Jesteśmy nabrani, tak bardzo nabrani

Polska – Kolumbia 0:3 (0:1). Jako pierwsza europejska drużyna pożegnaliśmy się z mundialem.

Miało być pięknie. Jechaliśmy do Rosji walczyć o wyjście z grupy, choć nikt nie mówił, że będzie lekko. Ale czy ktoś mógł przypuszczać, że pierwszy od 12 lat występ w mistrzostwach świata będzie trzeba rozpatrywać w kategoriach tęgiej kompromitacji?

Zostaliśmy przez kadrę Nawałki nabrani, tak jak w tej piosence T. Love…

Polacy wyszli na mecz z ekipą José Pekermana jak na ustawkę na noże. Odpłacali rywalom pięknym za nadobne. A to Robert Lewandowski nadepnął na rękę Yerremu Minie, a to Michał Pazdan podbił oko Jamesowi Rodríguezowi. Kolumbijczycy nie pozostawali dłużni, ale do zaciekłej walki dołożyli jeszcze umiejętności piłkarskie. Znów nie potrafiliśmy wykreować sobie pół sytuacji do strzelenia gola. Gdy drużyna Adama Nawałki z każdą minutą coraz mocniej gasła, rywale rozwijali skrzydła. W prostych sytuacjach pokazywali lepsze wyszkolenie techniczne, wyższą kulturę gry i lepsze przygotowanie szybkościowe.

Nogi nie niosły
No właśnie… Osoby odpowiedzialne za przygotowanie fizyczne do mundialu (Remigiusz Rzepka, Nawałka?) spieprzyły sprawę dokumentnie. Już na tle nic niegrającego Senegalu wyglądaliśmy kiepsko, odbijaliśmy się od zawodników „Lwów Terangi” jak od ściany. Z kolei z Kolumbijczykami przegraliśmy mecz pod względem szybkościowym. Co z tego, że nasi może i się starali, ale nogi nie niosły ich tak, jak powinny. Brak umiejętności można nadrobić bieganiem, ale skoro siły brak, to… wygląda to tak jak w niedzielę.

Pierwszego gola straciliśmy, gdy przed bramką Wojciecha Szczęsnego zrobiła się wyrwa, w którą dwóch rywali spokojnie mogło nie tylko wbiec, ale i wjechać dużym fiatem. Chwila zawahania kosztowała nas utratę gola. To jest właśnie mundial – nie wybacza błędów. A z błędów w spotkaniu z Senegalem nie wyciągnęliśmy wniosków. I właśnie w 40. minucie po trafieniu Yerrego Miny stało się jasne, że w grze Polaków musi nastąpić jakiś irracjonalny przełom, wręcz cud.

Nic takiego nie miało miejsca. Choć wypracowaliśmy świetną okazję do zdobycia gola. Po fantastycznym podaniu z głębi pola Robert Lewandowski jakimś cudem wyprzedził stopera, lecz jego uderzenie trafiło w Davida Ospinę. Gdybyśmy wyrównali na 1:1, może mecz wyglądałby inaczej… Niewykorzystane sytuacje się mszczą. W 70. minucie Radamel Falcao zgubił polskich obrońców i w sytuacji sam na sam pokonał Szczęsnego. Pięć minut później zostaliśmy rozłożeni na łopatki. Kapitalnym podaniem za linię obrony popisał się James, zaś Juan Cuadrado samotnie popędził na bramkę i ustalił wynik meczu.

Polakom nie można odmówić tego, że próbowali. W końcówce Grzegorza Krychowiaka zablokował obrońca, zaś kapitalny strzał Lewandowskiego z 18 metrów nad poprzeczkę wybił Ospina. Był to jedynie łabędzi śpiew naszych. Nawałka znów nie trafił ze zmianami. Kamil Grosicki, który wszedł na lewe skrzydło za Dawida Kownackiego, wręcz zapadł się pod ziemię, zaś Łukasz Teodorczyk idealnie wtopił się w szarzyznę. Jednak nie czarujmy się: obojętnie kto by wszedł w polskiej drużynie na boisko, zagrałby równie bezbarwnie jak wyżej wymieniona dwójka…

