Grzane wino z wazeliną

Król wśród piłkarzy i król wśród dziennikarzy. To musi być hit! Ale nie jest.

Miałem tę recenzję wrzucić do cyklu „Seans filmowy”, ale przecież „Lewandowski – król Monachium” z filmem ma niewiele wspólnego. Powiedzmy też wprost: w cyklu „Sport bez fikcji”, nadawanym przez Canal+, leciały już, delikatnie mówiąc, lepsze rzeczy.

Ten godzinny reportaż ma czterech bohaterów: Dariusza Tuzimka, Annę i Roberta Lewandowskich oraz Cezarego Kucharskiego. Swoją rolę odgrywa też bawarski Święty Mikołaj, ale nie jest ona znacząca. Chociaż nie – Santa Claus unaocznia nam przaśność dzieła Tuzimka.

Dariusz Tuzimek to fenomen. Nie da się czytać jego tekstów, nie da się go słuchać, a karierę zrobił. „Może właśnie dlatego”, ktoś odpowie. Ja stwierdzam jednak, że jak na standardy Canal+, gość jest po prostu beznadziejny. Nie wiem, może facet jest, jak to się mówi, dobrym organizatorem.

Tuzimek pojechał do Monachium i zamiast zrobić coś sensownego, stworzył laurkę Lewandowskiemu metodą włażenia w tyłek (współautorem – jak nazywa go nC+ – „filmu dokumentalnego” jest Jakub Brzozowski), która momentami zdaje się wprawiać w lekkie zakłopotanie napastnika Bayernu. No i polski snajper wypada przy Tuzimku chwilami jak profesor uniwersytetu. Zwłaszcza gdy dziennikarz zadaje Lewemu pytanie: „Był tam jakiś mały fajt czy mała walka?”.

Nie lepiej jest, gdy nasz bohater bierze w obroty Annę Lewandowską, sympatyczną, choć trochę za bardzo „uchachaną” kobietę. Żona Roberta mówi o tym, że jej rodzina i rodzina męża spędzają razem święta. Nasz as konstatuje: „To są takie wielkie, rodzinne święta!”. No co ty, chłopie. Siedzą we dwoje, jedzą czipsy i oglądają „Sport bez fikcji”.

A gdy Tuzimek i Lewandowska umawiają się na grzane wino, człowiek myśli o tym, że wolałby chyba czytać „Fakt” albo patrzeć na „Sylwestra z Jedynką”. Dramat.

Ciekawiej robi się, gdy na ekranie pojawia się menedżer Lewandowskiego, Cezary Kucharski. Nie żebym był fanem byłego napastnika Legii, ale szpila, którą wbija w Zbigniewa Bońka, to jedyny ciekawy moment tego tuzimkowego badziewia.

A sam Lewy? Zawsze mu kibicowałem i w duchu powtarzałem: „Człowieku, spieprzaj na Zachód. Nie słuchaj tych, którzy mówią, żebyś został jeszcze przynajmniej rok w polskiej lidze”. Kibicuję mu do dziś, choć gra w Bayernie. Tu wypada po prostu jak sympatyczny profesjonalista, dzielnie znoszący włazidupstwo Tuzimka.

Kiedyś, gdy skrytykowałem Leszka Orłowskiego, bo po prostu bredził, pewien znany dziennikarz zarzucił mi „hejt”. Ten tekst też raczej nie jest laudacją. Ktoś może powiedzieć, ze jakiś sfrustrowany koleś z niszowej strony, któremu nie udało się zostać dziennikarzem, wyżywa się na kimś, komu się udało. Od siebie dodam, że za cholerę nie chciałbym być tego typu dziennikarzem, jakim jest Dariusz Tuzimek. Nawet gdyby ta cholera została ożeniona z konkretnym pieniądzem. Wolę być kolegą Króla, Ziarkowskiego, Kimli i Słomińskiego. Za darmo.

A na koniec mogę sparafrazować jedynie rym Fokusa: „Hejt? Jaki hejt? Reakcja normalna / Na ten poziom dziennikarstwa – porażka totalna”.

Marcin Wandzel

„Sport bez fikcji: Lewandowski – król Monachium”; autorzy: Dariusz Tuzimek, Jakub Brzozowski; Polska 2014; 60 min.

Powtórki: 08.01.2015, 12:00, nSport+; 12.01.2015, 15:05, Canal+ Sport; 13.01.2015, 10:45, nSport+; 16.01.2015, 07:00, Canal+ Sport.