Italia kangurów

Na dniach upłynie termin wypożyczenia bohatera jednego z najdziwniejszych transferów w najnowszej historii mediolańskiego Interu. Australijczyk Trent Sainsbury swojego pobytu na Giuseppe Meazza z pewnością nie zaliczy do grona udanych etapów dotychczasowej kariery.

25-latek z Perth w Australii Zachodniej w styczniu bieżącego roku dość nieoczekiwanie zasilił szeregi Nerazzurrich, gdzie o miejsce w składzie przyszło rywalizować mu z wyjadaczami pokroju Gary’ego Medela i Joao Mirandy. Sam Sainsbury z pewnością nigdy nie zwróciłby na siebie uwagi wielokrotnych mistrzów Włoch, gdyby nie fakt, że chiński Jiangsu Suning, gdzie występował dotychczas Australijczyk, łączy z mediolańskim gigantem osoba wspólnego właściciela, który obydwa kluby postrzega od pewnego czasu jako zespoły „siostrzane”.

Nasz bohater na boiskach Serie A spędził więc zaledwie dziewiętnaście minut w ostatnim spotkaniu sezonu przeciwko Udinese, kiedy to na końcowe fragmenty spotkania zmienił na boisku Davide Santona. Wraz z początkiem lipca najprawdopodobniej uda się w drogę powrotną do dalekich Chin, kończąc tym samym swą krótką przygodę z piłką w ekskluzywnym wydaniu.

Warto jednak zaznaczyć, że zdobywca Pucharu Azji z 2015 roku nie był pierwszym przybyszem z Antypodów, który dostąpił zaszczytu biegania po murawach ligi włoskiej. Pożegnanie Sainsbury’ego ze światową stolicą mody traktujemy więc jako dobrą okazję do przypomnienia sylwetek innych zawodników z odległego kontynentu, którzy na przestrzeni lat pojawili się w Italii.

Szlaki całemu towarzystwu przetarł Frank Farina, który w 1991 roku zawitał na znane z Mistrzostw Świata Stadio San Nicola, by przywdziewać barwy tamtejszego AS Bari. Pochodzący z Darwin napastnik przybywał do Włoch jako posiadacz zaszczytnego tytułu króla strzelców ligi belgijskiej w barwach Club Brugge. Późniejszy selekcjoner australijskiej kadry narodowej na belgijskich boiskach rywalizował zresztą ze swoim rodakiem Eddiem Krnceviciem, strzelającym wówczas jak na zawołanie dla Anderlechtu. Spektakularny transfer na Półwysep Apeniński okazał się jednak kompletną klapą, bowiem Farina swoją postawą na boisku w niewielu aspektach przypominał samego siebie sprzed kilku miesięcy, zaś samo Bari prędko pożegnało się z elitą włoskiego futbolu. Sam zainteresowany pograł jeszcze przez pewien czas w Europie dla Notts County, Strasbourga i Lille, by na stare lata powrócić do ojczyzny i skupić się na karierze trenerskiej. Tam poza wspomnianą przygodą z reprezentacją narodową spełnił się jako opiekun Brisbane Roar, Sydney FC (to za jego kadencji w zespole tym występował Alessandro del Piero), jak również selekcjoner tak egzotycznych ekip jak Papua Nowa Gwinea, z którego to kraju pochodzi jego matka, a także Fidżi będące uczestnikiem ubiegłorocznych Igrzysk Olimpijskich właśnie pod wodzą 52-latka.

Transferowy niewypał w osobie Fariny najwyraźniej nie zraził włoskich zespołów od dalszego eksperymentowania ze sprowadzaniem piłkarzy z australijskim paszportem, bowiem już kilka lat później mogliśmy oglądać w Serie A kolejnych rodaków Petera Weira i spółki.

Podobnie jak Farina, tak i John Aloisi do Italii przywędrował z Belgii jako nowy zawodnik Cremonese, gdzie przyszło zastąpić mu sprzedanego wcześniej do Sampdorii Enrico Chiesę. Potężny napastnik nie zdołał jednak udźwignąć ciężaru spoczywającego na jego barkach i po zaledwie dwóch sezonach opuszczał Włochy z marnym dorobkiem czterech strzelonych bramek. Późniejsze popisy na boiskach ligi angielskiej i hiszpańskiej pokazały jednak, że zdecydowanie nie był on piłkarzem z przypadku. W 2005 roku stał się zresztą idolem całej piłkarskiej Australii, kiedy to skutecznie wyegzekwował rzut karny w barażowym starciu z Urugwajem, zapewniającym Australijczykom pierwszy od ponad dwudziestu lat udział w mistrzostwach świata.

