Bohater trzeciego wyboru

Możliwe, że w ostatnią środę obejrzałem najlepszy mecz w sezonie. Chociaż nie brakowało sporych błędów w obronie po obu stronach, a także niektórych znaczących piłkarzy na boisku, to było właśnie to.

Manchester City – Tottenham Hotspur 4:3
Rekordowa liczba bramek, aż cztery w ciągu jedenastu minut, i zawrotne tempo prowadzenia akcji. W końcu drużyna, która wygrała jednym golem, nie awansowała do półfinału Ligi Mistrzów. To się nazywa urok pucharów. Władze piłkarskie strzeliłyby sobie – nie pierwszy raz zresztą – samobója, gdyby liczba bramek na wyjeździe nie liczyła się podwójnie… a takie zamiary zniesienia podobno są rozważane.

Wyróżnić można przynajmniej kilku graczy. Raheem Sterling przechodzi ostatnio samego siebie. Dla równowagi – Koreańczyk Son Heung-min również wie, jak się uwolnić od krycia i znaleźć drogę do bramki. Co z kolei zrobiłby pierwszy z wymienionych, drobny skrzydłowy City, gdyby nie zauważał go Kevin De Bruyne, obsługując kapitalnymi podaniami. Taką wyliczankę możemy rozciągać długo i namiętnie. Fakty są takie, że to popularne Koguty – w składzie bez kontuzjowanego Kane’a – są wśród najlepszej czwórki. I to ekipa Mauricio Pochettino stanie przed historyczną szansą na sięgnięcie po przereklamowane, ale jednak bardzo ważne z biznesowego punktu widzenia trofeum (Ajax ma, Liverpool także, a o Barcelonie wspominać już nie trzeba).

Dwukrotny zdobywca Pucharu UEFA, o jednym z tych tytułów było u nas tutaj i jednokrotny Pucharu Zdobywców Pucharów, na którego nikt jakoś specjalnie nie stawiał (albo przynajmniej nie mówił o tym głośno), potrafił się skutecznie obronić przed odpadnięciem. „Obronić”, że pozwolę zacytować siebie, w kontekście rewanżu z Obywatelami to słowo odnoszące się w większym stopniu do formacji ataku. Cztery razy bowiem piłka w sieci Llorisa się znalazła. A nawet pięć!, jeśli weźmiemy pod uwagę doliczony czas gry i nieuznane trafienie po spalonym…

Pierwszym wyborem w ataku jest bezcenny Kane, którego dwa dni temu na boisku zabrakło. Tottenham wyszedł więc z fałszywym napastnikiem, jakim jest z pewnością Son (niech każdy ma takiego niby nie napastnika). Momentami najdalej wysuniętym graczem był też Lucas. Za to w 41. minucie zameldował się na placu Fernando Llorente, zmieniając obolałego Moussę Sissoko. I to właśnie urodzony w Pampelunie trzydziestoczteroletni wysoki zawodnik linii ataku okazał się bohaterem.

A wydawało się, że po golu na 4:2 Sergio Agüero będzie po sprawie i że to ulubieńcy Noela Gallaghera zameldują się w półfinale. Nic bardziej mylnego.

Kontrowersji przy zdobyczy Llorente z 73. min. było sporo. Uderzenie piłki biodrem było sprawdzane przez sędziego Çakira z Turcji i weryfikowane chyba na sto różnych sposobów. Być może piłka lekko musnęła rękę byłego reprezentanta Hiszpanii, choć intencji wyraźnie z jego strony nie było widać żadnej. Serca fanów z Londynu musiały w tym momencie zabić mocniej. A Pochettino bodajże rzucił marynarkę w kąt. Ostatecznie wszystko później dla dwukrotnych mistrzów Anglii skończyło się pomyślnie.

Jest to najlepsza możliwa nagroda za całokształt żmudnej pracy wykonywanej przez sztab Argentyńczyka. Przeważnie w ostatnich latach bez wydawania wielkiej forsy na transfery udało im się zbudować prawdziwą drużynę. Widać więź, chęć wspólnego grania i motywację do dalszego rozwoju.

Na pochwały za środowy mecz zasłużył każdy bez wyjątku. Pozytywnie zaskoczył mnie nawet rzadziej widziany w podstawowej jedenastce Kogutów Kenijczyk Victor Wanyama.

Kolejny dwumecz z Ajaxem zapowiada się pasjonująco. I – na dokładkę – pewnie będzie szczególny dla kilku byłych zawodników klubu z Amsterdamu, a obecnie ważnych postaci drużyny z nowego White Hart Lane.

Paweł Król