Czwartkowy mecz. Legia Warszawa – FC Midtjylland 1:0
Lepiej późno niż wcale. To pierwsza wygrana legionistów w tegorocznej fazie grupowej Ligi Europy…
Dodajmy, że jest to wygrana, które daje Legii matematyczne, tudzież iluzoryczne szanse na awans do wiosennej fazy pucharowej. I znów, tak jak w przypadku Lecha, będzie o niewykorzystanych szansach. Szczególnie bolą porażki w pierwszym starciu w Danii oraz w Belgii sprzed trzech tygodni. Bo grające w stolicy w rezerwowym składzie Napoli, po prostu się z Legią zabawiło…
Trzy rogi – karny
Warszawiacy od pierwszego gwizdka arbitra rzucili się na rywala. W początkowej fazie meczu zamknięci na własnej połowie Duńczycy bronili się dość rozpaczliwie, bowiem podopieczni Stanisława Czerczesowa egzekwowali trzy kornery z rzędu. Ale po żadnym z nich nie oddali nawet pół strzału w kierunku bramki Mikkela Andresena. Kiedyś na podwórkach grało się w myśl zasady „trzy rogi – karny”, ale w europejskich pucharach ona nie obowiązuje, choć polskie kluby nierzadko prezentują w nich futbol podwórkowy…
Dużą ochotę do gry przejawiali bałkańscy napastnicy Legii, ale Aleksandar Prijović co rusz przekonywał się o sile i zdecydowaniu duńskich obrońców, a Nemanja Nikolić jak już trafił do siatki, to sędzia boczny podniósł chorągiewkę, co oznacza, że Węgier musiał nadal czekać na premierowe trafienie dla wojskowych w Europie. Po kwadransie z niemocy zaczęli otrzepywać się Duńczycy. Sygnał do ataku dał im kapitan Erik Swiatczenko, ochoczo zapędzający się pod bramkę Arkadiusza Malarza przy stałych fragmentach gry. Stoper gości dochodził do sytuacji strzeleckich, na szczęście jego uderzenia głową szybowały nad poprzeczką bramki Legii.
Aleksandar światowy
Sporo szczęścia warszawiacy mieli też, gdy indywidualną akcję przeprowadził Ponte Sisto. Mający ugandyjskie korzenie pomocnik wpadł w pole karne Legii, lecz jego strzał zatrzymał się na bocznej siatce. Legioniści odpowiedzieli jeszcze efektowniej. W 30. minucie świetną akcję przeprowadził Ivan Trickovski, jego podanie przedłużył Prijović, a Nikolić podbił piłkę nad obrońcą i uderzył z woleja. Sęk w tym, że strzelił tam, gdzie stał Andresen. Pięć minut później golkiper Midtjylland nie miał już nic do powiedzenia. Pod pole karne gości zapędził się Igor Lewczuk i precyzyjnie dośrodkował. Prijović o ułamek sekundy wyprzedził Kiana Hansena i piękną główką zdobył gola dla Legii. W 42. minucie Andresen uprzedził Nikolicia, a w doliczonym czasie gry pierwszej połowy po akcji Kristoffera Olssona Jakob Poulsen z 17 metrów strzelił tuż nad poprzeczką.

Po zmianie stron odważniej zaatakowali niemający wiele do stracenia goście. Gra toczyła się na połowie wicemistrzów Polski, a Malarz musiał radzić sobie m.in. z uderzeniem Andre Romera. W 54. minucie sprzed „szesnastki” kąśliwie strzelał Daniel Royer, a Malarz szybko musiał naprawiać swój błąd, bo na piłkę, która wyleciała mu z rąk, czyhał już dwumetrowy Nigeryjczyk Paul Onuachu. Dwie minuty później stadionem przy Łazienkowskiej targnęło westchnienie żalu, bowiem z rzutu wolnego z 25 metrów niewiele pomylił się Stojan Vranjes. Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie, ale Bośniak coraz lepiej odnajduje się w warszawskim zespole.
Atak najlepszą obroną
Sporo ożywienia w poczynania gości wniósł Australijczyk Awer Mabil, wprowadzony za bezbarwnego Sisto. W 62. minucie nikt nie zamknął jego podania wzdłuż bramki, a kilkanaście sekund później ciemnoskóry gracz znalazł się kilka metrów przed bramką Legii, lecz zabrakło mu zimnej krwi i huknął z powietrza Panu Bogu w okno. Duńczycy dążyli do strzelenia bramki, a legioniści przy szczelnej defensywie mogli wyprowadzać kontry. Tak jak Lewczuk, który w 68. minucie wyszedł z piłką z własnej połowy, wymienił ją z kolegą i wpadł w pole karne, lecz jego strzał zatrzymał Andresen. Chwilę później obok bramki strzelił Trickovski, który swobodnie zbiegł z lewej strony do środka boiska.
W końcówce miło było patrzeć na poczynania podopiecznych Czerczesowa. Legioniści grali w myśl zasady „najlepszą obroną jest atak” i nie pozwalali rozwinąć skrzydeł walczącym o remis Duńczykom. Choć gdyby nie odważne wyjście Malarza w 83. minucie, który okazał się szybszy od Onuachu, mogło się różnie skończyć. Ale Legia dowiozła wygraną do końca. Ba, w doliczonym czasie gry mogła jeszcze podwyższyć wynik, ale zagranie Bereszyńskiego spod końcowej linii tylko ześlizgnęło się po bucie Nikolicia i skończyło się na strachu pod duńską bramką. Tak czy owak, zasłużona wygrana wicemistrzów Polski.

26 listopada 2015, Pepsi Arena w Warszawie
Faza grupowa Ligi Europy – 5. kolejka
Grupa D
Legia Warszawa – FC Midtjylland 1:0 (1:0)
Gol: Prijović 35.
Legia: Arkadiusz Malarz – Przemysław Bereszyński, Igor Lewczuk, Tomasz Jodłowiec, Łukasz Broź – Michał Kucharczyk, Stojan Vranjes, Ondrej Duda, Ivan Trickovski (82. Michał Żyro) – Nemanja Nikolić (90+1. Marek Saganowski), Aleksandar Prijović (64. Guilherme).
Midtjylland: Mikkel Andersen – Andre Romer, Kian Hansen, Erik Swiatczenko, Filip Novak – Daniel Royer, Jakob Poulsen, Tim Sparv, Kristoffer Olsson (69. Martin Pusic), Ponte Sisto (46. Awer Mabil) – Morten Rassmussen (36. Paul Onuachu).
Żółte kartki: Duda, Żyro/Romer, Sparv, Poulsen.
Sędziował: Andre Marriner (Anglia)
Widzów: 10.000
Grzegorz Ziarkowski







