„Czerwone Diabły” wygaszają piece?

Reprezentacja Belgii nie zachwyca w katarskim mundialu…

Trzecia drużyna świata w Katarze gra w trybie ekonomicznym. To czternasty w historii mundial w wykonaniu Belgów. Na Bliski Wschód selekcjoner Roberto Martínez zabrał doświadczoną kadrę. Aż szesnastu z 26 wybrańców Hiszpana ma za sobą występy w mistrzostwach świata. Ci najbardziej zaprawieni w mundialowych bojach to: bramkarz Thibaut Courtois (12 meczów), obrońcy Toby Alderweireld (10 meczów) i Jan Vertonghen (11 meczów/2 gole), pomocnicy Axel Witsel (10 meczów) i Kevin De Bruyne (10 meczów/2 gole) oraz napastnicy Eden Hazard (11 meczów/3 gole), Romelu Lukaku (10 meczów/5 goli) i Dries Mertens (11 meczów/2 gole).

Z wyżej wymienionych piłkarzy tylko mający problemy zdrowotne Lukaku nie przekroczył trzydziestki. Złote pokolenie w Katarze z pewnością chciałoby udowodnić, że nie ma najlepszych lat za sobą i nieprzypadkowo zajmuje drugie miejsce w rankingu FIFA.

Fart z Kanadą
W pierwszym spotkaniu Belgowie zmierzyli się z wracającą na mundial po 36 latach Kanadą. Już w 10. minucie drużyna spod znaku klonowego liścia dostała rzut karny. Ręką zagrał Yannick Carrasco, co wychwycili sędziowie VAR. Drużynę Belgii uratował Courtois – bramkarz Realu obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Alphonso Daviesa. Jednak w pierwszej połowie spotkania to ekipa z Ameryki Północnej częściej utrzymywała się przy piłce na połowie Belgów, częściej atakowała. Drużyna Martíneza miała problemy z płynnością akcji. Kiepsko grał Hazard, bez efektu szarpał De Bruyne. Nawet jedyna bramka dla Belgii padła po najprostszej z możliwych akcji – dalekie wybicie Alderweirelda przejął Michy Batshuayi i mocnym uderzeniem pokonał byłego bramkarza kieleckiej Korony, Milana Borjana.

W drugiej połowie meczu z Kanadą „Czerwone Diabły” skutecznie, choć momentami bardzo głęboko, broniły się przed atakami rywala. Po niespełna godzinie z boiska zszedł Hazard, a inny z liderów – De Bruyne – grał jakoś bez przekonania. Największe zagrożenie na połowie rywali stwarzał Batshuayi, jednak był pozbawiony wsparcia kolegów. Defensywę w ryzach trzymał weteran Vertonghen, a gdy i on okazał się przeszkodą do przejścia, mężem opatrznościowym Belgów był Courtois. Ostatecznie udało się wymęczyć niezwykle cenną wygraną 1:0.

Niefart z Marokiem
Maroko w pierwszym meczu bezbramkowo zremisowało z Chorwacją i w kolejnym wcale nie zamierzało ułatwiać zadania kolejnemu medaliście rosyjskiego mundialu. „Lwy Atlasu”, w składzie m.in. z Achrafem Hakimim oraz Hakimem Ziyechem, postawiły Belgom poprzeczkę niezwykle wysoko. Ba, zespół z Afryki w doliczonym czasie gry pierwszej połowy nawet skierował piłkę do siatki, jednak analiza VAR wykazała, że Romain Saïss, który musnął futbolówkę głową po wrzutce Ziyecha, był na minimalnym spalonym. Belgowie nie potrafili w pierwszej połowie mocniej zagrozić bramce Munira. Co ciekawe, pierwszy bramkarz drużyny, Yassine Bounou, zdążył wziąć udział w rozgrzewce, zaśpiewać hymn, a następnie… zniknął. Jak się okazało, naciągnął mięsień uda. Komentujący dla TVP to spotkanie Mateusz Borek przez niemal 20 minut spotkania widział w bramce marokańczyków golkipera Sevilli, za co przeprosił widzów.

Znów kiepsko wyglądał Eden Hazard, który kilka razy nie zrozumiał się z kolegami. Na starszego brata zapatrzył się Thorgan, który też był cieniem zawodnika znanego z Borussii Dortmund. Chaotyczny był grający na desancie Batshuayi, schematyczny i powolny w środku pola Axel Witsel, niedokładni boczni obrońcy – Timothy Castagne oraz Thomas Meunier.

W drugiej połowie na boisku zameldował się Mertens, który chwilę po wejściu na nie sprawdził umiejętności marokańskiego bramkarza. Ale jeden strzał to było wszystko, na co było stać pomocnika Galatasarayu. Z drugiej strony sporo roboty miał Courtois, broniąc strzały Ziyecha i Sofiane’a Boufala. Wreszcie w 73. minucie belgijski golkiper skapitulował po rzucie wolnym Abdelhamida Sabiriego. Niejako na usprawiedliwienie bramkarza Realu trzeba dodać, że znów kręcił się koło niego Saiss, ale tym razem Marokańczyk nie był na spalonym.

Podrażniona stratą gola Belgia ruszyła do przodu. Niedokładnie zagrywał Leandro Trossard, pod bramką „Lwów Atlasu” pudłowali Batshuayi oraz Vertonghen. Trzeba oddać „Czerwonym Diabłom”, że nie miały pomysłu na sforsowanie dobrze ustawionych w obronie Marokańczyków. Jeden z kontrataków drużyny z północnej Afryki zakończył się błędem Witsela, skuteczną szarżą Ziyecha i celnym strzałem Zakarii Aboukhlala. Belgowie przegrali 0:2. Teraz ich losy rozstrzygną się w meczu z Chorwacją.

Po meczu doszło do zamieszek w Brukseli. Prowokować miała je tamtejsza mniejszośc marokańska.

Foto: twitter.com

Grzegorz Ziarkowski