Kiedyś było lepiej, czyli parę zdań o autobiografii Harry’ego Redknappa

„Saddam Husajn mógłby zostać menedżerem w Premier League, jeśli broniłyby go wyniki”.

Czytając te książkę, po raz kolejny pomyślałem o tym, że straciłem serce do ligi angielskiej. Teraz jest ona trochę jak żona, z którą siedzi się z przyzwyczajenia. Czasem niby jeszcze dzieje się coś fajnego (nieco się pobudziłem, widząc, że dziewiąta kolejka bieżącego sezonu zacznie się od meczu Everton – West Ham), ale wiadomo, że nic już z tego nie będzie. Nie ma się jednak co rozwodzić z Premier League, bo niczego ciekawszego – oprócz fazy pucharowej Ligi Mistrzów – nie ma, chyba że w końcu stworzą europejską Superligę.

Liga angielska się rozwija, Brytole tak dobrze zaczęli sobie radzić w pucharach, że aż Liverpool wygrał Champions League, rodzime rozgrywki są coraz bardziej kolorowe, coraz mniej w nich kick & run – nic tylko się cieszyć. Mnie to jednak jakoś nie rusza. Wolałbym popatrzeć na mecz Everton – Spurs z Davidem Moyesem i Harrym Redknappem na ławkach, z Timem Cahillem boksującym chorągiewkę po strzelonej bramce, z Garethem Bale’em zapierdalającym na skrzydle, z Andrzejem Twarowskim potrafiącym zrobić widowisko z najgorszego meczu, zamiast sucharzyć, jak dziś ma to w zwyczaju.

OK, koniec zrzędzenia, pora zająć się Harrym Redknappem i jego autobiografią.

Były trener Tottenhamu lubi chyba być uważany za głupszego niż jest. Zawsze miałem wrażenie, że budował swój obraz na podobieństwo niespecjalnie rozgarniętego gościa, który akurat co prawda trenuje tego całego Bale’a czy Modricia, ale nadaje się co najwyżej na eksperta Polsatu. Tymczasem z „Always Managing” wyłania się prostolinijny, ale inteligentny facet, mistrz anegdoty, ale nie taki, który lubi prać brudy. Jego dar obserwacji, poczucie humoru, ale też pasja, przechodząca czasem we wkurwienie, gdy mówi o tym, co złego go spotkało w piłce, sprawiają, że jego biografia to książka, którą można pochłonąć w jedno popołudnie. (Chociaż… Jeśli ktoś chce bronić tezy o niewielkim intelekcie Redknappa, sam menedżer da mu argument: „W życiu nie napisałem żadnego listu, bo po prostu nie potrafiłem. Nawet gdybym musiał sklecić jakieś zdanie, nie miałbym pojęcia, gdzie wstawić kropki i przecinki” – służy pomocą były trener QPR).

W książce roi się od ciekawych, zabawnych albo przerażających i inteligentnych spostrzeżeń.

O, mam na przykład coś dla „sekty” Against Modern Football. „W tamtych czasach (gdy Redknapp był czynnym zawodnikiem – red.) fizjoterapia i medycyna nie stały na takim poziomie jak dziś. Nasz fizjoterapeuta Bill Jenkins był jedną z najbardziej przerażających osób, jakie poznałem. (…) Był Walijczykiem, który trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz jako jeden z pierwszych lekarzy i musiał tam oglądać straszne rzeczy, przez co jednak nie stał się bardziej humanitarny. Torturował nas, włączając swoje maszyny na maksa, albo bił nas prosto w pierś. Często widzieliśmy Budgiego Byrne’a płaczącego lub wyjącego z bólu. Do dziś go słyszę. „Ty pierdolona kanalio!” – powtarzał. Bill nakładał nam na ciało przyssawki, a potem przepuszczał przez nie prąd, by mięśnie najpierw się napinały, potem relaksowały. Coraz bardziej zwiększał napięcie, aż dochodziło do momentu, gdy odnosiłeś wrażenie, że ktoś ci wyrywa nogę. Właśnie dlatego West Ham miał taki problem z kontuzjami (…)”.

Albo to: „Kiedy jesteś menedżerem, po prostu wywieszasz kartkę ze składem i zaraz połowa zawodników razem z żonami cię nienawidzi. W Bournemouth kobieta Shauna Teale’a niemal mnie przejechała po kłótni o sto funtów”.

I dalej: „Jeśli wspaniały i gówniany piłkarz popełnią to samo przestępstwo, klub zawsze znajdzie sposób, by zatrzymać wspaniałego, i poszuka wymówki, by wywalić gównianego”.

Kolejna trafna obserwacja: „Uwierzcie mi, Saddam Husajn mógłby zostać menedżerem w Premier League, jeśli broniłyby go wyniki”.

Może jeszcze jedna: Nie słyszałem nigdy, by fani śpiewali o zwolnieniu dyrektora sportowego… No, dopóki Joe Kinnear nie trafił do Newcastle United”.

Kolega z boiska, znany z różnych wybryków, który w wieku 24 lat zakończył karierę, by zostać świadkiem Jehowy… Świetny kumpel, który udawał słynnego dżokeja, by jeść i pić na krzywy ryj dzięki kasie słynnych ludzi… Irytujące zwyczaje Garetha Bale’a… No, jest o czym poczytać.

Po co w ogóle to recenzować? zachęcać? Wrzuć ze dwa cytaty i każdy, kto lubi piłkę, i nie ma kija w dupie, sięgnie po wspomnienia Henry’ego Jamesa Redknappa.

I tylko jestem zły na siebie, że czytałem na raty, na dodatek korzystając z e-książki. To nie dla takich starych capów jak ja. Jedynym plusem e-booków jest możliwość szybkiego znalezienia tego, czego się szuka (ctrl+F) i to, że cytatów nie trzeba przepisywać, wystarczy kopiuj-wklej.

Gdy patrzę na dość skutecznego, ale zupełnie nijakiego selekcjonera Synów Albionu (co za patetyczna nazwa), Garetha Southgate’a, myślę o największej porażce Redknappa – o tym, że nie powierzono mu pieczy nad reprezentacją swego kraju. Fajnie byłoby go zobaczyć w tej roli.

***

Everton, po dobrym meczu, wygrał z West Hamem 2:0. Wiele to nie zmieniło.


Harry Redknapp, „Autobiografia. Zawsze pod kontrolą” („Always Managing: My Autobiography”; tłum. Tomasz Ćwiąkała; Dom Wydawniczy„Rebis”; 2014)

Marcin Wandzel