Równolegle w niedalekim Lazio kontynuowano trend polegający na ściąganiu do Włoch australijskich piłkarzy grających dotychczas w Belgii. W 1996 roku szeregi rzymskiej ekipy zasilił obrońca Paul Okon, uznany wcześniej zawodnikiem roku w ojczyźnie Edena Hazarda. Pobyt na Stadio Olimpico nie należał już jednak do równie udanych, bowiem przez trzy lata Okon zanotował zaledwie kilka występów w jasnobłękitnym trykocie. Z pewnością nazbierałby ich znacznie więcej, gdyby nie notoryczne problemy z kolanem będące pokłosiem wypadku samochodowego z dzieciństwa. Fanatyczni kibice Biancocelestich do dziś pamiętają jednak, że w nielicznych meczach ze swoim udziałem dawał z siebie maksimum i swoją zadziornością nadrabiał wszelkie braki w wyszkoleniu technicznym. Tuż po wywalczeniu scudetto w 1999 roku Okon piękny Rzym zamienił na równie imponującą Florencję, gdzie występował przez chwilę we Fiorentinie. Co ciekawe, nasz bohater w czasach dzieciństwa przyjaźnił się z Christianem Vierim, a więc zawodnikiem, któremu znacznie bardziej poszczęściło się w Serie A. Wielokrotny reprezentant Włoch choć przyszedł na świat w Bolonii, wychowywał się i dorastał w Sydney na tym samym osiedlu co niespełniona gwiazda Lazio.

Kolejni przybysze zza siedmiu mórz mogą już pochwalić się znacznie większą liczbą sukcesów osiągniętych dzięki dobrej grze we Włoszech. Vincenzo Grella debiutował w barwach Empoli jako 19-latek w meczu z wielkim Juventusem, gdzie przyszło mu nieustannie pilnować Zinedine’a Zidane’a, z czego wywiązał się znakomicie (skazywane na pożarcie Empoli zremisowało w Turynie 0-0). Wyróżniający się nie tylko charakterystyczną fryzurą, ale i przede wszystkim skuteczną grą pomocnik w pewnym momencie swojej kariery znalazł się nawet na celowniku Milanu, świętującego w owym momencie zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów. Ostatecznie wylądował jednak w Parmie, przez pewien czas pełniąc nawet rolę kapitana tego zespołu. Następnie zaś – po krótkim epizodzie w Torino – na dobre pożegnał się z Italią, strzelając piękną bramkę z woleja w starciu z Fiorentiną. Naznaczony serią kontuzji pobyt w angielskim Blackburn Rovers sprawił, że jasnowłosy defensywny pomocnik zakończył karierę w wieku 33 lat.

Zarówno w Empoli, Parmie, jak i linii pomocy reprezentacji Australii Vincenzo Grella mógł liczyć na pomoc innego urodzonego w Melbourne potomka włoskich emigrantów. Mark Bresciano po dziś dzień wspominany jest zresztą jako najlepszy Australijczyk, jaki kiedykolwiek zawitał na włoską ziemię. Jego liczne rajdy i zjawiskowe akcje na skrzydle przez wiele lat zapierały dech w piersiach kibicom kolejno Empoli, Parmy, Palermo oraz Lazio. Na pamiętnym dla Włochów mundialu z 2006 roku mógł nawet okazać się katem późniejszych mistrzów świata, kiedy to w spotkaniu 1/8 finału miał dogodną sytuację do strzelenia bramki, jednak w decydującym momencie został sfaulowany przez Marco Materazziego. To, jak ważną pozycję wyrobił sobie grą na włoskich boiskach, najlepiej obrazuje liczba rozegranych przezeń spotkań w tamtejszej najwyższej klasie rozgrywkowej, których w sumie skompletował aż 250.

