide Santon – Hatem Ben Arfa (64′ Dan Gosling), Luuk de Jong, Sammy Ameobi. Trener: Alan Pardew.
Marcin Wandzel Czytaj dalej...