Globtroter. Viktoria Žižkov – FK Čáslav

Jest niedziela, godz. 10.15 rano, piwo i mecz. Czy to raj? Nie, to Praga, a konkretnie Žižkov…

Coś nas ostatnio często znosi za południową granicę. Najpierw czesko-słowackie plany dotyczące wspólnych rozgrywek ligowych, a teraz… Zresztą poczytajcie sami…

Jeśli macie dość piłki nożnej spod znaku “mod£rn football” nie znajdziecie lepszego remedium niż wyprawa na mecz Viktorii Žižkov w Pradze. Koszty manipulacyjne? 40 euro by obejrzeć mecz z wysokości 10. piętra w bloku? O nie, moi druhowie, na pewno nie na obiekcie Viktorii.
Praga – europejska stolica piwa. Miasto, w którym podniesiony kciuk sprawia, że w zasięgu ręki ląduje kolejny dzban chmielowego nektaru. Również miasto, będące siedzibą kilku klubów piłkarskich, gdzie każdy znajdzie dla siebie odpowiedni.

1

Praska dzielnica Žižkov nie zachwyca urodą na pierwszy rzut nieuzbrojonego oka. Ale są tego plusy. Znajduje się z dala od głównych szlaków turystycznych, co oznacza mniejszą ilość japońskich turystów uparcie uwieczniających każdy centymetr kwadratowy miasta i uczestników wieczorów kawalerskich ubranych w białe mokasyny z szyszką i białe skarpety, obsikujących drzewa.

2

Tu i ówdzie słyszałem, że praski futbol nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Wyobraźcie sobie wyraz mojej twarzy, gdy na stronie internetowej „Viktorki” odkryłem, iż bilety kosztują od 450 do 750 czeskich koron (70-120 złotych). Uchylę rąbka tajemnicy, iż wyglądałem jak Kermit Żaba i tak jak postaci z “Muppetów” warga mi drżała na cztery strony świata. Ale zaraz się rozluźniłem i zrelaksowałem. To były ceny karnetów na cały sezon.
Nikt mi nie powiedział o modzie panującej w czeskiej stolicy. Tysiące mężczyzn nosiło… spódnice. Po chwili dłuższego drapania się po głowie, zrozumiałem że to nie Czesi, ale Szkoci, którzy poprzedniego wieczoru rozgrywali w Pradze mecz eliminacyjny do Euro.

kibice

Przedmeczowa bezsenność tym razem mnie nie dopadła, usnąłem jak suseł po doskonałej mieszance Staropramenów i Gambrinusów.
Ale wstawać trzeba było wcześnie. Jak każe tradycja, Viktoria Žižkov rozpoczyna swoje mecze w niedzielny poranek, tradycyjnie o godzinie 10:15. Nie ma potrzeby wołania taksówki, gdyż system transportu publicznego w Pradze jest absolutnie doskonały.

3

Tramwaj numer 9 podwiezie Was pod same bramy stadionu. Przybycie na mecz tramwajem to jedna z tych małych przyjemności, które czynią życie znośnym, szczególnie wcześnie rano, gdy nad Wełtawą ciągle zalega poranna mgła…
Sięgam do kieszeni by zapłacić ciężko zarobione 50 czeskich koron (jakieś 10 złotych) za bilet na mecz. Po minięciu stadionowych bram ustawiam się w długiej kolejce (o tej porze!) po piwo.

piwo

Szczypię się kilkukrotnie czy to na pewno prawda – dorośli mężczyźni w niedzielny poranek w kolejce po piwo. Gdzie się podziały ich żony? Gdzie zdrowy rozsądek? Spokojnie, w Žižkovie to najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
Cena – 15 koron (2,50 zł). Czemu nie? Miejscowe gospody otwierają wrota dopiero w południe, dlatego słyszałem pogłoski, że mecz stanowi swoiste przygotowanie do całodziennego zalegania nad kuflem. Że też wcześniej na to nie wpadłem…
Po wlaniu w siebie paru litrów piwa, skonsumowaniu smakowitej kiełbaski, dodaję cztery kopiaste łyżki piłkarskiej atmosfery i zaczynam odkrywać Sekrety Viktorii. Po angielsku brzmi to lepiej – chodzi o Victoria’s Secrets, firmę znaną z produkcji dość kuszącej bielizny.

Czesi to naród ateistów, ale rozglądam się wokół i widzę coś w rodzaju piwnej mszy.
W cieniu niedalekiej wieży telewizyjnej (najwyższy punkt miasta) i imprezy na trybunach, drużyny wychodzą na plac gry. Tu ma się odbyć mecz, gdyby ktoś zapomniał!

wieza

Ultrasi “Viktorki” za jedną z bramek nie żałują gardeł. Czyżby pili alkohol od dziewiątej rano?
Za drugą z bramek ulokowała się armia sześciu (6!) fanów gości, którzy nie żałują confetti.

goscie

Czuję się jak podczas mistrzostw świata w Argentynie w roku 1978.

Nie mogę przestać patrzeć na ławkę gospodarzy. Ich trener (znany również w okolicach Wodzisławia Śląskiego) Martin Pulpit nosi wytarte jeansy. Dawno nie sprawdzałem przepisów panujących w rozgrywkach organizowanych przez czeską federację piłkarską, ale taki strój jest zapewne nielegalny na drugim poziomie rozgrywek. Za takie wykroczenie zapewne zostaną odjęte punkty!

Mecz, jak to zwykle bywa, jest najnudniejszą częścią wyprawy. Goście wygrywają 1:0 po golu wciśniętym do bramki Viktorii na początku drugiej połowy spotkania. To oczywiście sprawia, że połowa „Parszywej Dwunastki” wpada w amok. Gospodarze, z niewielką pomocą swych nowych szkockich znajomych nie przestają śpiewać. Od czasu do czasu krzyczą w kierunku sędziego „Ty vole” („Ty ośle”).
Pilka nożna (po czesku: fotbal), piwo, kiełbaski i smażony ser oraz śpiewy i śmiech – wszystko razem za niecałe 50 złotych. Każda niedziela powinna wyglądać jak ta w Pradze. Na Zdravi!

images

Tekst i niektóre zdjęcia Danny Last – możecie go znaleźć na twitterze i instagramie.
@DannyLast – na twitterze oraz na instagramie – lastdanny.