Kibice Milanu z pewnością do dziś pamiętają osobę Żeljko Kalaca, który pełnił rolę zmiennika Didy za kadencji Carlo Ancelottiego. Jeden z najwyższych golkiperów w historii wspominany jest jednak z delikatnym uśmiechem na ustach, bowiem jego częste niepewne interwencje w połączeniu z potężną posturą wielokrotnie nabierały iście komicznego kształtu. Wychowanek Sydney United trafił na San Siro po dwóch względnie udanych sezonach w barwach Perugii zarządzanej przez nieobliczalnego Luciano Gaucciego. W Mediolanie już na samym starcie musiał pogodzić się z rolą żelaznego rezerwowego, bowiem pozycja wspomnianego Didy była w tym klubie wręcz niepodważalna. Brazylijczyk niejednokrotnie zmagał się jednak z kontuzjami, co pozwalało cierpliwemu olbrzymowi na wykorzystanie swych pięciu minut. Te nadeszły dopiero w sezonie 2007-08, kiedy to poważna kontuzja wyeliminowała z gry do końca rozgrywek dotychczasowy numer jeden między słupkami. Sympatycy popularnych Rossonerich początkowo obawiali się zawierzenia tak ważnej roli w zespole właśnie Kalacowi, jednak ku wszechobecnemu zdumieniu 35-letni wówczas bramkarz w zdecydowanej większości spotkań ze swoim udziałem spisywał się wyśmienicie, zachowując w wielu meczach czyste konto. Transfer Flavio Romy, a także powrót do łask Christiana Abbiatiego sprawiły jednak, że jego dni w Milanie dobiegły końca. 44-letni dziś Kalac przez krótki czas kontynuował jeszcze karierę w greckiej Kavali u boku Euzebiusza Smolarka i Łukasza Sosina, by w 2010 roku ostatecznie zawiesić rękawice na kołku.

Trzy lata temu we Florencji spore nadzieje wiązano z transferem Joshui Brillante, który dość nieoczekiwanie zamienił występujące w lidze australijskiej Newcastle Jets na słynną Fiorentinę. Brodaty pomocnik przybywał na Artemio Franchi w glorii reprezentanta kraju, który z dobrej strony pokazał się na zakończonych nieco wcześniej mistrzostwach świata. Już w swym pierwszym meczu w nowych barwach nasz bohater popisał się zresztą premierowym trafieniem w towarzyskiej potyczce z peruwiańskim Universitario. Były to jednak miłe złego początki, bowiem w inauguracyjnym meczu sezonu 2014-15 przeciwko AS Roma Brillante wyszedł w podstawowym składzie, jednak wobec fatalnej postawy swego podopiecznego trener Vincenzo Montella zmuszony był zdjąć go z boiska już w 35. minucie spotkania. Jak się okazało, był to początek końca przygody Australijczyka we fiołkowych barwach. Jego sytuacji nie poprawiły nawet wypożyczenia: kolejno do Empoli i Como, dlatego przed rokiem zdecydował się on na powrót do ojczyzny, gdzie stanowi dziś o sile ekipy Sydney FC, z którą sięgnął zresztą niedawno po ligowy tytuł popisując się w drodze po niego m.in. takim trafieniem:

Przed kilkoma laty z kolei piłkarski świat na Półwyspie Apenińskim zszokowała informacja o przenosinach do Juventusu grającego dotychczas z powodzeniem w lidze tureckiej Jamesa Troisiego. Zawodnik ten w barwach Bianconerich nigdy jednak nie zadebiutował, a jedyne minuty w Serie A zaliczył w trakcie pobytu na zasadzie współwłasności w Atalancie Bergamo. Warto jednakże odnotować, że to właśnie temu zawodnikowi reprezentacja Australii zawdzięcza największy jak do tej pory sukces w historii swych międzynarodowych wojaży, gdyż to właśnie Troisi strzelił w 2015 roku bramkę decydującą o zwycięstwie Australijczyków w finale Pucharu Azji rozgrywanym na własnej ziemi przeciwko Koreańczykom.

Poza wspomnianym wyżej towarzystwem wielu piłkarzy zaliczało też krótkie epizody w zespołach juniorskich wielu włoskich ekip. Nathan Coe i Carl Valeri spędzili w ten sposób czas w Interze Mediolan, zaś testowany przed kilkoma laty przez krakowską Wisłę Jess Kedwell Vanstrattan znajdował się przez pewien czas w szerokiej kadrze powracającego do Serie A po rocznej banicji Juventusu. Dzisiaj natomiast wielkie nadzieje wiązane są z Panosem Armenakasem, będącym wielką gwiazdą młodzieżowych ekip Udinese Calcio. Niewykluczone więc, że już niebawem za jego sprawą doczekamy się dziesiątego „Kangura”, który wskoczy na murawy ligi włoskiej.

Michał Flis