Andrea Pirlo: Myślę, więc gram

Będąc kibicem Realu Madryt, stwierdzam dziś: szkoda, że Andrea Pirlo nigdy nie trafił na Santiago Bernabéu.

Zaczynając czytać książkę „Myślę, więc gram”, pomyślałem, że mało wiem o Włochu. To znaczy niby wiedziałem, gdzie i jak grał (ale o Interze nie pamiętałem), że był bliski przejścia do Realu Madryt… Właściwie tyle. No i że zawsze sprawiał wrażenie wyjątkowo kumatego. Aha, i jeszcze o tym, że któryś z katalońskich periodyków stworzył jedenastkę najbrzydszych piłkarzy, w której znalazł się Włoch. Nigdy nie lubiłem w sobie tego, że zapamiętuję debilizmy.

***

Jeżeli o mnie chodzi, to – poza wyjątkami – najbardziej lubiłem i lubię niekonwencjonalnych pomocników. W moim Realu kiedyś najbardziej podziwiałem Fernando Redondo i Gutiego, dziś Lukę Modricia, uwielbiam też patrzeć na to, jak Mateo Kovacić z piłka przyklejoną do nogi mija kilku rywali. Jeżeli chodzi o inne kluby, też spoglądam głównie na artystów środka pola; czekam chociażby, aż wreszcie odpali ten nieszczęsny Paul Pogba. Nad grą Pirlo również, wiadomo, trudno było mi przejść do porządku dziennego.

***

Ta świetna autobiografia ukazuje człowieka inteligentnego, trochę złośliwego, mającego poczucie humoru, kochającego futbol, ale – człowieka z horyzontami, które nie są zawężone do tej dyscypliny sportu. Pirlo potrafi na jednym oddechu pisać o tym, że Pippo Inzaghi przed meczem chodził trzy razy – cytuję – „srać” (i nie ma w tym chamówy) oraz o „Zeligu” Woody’ego Allena.

Trudno się nie uśmiechnąć, gdy wspomina, w jaki sposób Silvio Berlusconi chciał go zatrzymać w Milanie: kupnem Klaasa-Jana Huntelaara. Napisałbym, że chciałbym zobaczyć minę Pirlo, gdy jego pryncypał wyskoczył z tą zniewalającą nowiną, ale wiemy, że włoski maestro operuje przez całą karierę jednym wyrazem twarzy. W każdym razie Andrea powtarza jedno słowo: „Huntelaar”, i robi się śmiesznie. Warto sprawdzić.

Jeszcze bardziej zabawnie jest wtedy, gdy Pirlo opisuje swego kolegę hipochondryka z Juventusu, Alessandro Matriego, który „niekiedy czuje się do tego stopnia fatalnie, że wydaje mu się, że jest zawodnikiem Torino”.

Futbol to nie tylko radość. W książce nie mogło zabraknąć fragmentu dotyczącego słynnego finału ze Stambułu, w którym Milan przegrał niemal wygrany mecz z Liverpoolem. Jak Pirlo nazwał Jerzego Dudka? Trzeba przeczytać.

***

Mnóstwo ciekawych spraw porusza zawodnik grający dziś w New York City FC. Pamiętam, gdy w 2004 roku Rossoneri pokonali Deportivo La Coruña 4:1 w meczu Ligi Mistrzów. Tak bardzo wierzyłem, że Juan Carlos Valerón i jego koledzy zdołają odrobić straty na Riazor, że aż poszedłem po pracy na piwo. Udało mi się wrócić na drugą połowę i mogłem zobaczyć jedną z najpiękniejszych remontad w historii piłki. No dobra, ale ważniejsze jest to, co na temat tamtego meczu myśli Andrea Pirlo. Sprawdźcie koniecznie.

***

Gdy przeczytałem na okładce „Myślę, więc gram”, że to arcydzieło, na dodatek lepsze niż „Ja, Ibra”, pomyślałem: „Bez przesady, zwłaszcza że to króciutka książka” (niby ma ponad dwieście stron, ale czcionkę można by zobaczyć z kilometra). Jednak gdy doszedłem do ostatniego zdania, miałem wrażenie, że poświęciłem czas czemuś wyjątkowemu, i to nie tylko, jeżeli chodzi o biografie piłkarzy. Jeżeli wyjdzie wznowienie „Penso quindi gioco”, poszerzone o to, co robił Pirlo po odejściu z Juve i reprezentacji, na pewno je przeczytam.

***

W sumie, jakby dobrze się przyjrzeć i pomocnikowi z Flero, i Ibrahimoviciowi, można zauważyć, że w pewien sposób są do siebie podobni, bo należą do starej szkoły: sportowców z osobowością, których biografii nie przeżuli tysiąc razy spece od piaru. Będzie ich brakować.

A „Myślę, więc gram” polecam wszystkim nadętym ćwokom, którzy generalizują, że piłkarze mają rozum w nogach.

pirlo


Andrea Pirlo oraz Alessandro Alciato: „Myślę, więc gram” („Penso quindi gioco”; tłum. Marcin Nowomiejski; wydawnictwo Sine Qua Non; 2014 r.; 264 strony).

Marcin Wandzel