825 dni Radosława Mroczkowskiego

Zawieszony przez zarząd Widzewa szkoleniowiec, wytrwał najdłużej na stanowisku trenera od złotej ery Franciszka Smudy.

W butach po Czesławie
Jest czerwiec 2011 roku. Władze Widzewa oznajmiają, że nowym trenerem zostaje dotychczasowy trener ekipy Młodej Ekstraklasy, Radosław Mroczkowski. Kilka dni wcześniej włodarze łódzkiego klubu nie potrafili porozumieć się z Czesławem Michniewiczem.

Mroczkowski jawił się jako opcja nie najlepsza, lecz… najtańsza. Widzew sporo ryzykował stawiając na niedoświadczonego szkoleniowca, który wcześniej wytrwał ledwie pięć kolejek na stanowisku głównodowodzącego w Dolcanie Ząbki. Łącznie Mroczkowski był trenerem Widzewa przez 825 dni. Pod jego wodzą łódzki klub rozegrał 69 spotkań ligowych, zdobywając w nich 80 punktów. Mroczkowski poprowadził widzewiaków do 19 wygranych, 23 remisów, a 27 meczów przegrał. Gole: 63-86.

Kadencja Mroczkowskiego w Widzewie naznaczona była ciągłym „zjazdem” klubu po równi pochyłej. Konsekwentnie obcinany budżet, zaległości finansowe wobec zawodników sięgające kilku miesięcy, rozstawanie się z najbardziej wartościowymi zawodnikami poprzez polubowne rozwiązywanie kontraktów w zamian za rezygnację z walki o zaległe pieniądze, wreszcie konieczność wyszukiwania tanich w utrzymaniu graczy z kartą na ręku. Oj, nie miał lekko trener Mroczkowski… Oto historia nieustannej jego walki o jak najlepszy skład i… normalność w każdej rundzie.

Jesień 2011
Latem z Łodzi odchodzą Darvydas Sernas, Wojciech Szymanek, Prejuce Nakoulma, Rafał Grzelak i Piotr Kuklis. Jedynym nowym graczem Widzewa zostaje Nigeryjczyk Princewill Okachi, wyłuskany z drugiej ligi maltańskiej. Jednak kadra łódzkiego klubu jest na tyle silna, że pozwala ograć we Wrocławiu Śląsk, w Poznaniu Lecha, a w Łodzi zmontowaną na nowo po hurtowych zakupach Józefa Wojciechowskiego, Polonię Warszawa.

W Widzewie pierwsze skrzypce grają silni stoperzy Jarosław Bieniuk i Ugo Ukah oraz przeżywający drugą młodość pomocnik Adrian Budka. Na początku z dobrej strony pokazał się błyskotliwy Gruzin, Nika Dzalamidze.
Miejsce w tabeli: 7.
Ilość punktów: 25

Wiosna 2012
Zimą Widzew w dziwny (czyli charakterystyczny dla siebie…) sposób rozstaje się z Budką. Mimo mamienia opinii publicznej o ciągłych negocjacjach, klub nie wykupuje z powodu braku funduszy Dzalamidze, do rezerw zostają zesłani Bartosz Kaniecki i Sebastian Madera, którzy ostatecznie – śladem Piotra Grzelczaka – lądują na wybrzeżu, w Lechii Gdańsk. Z wielką pompą przywitano Marcina Kaczmarka, który na Piłsudskiego 138 przeniósł się zza miedzy, z ŁKS. Klubem targają wewnętrzne konflikty: obcokrajowcy domagają się zaległych pieniędzy, bojkotują politykę finansową klubu, słabo grając w ligowych spotkaniach.
Mroczkowski wynalazł Tunezyjczyka Mehdiego Ben Dhifallaha (4 gole wiosną), dał szansę debiutu w ekstraklasie Mariuszowi Rybickiemu i Mariuszowi Stępińskiemu. Na chwilę reaktywował się Radosław Matusiak (gol w meczu z Legią).

