Derby (19). APOEL – Omonia Nikozja
W części 19. cyklu przedstawiamy derby Nikozji, zwane także derbami Cypru. Czytaj dalej...
W części 19. cyklu przedstawiamy derby Nikozji, zwane także derbami Cypru. Czytaj dalej...
Stadion „Starej Damy” nas olśnił, Italia już mniej… Czytaj dalej...
Setny gol Roberta Lewandowskiego w barwach Borussii przypieczętował awans BVB do finału Pucharu Niemiec. Czytaj dalej...
Film dokumentalny Yvesa Hinanta i Erica Cardota jest lekcją poglądową w temacie pracy sędziów piłkarskich… Czytaj dalej...
Spójrzmy na Ukrainę przez pryzmat futbolu… Czytaj dalej...
Idealne rozwiązanie dla obu panów: Everton gra w Lidze Mistrzów, Lukaku zostaje na Goodison Park
***
Sunderland to inny przypadek. Na marginesie, ciekawą rzecz zauważył kolega, który nie dał się nabrać Paolo Di Canio, gdy ten jeszcze w ubiegłym sezonie rozbił Newcastle: „On ich ściska i całuje jak Maradona swoich na MŚ”. I rzeczywiście, Włoch okazał się picerem, który jechał czas jakiś na swojej charyzmie, a gdy piłkarze zobaczyli, że nic więcej za nią się nie kryje, drużyna zaczęła pikować. Di Canio zastąpił inny gość o urodzie bandziora, Urugwajczyk Gus Poyet.
Początkowo wszystko wyglądało pięknie: charyzmatyczny, inteligentny trener wyciąga Czarne Koty z bagna. Potem jednak sytuacja zaczęła się pogarszać, o czym dobitnie świadczy to, że Sunderland ostatnio wygrał 15 lutego.
Poyet poczuł się mocny i zaczął kombinować, m.in. sekując najlepszego zawodnika SAFC Adama Johnsona. 26-letni Anglik to być może nie jest najłatwiejszy w prowadzeniu piłkarz na świecie, ale sadzanie go na ławie, gdy drużyna broni się przed spadkiem, jest zwyczajną głupotą.
Arcyważny mecz: Sunderland – West Ham, Johnson wchodzi dopiero przy stanie 0:2. Jest najlepszy na boisku, zdobywa kontaktowego gola. Może gdyby urugwajski menedżer wprowadził byłego gracza Manchester City chociażby od 46. minuty, gospodarze zdobyliby trzy punkty.
A w następnym spotkaniu, przeciwko Tottenhamowi na White Hart Lane, Johnson gra od pierwszej minuty. Tyle że ustawiony bezsensownie – jako jeden z dwóch napastników w schemacie 3-5-2. Gustavo Poyet zachowuje się od paru tygodni jak agent Newcastle wysłany na Stadium of Light.
Był w tym sezonie czas, gdy angielskiego skrzydłowego należało posadzić, i Poyet zrobił to. Teraz takie działanie to sabotaż. Nawet jeśli wczoraj na Goodison Park Anglik zagrał tak sobie.
***
26 grudnia, w Boxing Day, Everton przegrał u siebie z Sunderlandem 0:1. Największy wpływ na wynik mieli bramkarze: Tim Howard, który wyleciał z boiska w 23. minucie, oraz fantastycznie broniący Vito Mannone. Poyet po ostatnim gwizdku powiedział: „Nawet grając w dziesięciu, byli najlepszą drużyną, z jaką się mierzyliśmy. To niewiarygodne, że ich pokonaliśmy”.
Trudno było jednak upatrywać dziś szans dla Czarnych Kotów przez pryzmat wydarzeń z ubiegłego roku. Wszak na stadionie 135-latka spotkały się ostatnia drużyna w tabeli z polującą na Ligę Mistrzów ekipą wygrywającą ostatnio wszystko, co się da.
***
Początek meczu i kibic w kapciach z miejsca dostaje w twarz: komentatorem Wojciech Jagoda. Na szczęście nie skończyło się na pięciu szwach, jak u Leona Osmana po meczu z Arsenalem.
Jagoda tak buduje zdania, że kibic, który nie siedzi w Premier League, będzie później powtarzał, że Lukaku gra dłużej w Evertonie niż Mirallas, i to właśnie wypożyczony z Chelsea napastnik namówił byłego gracza Olympiakosu na grę dla The Toffees. No bo chyba Pan Komentator nie uważa, że tak jest w istocie? W takim wypadku przecież nie pracowałby w nC+? Chociaż… kto wie?
Zwolnić niezłego komentatora Juliana Kowalskiego, zatrzymać pajaców z „eNki” – oto uroki fuzji.
W 88. minucie główny komentator Krzysztof Bandych (kolejny talent z nSport) ogłosił, że „ruchem konika szachowego” przenosimy się na stadion Zagłębia Lubin, gdzie miejscowi za chwilę zagrają z Legią, byłym klubem komentatora Jagody.
