Futbolowe wstawki w filmach fabularnych (9)

Niezapowiedziana, przynajmniej w tytule, katastrofa…

Jedna wstawka, ale konkretna (Dlatego że polska? Być może).

Kto nie zna filmów tego człowieka? Myślę, że niewiele osób. Do wielkich fanów jego kina się nie zaliczam. Jednak trudno odmówić narracjom Wojciecha Smarzowskiego oryginalności, a nawet pewnej wywrotowości. Jedno jest powiązane ściśle z drugim. Reżyser ten potrafi rozdrapywać rany jak mało kto. Możliwe, że po takich trudnych seansach wyleczy też parę osób. Oczyszczenie podobno przydaje się w życiu. Od dna przecież zawsze można się odbić, a nie tylko na nim osiąść. Jednakże konkretnej analizy filmografii pana Wojtka nie będziemy tutaj przedstawiać – zostawmy to innym źródłom…

Katastrofą z pewnością nie można nazwać sceny z filmu „Wesele”, którą chciałem wyróżnić. Podobnie jak wyniku uzyskanego na Wembley przez Polaków z Anglią w 1973 roku. O tym już opowiada ze szczegółami Jerzy Rogalski, aktor, który wcielił się w rolę wujka Mundka. Co więcej, ma on na sobie w tej sytuacji podobno oryginalną koszulkę reprezentacji Polski z numerem 10 na plecach. Z „dychą” wystąpił wtedy strzelec gola dla Polaków Jan Domarski. Legendarny Peter Shilton dostał tak zwaną pachówkę czy też piłka przeleciała mu pod ladą. Warto sobie odświeżyć, żeby przygotować się na opis lub po prostu monolog filmowego Mundka.

Ów fragment ma w sobie moc. Tyle że nie każdy podczas tej upojnej nocy, w trakcie której nie brakuje rozmaitych problemów, chce wsłuchać się w krótką historię, jaką ma do przedstawienia Mundek. W każdym razie wypadł on w tym swoim epizodzie okazale, całkiem niczym – nie przymierzając – „zdrowy szaleniec”. Od 5:13 można włączyć i się o tym samemu przekonać, dla przypomnienia lub poznania:

Polska, jak już wiemy, zremisowała 1:1 na angielskiej ziemi. Dało to Polakom przepustkę do mistrzostw świata w RFN w 1974 r. Wykluczyło za to z udziału Anglików, którzy mundial mogli obejrzeć najwyżej przed telewizorami. Królem dawnego Wembley został okrzyknięty zaś Jan Tomaszewski, który uwijał się jak w ukropie. Ręce miał pełne roboty i bez wątpienia był to jego wielki dzień. Bez trafienia Domarskiego, tak wyraziście opisanego już w filmie, nie byłoby to możliwe. Dobrze zatem, że reżyser m.in. filmu „Róża” upamiętnił ten fakt. Nawet jeśli uczynił to w komediowym stylu.

Paweł Król