Futbolowe wstawki w filmach fabularnych (2)

Tym razem jeden, ale dobry film. W moim przekonaniu.

„Deux jours, une nuit” (2014) / „Dwa dni, jedna noc”

Belgijski kandydat do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny; wyreżyserowany przez braci Dardenne, czołowych autorów europejskiego kina, tworzących w dokumentalnym stylu.

Główną bohaterką tej fabuły jest Sandra (Marion Cotillard), która musi walczyć o zachowanie swojego stanowiska pracy w jednej z firm w Seraing. Ma na to tylko weekend, a powinna odwiedzić w tym czasie kilkanaście osób: koleżanek i kolegów, z którymi zna się właśnie z miejscowego zakładu. Powinna przekonać ich do tego, żeby zrzekli się niemałej premii, dzięki czemu mogłaby nadal z nimi pracować. Tak w dużym skrócie przedstawia się scenariusz.

Krąży więc od domu do domu, odwiedzając kolejne osoby. Nie wszystkich na miejscu zastaje. Jednego z kolegów, Timura, znajduje na płycie treningowej miejscowego klubu piłkarskiego. W wolnym czasie bowiem trenuje on dzieci. Budująca jest to scena, kiedy między dwójką bohaterów – na tle boiska – dochodzi do rozmowy. To jest cały ten motyw futbolowej wstawki, który poniżej nieco sobie rozszerzymy na potrzeby cyklu.

W rzeczywistości w Seraing działał klub piłkarski. Nazywał się RFC (skrót od Royal Football Club) Seraing; początkowo bez królewskiego przedrostka w nazwie – jako FC Sérésien. Założono go w 1904 roku.

W 1994 r. został rozwiązany (z powodu marnej kondycji finansowej), a dwa lata później niejako przejęty przez – znajdujący się niedaleko, w tym samym okręgu administracyjnym – Standard Liège.

Największym sukcesem pozostaje zajęcie przez ten klub 3. miejsca w pierwszej lidze belgijskiej (Eerste klasse)… niejako na zakończenie własnej, autonomicznej działalności – w sezonie 1993/1994.

Byłym piłkarzem Seraing jest polski napastnik, Jan Benigier, który po odejściu z Ruchu Chorzów w 1980 r. przez dwa sezony tam grał. Występowali w nim też inni reprezentanci krajów, tacy jak Kameruńczyk Jean-Claude Pagal, Belg Guy Dardenne (cóż za zbieżność nazwisk) czy pochodzący ze Słowacji Ján Kozák.

Wracając do filmu, żeby jakoś go podsumować. Obejrzałem go dwukrotnie, co nie zdarza się u mnie często. I przy drugim oglądaniu zrobił jeszcze większe wrażenie. Wrażenie pozytywne. Moim zdaniem, bo nie chcę nikomu tutaj niczego narzucać, autorzy z Belgii są jednymi z nielicznych reżyserów w Europie, którzy w nietrywialny sposób opowiadają o świecie, w którym pieniądz dominuje bezwzględnie. Wciąż jednak żyją w nim ludzie, dla których ostatecznie ważniejszy jest odruch serca. I to znajduje swoje odbicie na ekranie ich filmów.

Paweł Król