Jelcyn, papież i francuskie baty. Taki był ostatni triumf nad Szwedami

Prawie 30 lat czekamy na wygraną z drużyną narodową Trzech Koron…

W sierpniu 1991 roku działo się w Polsce i za (wschodnią) granicą bardzo wiele. Do naszego kraju z pielgrzymką przyleciał papież Jan Paweł II. Być może chciał się z bliska przyjrzeć temu, co działo się w Rosji. Tam kolumny czołgów i transporterów opancerzonych sunęły ulicami Moskwy, a 55 tysięcy Rosjan wyszło przed parlament bronić prezydenta Borysa Jelcyna. Przed światem skutecznie ukrył się Michaił Gorbaczow, którego poszukiwali już nie tylko Rosjanie, ale i społeczność międzynarodowa. Dokonywał się ostateczny upadek Związku Radzieckiego.

Wyzwiska przy Bułgarskiej
W takiej scenerii przyszło piłkarskiej reprezentacji Polski przygotowywać się do decydujących potyczek w eliminacjach do Euro 1992. Na pierwszy ogień poszła piekielnie silna Francja. W Poznaniu przy Bułgarskiej nie mogli wystąpić Jan Furtok i Dariusz Wdowczyk, którzy grali tego dnia mecze ligowe. Selekcjoner Andrzej Strejlau wystawił zatem innych zawodników. Przy okazji wściekał się Janusz Wójcik, opiekun kadry olimpijskiej, któremu Strejlau „podbierał” piłkarzy.
– Jeżeli młodym piłkarzom daje się szansę gry w pierwszej reprezentacji, to na pewno nie jest to powód do zmartwienia – argumentował „Narkoman”.

Mecz z Francją 14 sierpnia 1991 roku rozpoczął się dla nas wyśmienicie. Najpierw wywalczyliśmy rzut karny, gdy faulowano Roberta Warzychę. Niestety, jeden z najgorszych strzałów w karierze oddał Ryszard Tarasiewicz i Bruno Martini obronił. W 17. minucie po kapitalnym strzale Jacka Ziobera z rzutu wolnego piłka otarła się o nogę Jana Urbana i wpadła do francuskiej bramki. Było 1:0.
– Pierwsze 25 minut Polacy zagrali koncertowo – cmokał z zachwytu Michel Platini. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak słabo zaczęliśmy mecz.

Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym „Trójkolorowi” coraz częściej dochodzili do głosu. W 40. minucie strzałem z rzutu wolnego Józefa Wandzika pokonał Franck Sauzée. Jeszcze przed przerwą głową do naszej bramki trafił Jean-Pierre Papin. Po przerwie było tylko gorzej. Kazimierza Sidorczuka zaskakiwali Amara Simba, Laurent Blanc i Christian Perez. Poznańska publiczność nie wytrzymała i w stronę naszych „gwiazdorów’ posypały się mało wybredne epitety.
– Reakcja kibiców nas nie zaskoczyła. Wysłuchiwanie wyzwisk wpisane jest w mój zawód – stwierdził dyplomatycznie Strejlau.

Z Francją graliśmy w składzie: Józef Wandzik (46. Kazimierz Sidorczuk) – Dariusz Kubicki, Czesław Jakołcewicz, Andrzej Lesiak – Roman Kosecki (70. Dariusz Skrzypczak), Piotr Czachowski, Piotr Soczyński, Ryszard Tarasiewicz, Robert Warzycha (63. Marek Rzepka) – Jan Urban, Jacek Ziober.

Skawiński dał czadu
Nic dziwnego, że zaplanowany tydzień później na stadionie gdyńskiego Bałtyku mecz ze Szwecją interesował głównie kibiców z Wybrzeża. „Gazeta Wyborcza” niespecjalnie kwapiła się z zapowiedzią meczu, w jego dniu puszczając do druku jedynie kadrę, jaką powołał Strejlau. Bilety można było kupić nie tylko w Trójmieście, ale także m.in. w Elblągu. Przedmeczowa konferencja prasowa odbyła się na pokładzie „Daru Pomorza”.

