Grecy tacy jak… my

Dziesięciu wojowników spod znaku Hellady odparło atak anemicznych samurajów, dzięki czemu Grecja po raz pierwszy w historii zremisowała na mundialu.

Przed meczem z Japończykami bilans Greków w mundialowych potyczkach był zatrważający: 7 spotkań, 1 zwycięstwo – 6 porażek, gole 2:18, z czego w każdym meczu tracili co najmniej jedną bramkę.

Tegoroczny turniej gracze Fernando Santosa też rozpoczęli od niemałego łomotu – 0:3 z Kolumbią. W opinii niemal wszystkich znawców – z wyjątkiem nieocenionego Jacka Gmocha – w starciu z ekipą z Ameryki Południowej nie mieli większych szans i nie zmienia tego strzał w poprzeczkę Theofanisa Gekasa.

W stylu Sienkiewicza
W nocy z czwartku na piątek chciałem się przekonać, czy Grecy są tak słabi, jak ich malują. Przyznam, że przez większość spotkania widziałem… polskich piłkarzy ubranych w greckie koszulki. Zespół z Bałkanów zaprezentował dobrze znany nam styl – grę kunktatorską, defensywę momentami desperacką, schematyczne akcje, fragmentami kompletny brak pomysłu na rozwiązanie akcji ofensywnej, charakteryzujący się długą lagą na wysuniętego napastnika (za Lewandowskiego przebrał się Georgios Samaras).

W powietrzu, duet stoperów Sokratis Papastathopoulos i Kostas Manolas radził sobie całkiem, całkiem, problem w tym, że greckie dryblasy nie za bardzo miały z kim tam walczyć o górne piłki. Jeśli już w pobliżu bramki pojawił się grający w lidze angielskiej obrońca Maya Yoshida, to bez problemów uderzał futbolówkę głową. A gdy defensorzy greccy znaleźli się pod większą presją Azjatów, wówczas głupieli i niemalże wystawiali piłkę rywalowi – tak jak w 71. minucie uczynił to Sokratis. Na jego szczęście Atsuto Uchida kopnął w reklamy. Ogółem: chuj, dupa i kamieni kupa – jak rzekłby minister Sienkiewicz.

Jedynym, czym w nocnym starciu Grecy różnili się od Polaków, to sposób poruszania się na boisku. Kopali piłkę między sobą pewnie, grali z zaufaniem do partnera, nie przetrzymywali bez sensu piłki w środku pola, jak zwykł czynić to Mateusz Klich.

Momenty były
Co zapamiętałem z pierwszej połowy, jeśli chodzi o drużynę Hellady? Ładne wyjście z kontrą z własnej połowy i strzał Panagiotisa Kone, po którym japoński golkiper Eiji Kawashima łapał piłkę na raty. Wydawało się, że przełomową dla całego spotkania będzie najpierw 35. minuta, gdy z boiska po uderzeniu w nerkę zszedł z murawy najgroźniejszy (na papierze) grecki snajper Kostas Mitroglou, a potem 38. minuta, gdy po wydumanym faulu Kostasa Katsouranisa na Makoto Hasebe sędzia z Salwadoru pokazał kapitanowi Greków drugą żółtą kartkę. Paradoksalnie, zejście kapitana podziałało mobilizująco na ekipę Hellady. Do przerwy dwa razy groźnie zrobiło się pod japońską bramką za sprawą Vassilisa Torosidisa, gol jednak nie padł.

Całkiem nieźle komentujący zawody duet Sławomir Kwiatkowski – Andrzej Strejlau podał ciekawą statystykę. Grecy wymienili w pierwszej połowie 70 podań, Japończycy… 299. W drugiej połowie opaskę kapitańską Grecji przejął 37-letni Giorgios Karagounnis. Grecy szanują niezwykle leciwych piłkarzy. Nie przypominam sobie wielkiej imprezy z ich udziałem, na którą nie zabraliby gracza przyprószonego siwizną. Tym razem w ekipie Santosa znalazło się dwóch mistrzów Europy z 2004 roku. To wspomniany Katsouranis i Karagounnis właśnie.

Jak wielki posłuch ma w kadrze Giorgios można było się przekonać w pierwszej części drugiej połowy, gdy pomocnik Fulham etatowo bił rzuty wolne i rożne. Po jednym z nich w 60. minucie groźnie główkował Gekas, lecz Kawshima pokazał, że zna swój fach.

Rola życia Salpingidisa
W końcówkach meczów naszej kadry przy korzystnym rezultacie jest tak, że przy każdej okazji odtwarzamy oblężenie Częstochowy z czasów szwedzkiego potopu. Ostatnie pół godziny śmiało można nazwać „obroną Akropolu”. Grecy momentami bronili się ósemką w polu karnym, a między Japończykami biegał rezerwowy Dimitris Saplingidis, przy którym warto się na chwilę zatrzymać. Otóż 33-letni napastnik PAOK Saloniki ma dar do zdobywania goli, które Grecy pamiętają. Oto MŚ 2010, pierwsze zwycięstwo Greków w historii mundialowych zmagań i ich pierwsza bramka na MŚ:

Salpingidis także jako pierwszy trafił dla Greków na Euro 2012:

W meczu z Japonią grał łącznie ponad 10 minut i nie przypominam sobie żeby choć raz dotknął piłkę. Aż Kwiatkowski ze Strejlauem zaczęli się zastanawiać jaką rolę na boisku ma odgrywać atakujący PAOK. Fałszywy napastnik czy fałszywy piłkarz? Nie wiadomo, jaką rolę powierzył mu na murawie Santos i czy snajper wywiązał się z powierzonych zadań. Kiedyś legenda polskiego teatru Ludwik Solski, w jednym z przedstawień zagrał rolę wiarusa. W spektaklu nie powiedział ani jednej kwestii, a dostał największe owacje. Kibice na stadionach w Brazylii nie są jednak tak wysublimowaną publicznością i solidarnie wybuczeli schodzących do szatni zawodników.

Salpingidis raczej nie zawiódł, a na dokładkę bogowie z Olimpu przychylnym okiem spojrzeli na swych poddanych i z pomocą nieudolnych Japończków sprawili, że Grecy po dwóch meczach mają jeszcze szansę na wyjście z grupy. Muszą jeszcze pokonać Wybrzeże Kości Słoniowej i liczyć na to, że Kolumbia nie odpuści drużynie z Kraju Kwitnącej Wiśni. No i czy bogowie greccy są aż tak szaleni, by wypromować Helladę do fazy pucharowej brazylijskich mistrzostw?

Grzegorz Ziarkowski

PS. Do 85. minuty Grecy wymienili między sobą 128 podań, Japończycy ponad 500. Nie padł z tego ani jeden gol. Zmierzch tiki-taki, zigi-zagi czy cholera wie czego jeszcze nastąpił definitywnie. Co teraz wymyśli Wojciech Stawowy?