Historia pewnej fotografii (38)

Główne zdjęcie przedstawia oficjalne otwarcie stadionu The Dell, na którym do 2001 roku domowe mecze rozgrywał Southampton FC.

Premiera nastąpiła 3 września 1898 roku, wówczas gospodarze zmierzyli się z Brighton United. Ni mniej, ni więcej obiekt służył popularnym Świętym 103 lata.

W trakcie wiekowej historii musiał być poddawany pewnym zmianom, modernizacji, ale według mojej oceny potrafił zachować przynajmniej częściowo swój pierwotny charakter.

W 1927 r. np. zburzono początkową trybunę zachodnią. Jak podaje angielska Wikipedia, wraz z domem sekretarza klubu. Zbudowano nową. Do projektu rękę przyłożył sam Archibald Leitch. Ten szkocki architekt, któremu należy się całkowicie osobna uwaga, przyczynił się do powstania legendarnych trybun szeregu klubów w Anglii i nie tylko.

Dwa lata później z kolei, na koniec sezonu 1928/1929, spłonęła wschodnia trybuna stadionu The Dell. Przyczyną był niezgaszony odpowiednio papieros. Władze poradziły sobie w ten sposób, że wykonano replikę tej zachodniej, dzięki czemu liczba miejsc zwiększyła się do 30 tysięcy.

Nadal jesteśmy przy XX wieku. W latach 50. Southampton był jedną z pierwszych drużyn angielskich, która mogła zagrać przy sztucznym oświetleniu.

Najwyższą frekwencję na tym obiekcie zanotowano w październiku 1969 r. Przeciwnikiem był Manchester United. Rywalizację obejrzało ponad 31 tys. widzów.

Pamiętam, że w 1999 r. właśnie na tym stadionie srogą lekcję futbolu otrzymali piłkarze polskiej młodzieżówki. 26 marca przegrali z Anglią 0:5. Pierwszorzędne zawody rozegrali wtedy Lee Bowyer i Frank Lampard, których strzeleckie dublety przedzielił trafieniem Lee Hendrie.

Zbliżając się do finału, pożegnania The Dell, który wkrótce został wyburzony. Był on dość kameralnym, przyjaznym stadionem. W dniu zamknięcia mógł pomieścić 15 200 widzów. Nastąpiło to 19 maja, wspomnianego wcześniej, 2001 r. Na mecz ligowy do tego portowego miasta przyjechał Arsenal FC.

Był to szczególny moment zapewne dla wszystkich sympatyków Świętych. W tym miejscu nasuwa się również historia legendarnego piłkarza tego klubu, chyba od zawsze występującego z numerem 7 na plecach koszulki w pionowe biało-czerwone pasy.

Ostatnio był on gościem specjalnego wydania magazynu Premier League World. Nie mógł do tego podniosłego wydarzenia nie nawiązać. Jednak wcześniej streścił swoją karierę. Mocno zabrzmiały dwa zdania, a może nawet więcej, które wypowiedział w trakcie rozmowy.

Najpierw wspomniał o tym, że szczęście zawsze miało dla niego większe znaczenie od pieniędzy. A trzeba wiedzieć, że w trakcie gry w Southampton miał co najmniej dwie konkretne oferty z dużych klubów. Były nimi Tottenham Hotspur oraz prowadzony przez jego idola z dzieciństwa, Glenna Hoddle’a, Chelsea FC. Po dłuższym namyśle Matthew Le Tissier jednak odmawiał. Na bliższe rozmowy odnośnie przenosin nawet się nie fatygował.

Mecz z Kanonierami rozpoczął na ławce rezerwowych, a że tak się stanie, wiedział już wcześniej. Ale menedżer Stuart Gray odbył z nim znamienną rozmowę. Tłumaczył obdarzonemu talentem do zdobywania pięknych goli zawodnikowi, że chociaż nie jest on w najwyższej formie aktualnie, to wprost powinien wejść na plac gry. Zasłużył na to swoim przywiązaniem do klubu, lojalnością, osiągnięciami.

Jak relacjonował sam „Le God” w programie – założył sobie wręcz, że wejdzie i zakończy to wszystko celnym strzałem do siatki.

Pojawił się na murawie kwadrans przed końcem, zmieniając Kevina Daviesa, przy wyniku 2:2. Jak postanowił, tak się stało. O ile niejaki Walter „Watty” Keay zdobył pierwszego gola na The Dell, o tyle Matt Le Tissier postawił historyczną kropkę w 89 min.

Widziałem to trafienie. Pozornie przyjął piłkę w polu karnym dość nieporadnie i szczęśliwie. Z akcentem na pierwsze słowo poprzedniego zdania. Pozbawił się kierunkiem przyjęcia możliwości uderzenia prawą nogą. Nic to – jak już teraz wiemy – nie zmieniło. Huknął lewą tak, że zamknął temat. Warto zobaczyć tę historyczną bramkę:

Szereg innych goli autorstwa Matta również nie zaszkodzi mieć na uwadze: włączyć sobie, żeby poznać tudzież przypomnieć sobie. Tym wysokim ofensywnym angielskim pomocnikiem inspirował się Xavi. A efektownych goli nastrzelał całkiem sporo. Każdy jeden mógłby kandydować w dzisiejszej Premier League do gola w kolejności: kolejki, rundy i całego sezonu.

Paweł Król