Jeszcze 294 mecze przed nami!

Czekając na start nowego sezonu Premier League (17 sierpnia), żeby posmakować piłki, włączyłem mecz naszej ekstraklasy. To tak, jakby czekać na wakacje w Lizbonie i jako przedsmak wybrać zwiedzanie Sosnowca; jakby włączyć Norbiego i udawać, że to Kaliber 44.

Włączyłem mecz Wisła Kraków – Górnik Zabrze, bo to po prostu ciekawe: zobaczyć powrót Franciszka Smudy do ekstraklasy. No i oglądanie degrengolady „Białej Gwiazdy” również jest wydarzeniem, choć mnie akurat nie sprawia satysfakcji.

Wisła Kraków. Drużyna z Łukaszem Gargułą w roli środkowego napastnika. Drużyna, która pozbywa się Kamila Kosowskiego i Radosława Sobolewskiego, ale bierze na testy gości, którzy ściemniają swoje życiorysy. A na ławce – po raz trzeci przy Reymonta – Franz Smuda. Zabrakło tylko rozdawania kiełbasy i występu zespołu Weekend.

Faworytem meczu był Górnik, bo – po pierwsze – ma trenera, po drugie – wiślacy nie mają grajków klasy Préjuce’a Nakoulmy czy Pawła Olkowskiego (przeciętny występ; nie wiem, za co chwalił go Rafał Dębiński).

Wisła grała futbol naprawdę nędzny (chwilami wyróżniali się szybki Emmanuel Sarki i Paweł Stolarski), a Górnik trochę lepszy, ale i pokazujący największą bolączkę ekstraklasowych piłkarzy. Jak napastnik minie dwóch obrońców, to kopnie piłkę prosto w bramkarza; jak obrońca wyprowadzi piłkę ze swojego pola karnego, to niecelnie poda; jak pomocnik nawinie dwóch obrońców, to straci głowę przy trzecim (to akurat Michał Chrapek z drużyny gospodarzy). Po prostu prawie nikt w tej lidze nie potrafi zrobić czegoś poprawnie od początku do końca.

Na pewno mógł się podobać lewy obrońca zabrzan Rafał Kosznik. Na facebookowym profilu Canal+ Sport graczem meczu został wybrany jednak Sarki. Swoją drogą, trochę to odsyłanie do głosowania przypomina TVP, ale wiadomo: bez Facebooka nie istniejesz. Ciekawe, czy Maciej Iwański wciąż zaprasza widzów do telegazety.

Wydarzeniem spotkania było pożegnanie Radosława Sobolewskiego (słabiutki występ). Oprawa przedstawiająca Sobola mogła robić wrażenie. Ponadto Arkadiusz Głowacki rozegrał 300. mecz w ekstraklasie, a arbiter Krzysztof Jakubik sędziował dzień przed swoimi urodzinami. Fajnie, że nie odgwizdał faulu po wślizgu Marko Jovanovicia w polu karnym (wydawało się w pierwszej chwili, że Maciej Małkowski został równo wycięty). Gorzej, że gdy Nakoulma w końcówce meczu wygrał pojedynek z Serbem, Jakubik zupełnie bez sensu odgwizdał przewinienie „Prezesa”. Ten pewnie i tak zepsułby dalszą część akcji, ale takie asekuranckie sędziowanie (zawsze bezpieczniej odgwizdać przewinienie atakującego) wypożyczenia do Premier League 30-letniemu arbitrowi raczej nie zapewni.

***

Są ludzie, którzy uważają, że kibicowanie klubowi z zagranicy to głupota; że jak dopingować, to tylko lokalną drużynę. Według mnie to niemądre podejście. W końcu kibicowanie to kwestia uczuć: jeden zakocha się w Termalice, drugi w River Plate. No a co np. z tymi, którzy tworzą strony internetowe poświęcone swojej drużynie? Są gorsi, bo nie mogą co tydzień pojawiać się na meczach w Madrycie czy w Londynie?

Po tym, gdy okazało się, że mecz Lechia Gdańsk – Barcelona został odwołany, jakiś facebookowy głupek pokusił się o taki komentarz: „Nawet mi nie żal tych wszystkich januszy którzy kupili bilet na Barcwelonę grającą pornofutbol zamiast wspierać swoje lokalne ekstraklasowe bądź pierwszoligowe drużyny” (pis. oryg.). Można mnie posądzić o wiele rzeczy, ale na pewno nie o kibicowanie Barçie. Wolę jednak oglądać grę Messiego, Iniesty czy Busquetsa, niż patrzeć na to, jak łamagi z „lokalnych ekstraklasowych bądź pierwszoligowych drużyn” kopią się po czołach.

Wisła Kraków – Górnik Zabrze. Kibice na piątkę, ale mecz po prostu do dupy. Zamiast ekstraklasy polecam np. film „Nic osobistego”, wyreżyserowany przez Urszulę Antoniak (w rolach głównych Stephen Rea i śliczna Lotte Verbeek), który oglądałem przed meczem. Patrzenie przez 90 minut, jak Patryk Małecki bez sensu biega po boisku, to jakaś wyższa forma masochizmu.

***

Poziom piątkowych ligowych widowisk nie wywołał entuzjazmu wśród kibiców i dziennikarzy. Odpór ludziom, którzy nie lubią fuszerki, postanowił dać na Twitterze niezawodny Janusz Basałaj, były prezes Wisły, a obecnie „Dyrektor Dep. Komunikacji i Mediów w PZPN” („Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach”):

basalaj

Jeszcze 294 mecze. Miłego oglądania.

Marcin Wandzel