Miejsce w tabeli: 11.
Ilość punktów: 39 (14 wiosną)

Jesień 2012
Lato poprzedzające rundę jesienną było gorącym okresem rozstań. Z drużyny odchodzi ośmiu zawodników, którzy z powodzeniem grali lub mogliby grać w podstawowym składzie. Jako pierwszy wyleciał nieustannie upominający się o zaległe pieniądze Tunezyjczyk Souheil Ben Radhia. Z kolejnymi piłkarzami polubownie rozwiązano umowy, w zamian za… zapomnienie o długach wobec klubu. Władze Widzewa wykazały się niezwykle pokrętną logiką: kupujesz zawodnika, promujesz go, nie płacisz mu pensji, puszczasz wolno, nic na nim nie zarabiając. W zamian gość nie będzie upominał się o pieniądze, które należą mu się jak psu zupa… Z Widzewa odeszli m. in.: Jarosław Bieniuk, Ukah, Dudu, Bruno Pinheiro, Mindaugas Panka, czy Przemysław Oziębała. Uff…

Mroczkowski nie spasował, lecz zakasał rękawy i wziął się do roboty, czyli budowania, a raczej klecenia drużyny z piłkarzy z kartą na ręku. 150.000 złotych Widzew wydał jedynie na zakup Jakuba Kowalskiego. Były to pieniądze wyrzucone w błoto. Natomiast z dobrej strony pokazali się Thomas Phibel, Alex Bruno, czy Radosław Bartoszewicz. Pierwszego gola w ekstraklasie strzelił Mariusz Stępiński. Łodzianie zanotowali wspaniały start: komplet zwycięstw w czterech pierwszych kolejkach. Cała Polska mówiła o „dzieciakach Mroczkowskiego”. Z upływem czasu widzewiacy przesuwali się w dolne rejony tabeli.
Miejsce w tabeli: 9.
Ilość punktów: 21

Wiosna 2013
Zimą łodzianie uczestniczyli w turnieju Copa Del Sol w słonecznej Hiszpanii. Podopieczni Mroczkowskiego byli rewelacją, awansując do finału, w którym 1:2 ulegli Szachtarowi Donieck. Widzew wracał do kraju z podniesioną głową. Nie dość, że zimą Widzew nie poniósł żadnych strat, to na dokładkę pozyskał Bartłomieja Pawłowskiego, który stał się jednym z objawień ligi.

Wiosna okazała się pasmem widzewskich nieszczęść. Piłkarze nie widzieli na kontach wypłat od dobrych kilku miesięcy, Brazylijczyków Alexa Bruno i Emersona Carvalho wyrzucono z salezjańskiej bursy, bo klub nie regulował należności za pokoje. Mariusz Stępiński na spotkaniu w sprawie kontraktu, zanim usłyszał propozycję klubu, oznajmił, że będzie kontynuował przygodę z piłką w FC Nuernberg. Piłkarze znów urządzili niemy protest przeciwko zaległościom finansowym, słabiutko prezentując się w meczach ligowych. Prym wśród „strajkowiczów” wiedli już nie obcokrajowcy, lecz krajowa starszyzna: Kaczmarek i Sebastian Dudek. Właściciel klubu Sylwester Caccek publicznie zarzucił Mroczkowskiemu „brak jaj”, ponieważ nie chciał odsunąć hamulcowych od gry w podstawowym składzie. Ostatecznie ekstraklasę dla Łodzi udało się uratować, a świetne recenzje obok Pawłowskiego zbierał twardo grający stoper Phibel.
Miejsce w tabeli: 13.
Ilość punktów: 33 (12 wiosną)

Jesień 2013
Przed przygotowaniami do nowych rozgrywek Mroczkowski stracił dwóch ludzi ze swojego sztabu: szefa banku informacji Miłosza Stępińskiego i niezwykle doświadczonego, a przede wszystkim zaufanego asystenta Krzysztofa Chrobaka. Jakby tego było mało z drużyny za darmo odchodzili kolejni wartościowi zawodnicy: Łukasz Broź, Radosław Bartoszewicz, Dudek oraz strajkujący już wiosną Ben Dhifallah. Na domiar złego kapryśny niczym panna na wydaniu stał się Phibel, który codziennie zmieniał zdanie i nie wiedział czy chce zostać przy Piłsudskiego, czy jednak ma odejść. Najpierw dobrowolnie przedłużył sobie urlop, po czym pojawił się w klubie z… matką, która miała stanowić alibi dla Francuza z Gwadelupy. Ostatecznie Phibel znalazł klub w Rosji, wyjeżdżając w trakcie rundy na testy do Metalista Charków.