Dwie minuty do końca: Everton gra o Ligę Mistrzów, Sunderland o życie – a na ekranie dwa małe okienka. W jednym Premier League, w drugim – polska ekstraklasa. I tak do ostatniego gwizdka Lee Proberta. Co za dno.
***
Wracajmy na boisko. Sunderland wciąż bez Stevena Fletchera, więc dalej nie ma kto zdobywać bramek. Warto też zauważyć, że Poyet wrócił do ustawienia 4-5-1, porzucając 3-5-2.
Everton z Mirallasem na ławce, ale za to z Gerardem Deulofeu. Muszę przyznać, że to jeden z moich ulubionych młodych piłkarzy. Wychowanek Barcelony stracił chyba DNA tego klubu, bowiem po jednym z fauli nawet się nie przewrócił.
Szczególną uwagę zwracałem na pojedynki właśnie jego z Marcosem Alonso: wychowanek Barçy kontra canterano Realu Madryt. Ten pierwszy pokazał, że jest szybki, świetny technicznie, niemal bezczelny i chaotyczny, drugi – że nieźle gra z przodu, ale źle dośrodkowuje, a z tyłu można go po prostu „wziąć na szybkości”. Rozczarował mnie, bo do tej pory postrzegałem go jako jednego z lepszych lewych obrońców Premier League.
Deulofeu dośrodkowywał zawsze źle, ale jedno z nieudanych zagrań (po wyprowadzeniu w pole Alonso)… dało zwycięskiego gola. Piłkę do swojej braki wpakował Wes Brown.
Grać dobrze (w drugiej połowie) i przegrać – tyle osiągnął Sunderland.
Pierwsza odsłona meczu nie była raczej reklamą ligi angielskiej. Najlepszą okazję miał Fabio Borini (dobry napastnik, tylko bramek nie strzela. Inna sprawa, że Connor Wickham grał tak, że wydawało mi się, że na boisku pojawił się dopiero po przerwie), ale jego strzał wybił z linii bramkowej utalentowany, udanie zastępujący Jagielkę John Stones. Co ciekawe, Poyet zrobił tylko jedną zmianę. Wiem, że nie ma takiej ławki, jak Manuel Pellegrini, ale gdy nie idzie, chyba warto zmienić cokolwiek?
Everton grał tak, że trudno było uwierzyć, że ta sama drużyna nie dała szans Arsenalowi. Żadna z formacji nie prezentowała się na miarę ekipy z pierwszej czwórki. Zniżka formy czy jednorazowa wpadka? Zobaczymy.
W następnej kolejce Sunderland jedzie na Etihad Stadium, The Toffees zagrają u siebie z Crystal Palace. Chciałbym, żeby ci pierwsi się utrzymali, a drudzy zajęli czwarte miejsce. Wygląda jednak na to, że jeżeli zostanie spełnione któreś z moich życzeń, to chyba tylko jedno.
***
Wszystkie mecze kolejki Premier League poprzedziła minuta ciszy, upamiętniająca 96 osób, które zginęły 15 kwietnia 1989 roku na Hillsborough podczas meczu pomiędzy Liverpoolem a Notthingham Forest, bądź później w wyniku doznanych obrażeń. Na Stadium of Light ktoś próbował ją zakłócić, ale szybko został doprowadzony do porządku.
Tego, że życie ludzkie jest ważniejsze od piłki, trzeba uczyć od małego
***
12 kwietnia, 2014, Stadium of Light (Sunderland)
Sunderland AFC – Everton FC 0:1 (0:0)
0:1 Wes Brown ’75 (s)
Sędziował: Lee Probert.
Widzów: 38 445.
Sunderland: Vito Mannone – Phillip Bardsley, John O’Shea, Wes Brown, Marcos Alonso – Adam Johnson, Sung-Yong Ki, Lee Cattermole, Jack Colback (88′ Sebastian Larsson), Fabio Borini – Connor Wickam. Trener: Gustavo Poyet.
Everton: Tim Howard – Seamus Coleman, John Stones, Sylvain Distin, Leighton Baines – Gerard Deulofeu (78′ Aiden McGeady), Jamie McCarthy, Gareth Barry, Leon Osman (58′ Ross Barkley) – Steven Naismith, Romelu Lukaku. Trener: Roberto Martínez.
Marcin Wandzel Czytaj dalej...
W tym tygodniu Atlético sprawiło miłą niespodziankę i wyeliminowało Barcelonę z LM… Czytaj dalej...
Zaraz mecz przyjaźni: Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk. Przypominamy spotkanie, w którym te same drużyny zmierzyły się na otwarcie stadionu w stolicy Dolnego Śląska. Czytaj dalej...
Subiektywny ranking najlepszych piłkarzy świata ostatniego ćwierćwiecza. Na pozycji 153. Stuart Pearce. Czytaj dalej...
PSG zakończyło swoją przygodę w LM. Trochę żałuję, ale Chelsea pokazała klasę, tak jak gracze Los Colchoneros. Czytaj dalej...