Angielski pacjent

Jonathan Woodgate gościł kiedyś na Slow Foot. Tym razem pojawia się w mniej zabawnym kontekście.

Dwa tygodnie przed urlopem poważnie uszkodziłem ścięgno Achillesa. Izba przyjęć, diagnoza, szpital, zabieg, ból jak stąd do Rio de Janeiro, leżenie w łóżku, które zaczęło męczyć tak, że wolałbym chyba siedzieć w pracy… W związku z tym, że nie chciało mi się czytać, głównie oglądałem filmy (może ktoś wytłumaczy prostaczkowi, o co chodziło Małgorzacie Szumowskiej w „Body/Ciało”?).

Piszę o tym nie dlatego, że chcę się poużalać nad sobą ani po to, żeby któraś z licznych Czytelniczek przyszła mnie przytulić. Po prostu na chorobowym – oprócz oglądania filmów – sprawdzałem też kadry klubów Premier League na ten sezon. Doszedłem do Middlesbrough, a tam: „Jonathan Woodgate – end of career”.

Dawno temu czytałem wywiad z polskim lekarzem (niestety, nie pamiętam nazwiska), doprowadzającym do stanu używalności kontuzjowanych piłkarzy. Starszy pan powiedział, że żadne pieniądze nie wynagrodzą bólu, jaki odczuwają. Rozmowa z nim przypomniała mi się oczywiście à propos informacji o zakończeniu kariery przez Woodgate’a. Jeśli ja po kilku dniach w szpitalu marzyłem o tym, by ktoś zakończył moje cierpienia, to co mają mówić tacy goście jak Arjen Robben czy bohater tego tekstu?

Wpisujesz „Jonathan Woodgate” w Google, podpowiedź: „człowiek porażka”. Anglik był świetnym obrońcą, ale kojarzyć się będzie zawsze głównie z jedną sytuacją. O niej za chwilę.

cech woody


Nawet tak miły gość jak Petr Čech znęcał się nad Woodym

Woodgate w sierpniu 2004 roku przeszedł z Newcastle do Realu Madryt. Z jednej strony uznawany był za obrońcę wybitnie utalentowanego. Wcześniej, gdy grał w Leeds United, nazywany był „perłą w koronie” kadry tego klubu (zadebiutował w pierwszej drużynie będąc nastolatkiem), a przecież akcje Pawi stały wtedy o wiele wyżej niż dziś. Z drugiej, w ciągu półtora roku – jak podaje espn.co.uk – zagrał tylko 37 meczów. Na 128 możliwych.

Do stolicy Hiszpanii trafił kontuzjowany. Pierwszy mecz ligowy zaliczył dopiero w… kolejnym sezonie – 22 sierpnia 2005 roku. I był to debiut uznawany przez wielu za najgorszy w historii futbolu. W 25. minucie Joseba Exteberria strzelił w kierunki bramki Ikera Casillasa, ale efektowną główką pokonał Hiszpana Jonathan Woodgate. Jakby tego było mało, Anglik tuż przed przerwą zobaczył żółtą kartkę, a w 66. minucie drugą. Na szczęście dla Realu i Jonathana dwie minuty później Raúl trafił na 3:1.

To był dziwny Real. Z jednej strony największe gwiazdy: Figo, wspomniany Raúl czy Ronaldo, z drugiej – takie ananasy jak Francisco Pavón, Thomas Gravesen i Pablo García. Za trenera robił brazylijski „mag”, Vanderlei Luxemburgo.

Z łatwością można znaleźć film przedstawiający fatalny występ Woodgate’a. Ale obrazka z jego jedyną bramką zdobytą w białych barwach (19 października 2005 roku trafił głową na 1:1 w meczu z Rosenborgiem, wygranym przez Real 4:1), nie umiem odszukać.

Mimo kiepskiego wejścia w drużynie z Santiago Bernabéu zdobył silną pozycję, miał odpowiednie umiejętności, by na lata zostać podstawowym stoperem w być może najbardziej wymagającym klubie świata. Co z tego, skoro znów dały znać o sobie kontuzje. Przy okazji można dowiedzieć się, że w Realu posługiwano się medycyną alternatywną. 😉

Gdy schodził z boiska w feralnym meczu przeciwko Athleticowi, kibice – jak sam mówił – wspierali go. Nie zmienia to faktu, że później czytelnicy „Marki” uznali transfer Woodgate’a za najgorszy w XXI wieku.

Zerkam na transfermarkt.co.uk na listę kontuzji, jakich nabawił się Woodgate. Plecy, pachwina, przywodziciel, łydka… Trochę tego jest, a podane są tylko te z lat 2008-2011. Wystarczy wspomnieć, że były zawodnik Newcastle między listopadem 2009 a lutym 2011 pauzował aż 450 dni. Dlatego, głosując na najgorszy transfer XXI wieku czy też najgorszy transfer w historii Realu Madryt, nigdy bym nie wskazał na Anglika. Zawsze uważałem, że ci, którzy spędzają niemal tyle samo czasu w gabinetach lekarskich, co na boisku, w takie „zabawy” nie powinni być mieszani.


Jedyne trofeum zdobyte przez Woodgate’a – Puchar Ligi. Sprawdźcie koniecznie, kto trafił na 2:1. 🙂

Z Hiszpanii wrócił do Anglii. Grał w Boro, Tottenhamie, Stoke i znów w klubie z Riverside Stadium. Jeżeli chodzi o jego wkład w powrót drużyny Aitora Karanki do Premier League, to… dwa razy usiadł na ławce rezerwowych. W ekstraklasie jednak piłki kolejny raz nie kopnie. Pocieszające jest to, że nie nabawi się też kontuzji.

Obecnie pracuje jako skaut Liverpoolu, ma działać w Hiszpanii. W Realu Madryt miał więcej czasu na naukę języka hiszpańskiego, niż by chciał.

Kończąc pisanie o przypadłościach jednego ze swych ulubionych piłkarzy, dodam, że uważam, że środek obrony reprezentacji Anglii: Jonathan Woodgate – Ledley King nie byłby gorszy od pary Rio Ferdinand – John Terry. Tylko zdrowia obu panom zabrakło.

Marcin Wandzel