Czas rozliczeń
Przed nami – jak to ostatnio w wielkich turniejach bywa – mecz o honor. Czy jeśli pokonamy Japonię, zachowamy twarz? Wydaje się, że nie. Mimo tego, że Polacy zagrali z Kolumbią trochę ambitniej niż z Senegalem, żadnego progresu w grze nie odnotowaliśmy. Nawałce nie można zarzucić, że nie zareagował – dokonał czterech zmian w pierwszej jedenastce. Sęk w tym, że zmiennicy byli równie beznadziejnie przygotowani, jak zawodnicy z pierwszego składu.

Od razu pojawiły się głosy żądające głowy selekcjonera. Hola, hola. To trener, który doprowadził nas do ćwierćfinału Euro 2016 i awansował na mundial. To trener, który w pełni wykorzystał potencjał Roberta Lewandowskiego, czego nie umieli dokonać jego poprzednicy. To trener, który odkrył dla reprezentacji m.in. Pazdana czy nieobecnego na mundialu Krzysztofa Mączyńskiego.

Kto mógłby zastąpić Nawałkę na selekcjonerskim stołku? W Polsce takiego człowieka nie widać. Może Michał Probierz? Kto wie, czy reprezentacja to dla niego nie (jeszcze) zbyt duży rozmiar butów. A może ktoś z zagranicy? A może Nawałka powinien zostać i wprowadzić nas do Euro 2020? Przy tak rozbudowanym turnieju (24 zespoły) nie wyobrażam sobie, że z takimi zawodnikami jak „Lewy”, Kamil Glik czy Piotr Zieliński mogłoby nas tam zabraknąć.

Euro nas rozpieściło
Dlaczego wyjeżdżamy z mundialu już po fazie grupowej? Cóż, mistrzostwa świata to zupełnie inny turniej niż Euro 2016, w którym tak dzielnie sobie poczynaliśmy. Tam jednak graliśmy z przestraszoną Irlandią Północną, rozbitą wewnętrznie Ukrainą czy nieskuteczną Szwajcarią. Mieliśmy jednak zawodników będących „w gazie”, żądnych sukcesu i mołojeckiej sławy. Kolumbia, Senegal i Japonia to zupełnie inna klasa rywali.

Teraz pojechała ekipa trochę zblazowanych gwiazdorów, w dodatku fatalnie przygotowanych kondycyjnie i nie nauczonych gry z innymi rywalami niż europejscy. Zapłaciliśmy frycowe, bowiem pracę domową w postaci poznania stylów rywali z innych kontynentów odrobiliśmy po łebkach. Czy towarzyskie starcia w eksperymentalnych zestawieniach z Meksykiem, Urugwajem, Nigerią, Koreą Południową i Chile miały nas w pełni przygotować do mistrzostw? Po zaledwie 180 minutach na rosyjskich boiskach wiemy, że nie…

24 czerwca 2018, Kazań Arena
Faza grupowa MŚ
Grupa H
2. kolejka
Polska – Kolumbia 0:3 (0:1)
Gole: Mina 40., Falcao 70., Cuadrado 75.
Polska: Wojciech Szczęsny – Łukasz Piszczek, Jan Bednarek, Michał Pazdan (80. Kamil Glik) – Bartosz Bereszyński (72. Łukasz Teodorczyk), Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński, Jacek Góralski, Dawid Kownacki (57. Kamil Grosicki), Maciej Rybus – Robert Lewandowski.
Kolumbia: David Ospina – Santiago Arias, Yerry Mina, Davinson Sánchez, Johan Mojica – Juan Cuadrado, Wilmar Barrios, Abel Aguilar (32. Mateus Uribe), Juan Quintero (76. Jefferson Lerma), James Rodríguez – Radamel Falcao (78. Carlos Bacca).
Żółte kartki: Bednarek, Góralski.
Sędziował: César Arturo Parazuelos (Meksyk)
Widzów: 42 873.

Grzegorz Ziarkowski