Dwunaste urodziny

Tuzin. Tyle lat ma slowfoot!

Dwunastka kojarzy się z dwunastym zawodnikiem, czyli kibicami. W związku z tym postanowiliśmy krótko streścić najważniejszy mecz, na jakim byliśmy i wspieraliśmy piłkarzy z wysokości trybun. Każdy z nas potraktował to zadanie na swój sposób – zapraszamy do lektury.

*

Marcin Wandzel
Za młodu miałem marzenie: przeprowadzić się do Madrytu i chodzić na każdy mecz Realu. Prawie się udało. Kilka przesiadek, parę spacerów i jestem przy Estadio Santiago Bernabéu:

Na meczu Królewskich byłem raz (nie licząc gry olbojów, którzy odwiedzili Kraków): 17 lutego 2007 roku drużyna trenowana przez Fabia Capello po słabej grze zremisowała u siebie z Betisem 0:0. Trzeba mieć pecha: widzieć ukochany klub jeden jedyny raz na żywo i nie zobaczyć ani jednego jedynego gola (oczywiście, chodzi mi o gola dla gospodarzy). A był to sezon, w którym madrytczycy dzięki wspaniałej, wręcz heroicznej postawie wygrali Primera División. Bramki nie było, była czerwona kartka dla Beckhama i pamiętna okładka „Marki” (poniżej), którą dostawało się gratis przy wejściu do samolotu

Za rok wracam do Madrytu. Oby Luka Modrić, Jude Bellingham, Kylian Mbappé czy Vinicius byli zdrowi, a bramkarz rywali choć raz musiał wyciągnąć piłkę z siatki.

*

Łukasz Wierzbowski
Przedostatnia kolejka sezonu 1998/99, II ligi, grupy I (wówczas drugi poziom rozgrywek). W bezpośrednim meczu o utrzymanie, Elana Toruń zmierzyła się z Odrą Szczecin. Aby mieć los w swoich rękach, musiała to spotkanie wygrać. Na kilka minut przed końcem, przy wyniku 1:1, gospodarze wywalczyli rzut karny. Czułem, że nie będzie szczęśliwego zakończenia i wyjdę ze stadionu w podłym nastroju. Niestety, chwilę później okazało się, że przeczucia mnie nie myliły. Piłka po strzale Macieja Hanczewskiego poszybowała nad poprzeczką i mecz zakończył się remisem. Elana ostatni mecz na wyjeździe z KS-em Myszków wysoko wygrała, ale także Odra Szczecin pokonała swojego przeciwnika (Karkonosze Jelenia-Góra) i na koniec sezonu, o jeden punkt, wyprzedziła klub z Torunia. Od tego momentu Elana nie powróciła na drugi szczebel rozgrywek…

*

Paweł Król
Liczę, że taki (najważniejszy mecz) wciąż przede mną. Trzeba jednak określić i wskazać dotychczas, a nie wędrować w przyszłość, która zawsze jest niewiadomą… Wybieram towarzyskie spotkanie sprzed prawie dwóch dekad, w którym zobaczyłem na żywo drużynę z ligi niemieckiej. Leverkusen przegrało 12 lipca 2005 roku w Warszawie z Legią 1:2. Doceniam, że otrzymałem specjalne, rodzinne zaproszenie na to wydarzenie. Nadal zresztą mogę powiedzieć, że polska i niemiecka piłka to w moim życiu dwie ważne fascynacje. W zespole gości wystąpił wówczas przez 75 minut Jacek Krzynówek. Jedynego gola dla finalisty Ligi Mistrzów z 2002 r. zdobył zaś błyskotliwy napastnik z Brazylii – França. Dla popularnych Wojskowych trafiali Bartosz Karwan i Marek Saganowski. Na stary stadion przy Łazienkowskiej, w tym wakacyjnym terminie, przyszło 11 tysięcy widzów.

*

Grzegorz Ziarkowski
Spośród meczów ważnych, ważniejszych i najważniejszych wybrałem ten szczególny. Dlaczego? Bo po szybkiej analizie stwierdziłem, że to moje jedyne zwycięstwo Widzewa nad Legią widziane na żywo.

Było to 20 maja 1998 roku. Środa. Kuzyn załatwił bilet na mecz i pojechaliśmy we czwórkę. Kolega kuzyna i kuzyn byli pełnoletni, brat kolegi już był w szkole średniej i ja najmłodszy, uczeń siódmej klasy.