Przyjazd reprezentacji okazał się w Gdyni prawdziwym świętem. Przed meczem kibiców rozgrzewały szwedzka grupa Bai Bang oraz rodzime Kombi, jeszcze w pełnym składzie: ze Sławomirem Łosowskim, Grzegorzem Skawińskim i Waldemarem Tkaczykiem. Do tego była niezawodna Orkiestra Marynarki Wojennej. Na stadionie Bałtyku zasiadło około sześć tysięcy widzów. Po pierwszej połowie byli zdegustowani. Przemeblowana reprezentacja Polski chciała, ale nie umiała zagrać na dobrym poziomie. Odwrotnie niż Szwedzi. Oni umieli, ale… w piłkę grać nie chcieli. Po meczu ich trener tłumaczył kiepską grę brakiem sześciu podstawowych piłkarzy. A co miał, u licha, powiedzieć Strejlau?! Dość powiedzieć, że obie drużyny wypracowały sobie po jednej okazji – u nas w 15. minucie do bramki nie trafił Kosecki, dwadzieścia minut później Jarosław Bako ofiarnym rzutem pod nogi zatrzymał Mikaela Martinssona.

Siła debiutantów
Coś ruszyło się po przerwie. W 53. minucie Martinsson uciekł naszym obrońcom i groźnie strzelił. Na szczęście na posterunku był Bako, który po skutecznej interwencji zdążył ustawić się na tyle dobrze, by wybronić dobitkę Håkana Milda. W środku pola dzielił i rządził pomocnik IFK Göteborg, Stefan Rehn. Jednak nie udało mu się zatrzymać polskiej kontry. W 58. minucie Wojciech Kowalczyk otrzymał podanie na prawej stronie boiska, przeprowadził rajd i silnym półgórnym strzałem pokonał Thomasa Ravellego. Niespełna kwadrans później popisowo spartaczyliśmy kontrę trzech na dwóch.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Szwedzi co prawda rzucili się do ataku, jednak musieli się mieć na baczności, bo Polacy groźnie kontrowali. W ostatniej minucie kolejny debiutant, Mirosław Trzeciak zrobił coś, co dziś nazywamy centrostrzałem. „Franek”, będąc 20 metrów od bramki Ravellego, zamierzał dośrodkować. Wyszedł mu jednak niezgorszy lob i Ravelli musiał znów wyciągać piłkę z siatki. Oprócz strzelców goli w meczu ze Szwecją w reprezentacji zadebiutowali także Tomasz Wałdoch, Grzegorz Mielcarski i Kazimierz Węgrzyn.

21 sierpnia 1991, stadion Bałtyku w Gdyni

Mecz towarzyski

Polska – Szwecja 2:0 (0:0)

Gole: Kowalczyk 58., Trzeciak 90.

Polska: Jarosław Bako – Jacek Grembocki, Tomasz Wałdoch, Piotr Soczyński, Marek Rzepka (58. Mirosław Trzeciak) – Dariusz Skrzypczak, Piotr Czachowski, Janusz Nawrocki, Roman Kosecki (83. Kazimierz Węgrzyn) – Wojciech Kowalczyk, Grzegorz Mielcarski (58. Adam Fedoruk).

Szwecja: Thomas Ravelli – Jan Eriksson (66. Mikael Nilsson), Mats Gren, Peter Larsson, Roger Ljung – Magnus Erlingmark, Håkan Mild (81. Jan Jansson), Stefan Rehn, Joakim Nilsson – Martin Dahlin, Mikael Martinsson (81. Niklas Gudmundsson).

Żółta kartka: Trzeciak.

Sędziował: Frans Van Den Wijngaert (Belgia).

Widzów: 6000.

Grzegorz Ziarkowski