PZPN nałożył na Widzew ograniczenie, polegające na zatrudnianiu piłkarzy zarabiających miesięcznie maksimum 5.000 złotych brutto. Wiadomo było, że to pętla na szyję, z której ciężko będzie się Widzewowi wyślizgnąć. Mroczkowski uciekał jednak przed stryczkiem urządzając wielkie testowanie. Gdy trenerowi wpadł w oko Łotysz Eduards Visnjakovs, usłyszał od władz klubu, że nie ma na niego pieniędzy. Operatywny szkoleniowiec sam zorganizował sponsora – Grzegorza Waraneckiego, który pozyskał Łotysza i zadeklarował się wypłacać mu pensję w wysokości 10.000 złotych miesięcznie. Oczywiście ten sukces przypisali sobie działacze Widzewa.

Już w trakcie rundy jesiennej, oprócz E. Visnjakovsa, do Łodzi trafili: Aleksiejs Visnjakovs, Haitańczyk Kevin Lafrance, Hiszpan Jonathan de Amo Prerez i Litwin Povilas Leimonas. Mroczkowski z marszu musiał ich wkomponować w drużynę. Rozgrywki trwały…

Coś w nim pękło
Drużyna Widzewa grała coraz słabiej. Pozyskani zawodnicy grali „na świeżości”, więc wyglądali nieźle, zespół ciułał punkty. Jednak bezlitosny czas i rywale obnażali coraz więcej słabości łódzkiej ekipy. Mroczkowski starał się jak mógł, zmieniał, żonglował, przestawiał, jednak sam się w tym wszystkim pogubił. Apogeum przyszło w meczu z chorzowskim Ruchem. Widzewiacy przegrali 0:1, grając tragicznie, a trener nie wystawił w pierwszym składzie najlepszych w tym sezonie Patryka Stępińskiego i Velijko Batrovicia.

Na konferencji prasowej po meczu z „Niebieskimi” zrezygnowany opiekun drużyny wypalił:
– Coś pozytywnego, jakaś nadzieja? Nie widać. Gdybym miał teraz coś zmienić, to chyba zdecydowałbym się na nowy nabór, nowy okres przygotowawczy i spróbował jeszcze raz. Chyba tak…

Mroczkowski zapewne powiedział to pod wpływem emocji. On żyje Widzewem i boli go to, co dzieje się w klubie. Nic dziwnego, że po kolejnej porażce, w otaczającej go beznadziei powiedział takie słowa. To była chwila słabości, do której miał prawo po ponad dwóch latach pracy w ekstremalnych warunkach.

Po tych słowach nie wytrzymał zarząd Widzewa i… zawiesił Mroczkowskiego w prawach pierwszego trenera Widzewa. Nie zwolnił, tylko zawiesił. Nie pomogło mu, że przed startem obecnego sezonu szkoleniowiec odrzucił intratną ofertę z Lubina. Mroczkowski został w Widzewie, mając nadzieję na lepsze jutro, licząc na to, że wreszcie uda mu się zbudować coś trwalszego niż drużyna na jedną rundę. Przeliczył się.

DLOLO

Ale w Widzewie jest taki bałagan, że Mroczkowskiego odsunięto od pracy z drużyną, nie mając jego następcy. Odmówił lojalny wobec Mroczkowskiego Tomasz Kmiecik, po wielkich namowach zdecydował się Rafał Pawlak… Na trenerskiej karuzeli pojawiają się nazwiska Leszka Ojrzyńskiego, Jacka Zielińskiego, Bogusława Kaczmarka… Wydaje mi się jednak, że żaden z nich jednak nie wejdzie na minę typu Widzew. Bieda, brak perspektyw, ciągłe wyszarpywanie normalności… Z drugiej strony działacze pozbawieni wyobraźni. Nie wiadomo, co gorsze.

Grzegorz Ziarkowski