Na Widzew pognaliśmy starą czarną wołgą, która zostawiała za sobą kłęby czarnego dymu. Na godzinę przed meczem nad stadionem Widzewa przeszła ulewa. Jedynym schronieniem przed deszczem na otwartej trybunie był klubowy szalik założony na głowę.

Gdy piłkarze wybiegli na rozgrzewkę, przestało padać i wyszło słońce, które świeciło przez całe spotkanie. Pamiętam, że łódzcy kibice za cel obrali sobie Marcina Mięciela, którego wyzywali i obrażali przez całą rozgrzewkę i mecz.

Co zapamiętałem z pojedynku sprzed 20 lat? Niewiele. Czerwoną kartkę Arkadiusza Onyszki, który w dwudziestej którejś minucie faulował w polu karnym jednego z legionistów. Nieżyjący już Franciszek Smuda zdjął z placu Artura Wichniarka, by wprowadzić rezerwowego bramkarza Marcina Ludwikowskiego. Wychowanek Widzewa obronił rzut karny, który wykonywał Dariusz Czykier. ,,Lejba” nie miał najlepszego dnia, bo potem poślizgnął się przy wykonywaniu kornera, wzbudzając salwę szyderczego śmiechu na trybunach.

Jeszcze w pierwszej połowie Smuda musiał zdjąć z boiska Zbigniewa Czajkowskiego i wpuścić kolejnego wychowanka, Sławomira Sałacińskiego. Dziesięciu widzewiaków z Ludwikowskim i Sałacińskim kontra jedenastu legionistów. To nie mogło się dobrze skończyć.

A jednak… W 53. minucie z kontrą popędził albo Andrzej Kobylański albo Marcin Zając. Nieważne już kto. Najważniejszym z widzewiaków okazał się Piotr Szarpak, który za akcją podążył. I zakończył fenomenalnym strzałem.

Było 1:0 i tak zostało. Co działo się po przerwie na murawie oprócz gola nie bardzo już pamiętam. Na szczególne uznanie jednego z kibiców zasłużył Kobylański, który – tutaj cytat – zapierdalał jak struś.

Ostatecznie triumf nad Legią widzewiakom niewiele dał. Bo 4. miejsce w lidze nie gwarantowało gry w Europie. Mistrzem został ŁKS, przed warszawską Polonią i krakowską Wisłą. Legia była piąta.

*

Dariusz Kimla
Bardzo dużo tych meczów było w moim życiu, ale jest jeden, do którego chętnie wracam we wspomnieniach. Było słonecznie, Wielka Sobota 30 marca 2002 roku, mieszkałem wtedy z moją obecną żoną w Katowicach, na Wełnowcu. Jako że mieliśmy kilkaset metrów do stadionu na Bukowej, to wybraliśmy się spacerem na mecz polskiej ekstraklasy. GieKSa podejmowała Legię. Jeśli wziąć pod uwagę zarówno poziom piłkarski, jak i trybuny – był to najlepszy, więc najważniejszy mecz w moim życiu. Na dodatek z moją ukochaną osobą u boku.
Zaczęło się od szybkich dwóch bramek dla Legii. W bardzo dużym skrócie – nagle zrobiło się 3:2 dla gospodarzy! Stadion oszalał, takiego zbiorowego wybuchu radości nie przeżyłem już potem nigdzie. Tuż przed końcem meczu wyrównał Svitlica i skończyło się 3:3. Blaszok i Główna wypchane niemal do ostatniego miejsca, na sektorze gości prawie 1000 chłopa z Warszawy i Sosnowca, z obu stron bardzo donośny doping i pirotechnika. Ależ to było meczycho!

Z mojej strony ogromne podziękowania dla całej naszej Redakcji za pracę i zaangażowanie przez te 12 lat. Piszemy za zupełną darmochę, bo to kochamy.

Szczególne podziękowania i pozdrowienia również dla:
Piotrka Szczapy – jest z nami od samego początku, wspiera nas swoimi komentarzami, fotorelacjami z podróży i dobrym słowem
Tomka Wiereski – jeździ w rajdach rowerowych pod szyldem slowfoot.pl
Cezarego Hince – umieszcza nasze logo w swoich piłkarskich książkach
Jacka Zięby – organizuje m.in. turnieje piłkarskie, zarządza projektami Sport-Travel i Futbolandia; nasz Ślimak widnieje często na plakatach i banerach.
I dla wielu wielu innych, którzy nas wspierają, czytują, komentują.

Chwała Bogu za slowfoot! 🙂