Legia Warszawa liderem w grupie Ligi Europy!

Konia z rzędem temu, kto typował taką kolejność po dwóch kolejkach fazy grupowej…

Tego lata mistrzowie Polski stopniowali emocje. Zaczęli od euforii – wyeliminowali bowiem mającego lepsze notowania mistrza Norwegii FK Bodø/Glimt, odnosząc dwa zwycięstwa. Potem po dość topornych meczach wyrzucili z pucharów estońską Florę Tallin. Świetną partię rozegrał wówczas Portugalczyk Rafael Lopes i to głównie jemu Legia zawdzięcza to, że jesień spędza w Europie. Wygrana z Florą gwarantowała bowiem legionistom udział – co najmniej – w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Triumf okupiony został jednak poważną kontuzją Bartosza Kapustki, który tak cieszył się ze zdobycia gola, że… uszkodził więzadła w kolanie.

Potem przyszedł dołek. Cenny remis (1:1) w Zagrzebiu z Dinamem uratował Albańczyk Ernest Muçi, ale w rewanżu na własnym stadionie mistrzom Polski wyraźnie zabrakło armat i jeden gol Bartola Franjiciaa zadecydował o tym, że Legia odpadła z Ligi Mistrzów. W starciu ze Slavią Praga w eliminacjach Ligi Europy też nie wróżono Legii sukcesu. Napędzana chińską kasą ekipa ze stolicy Czech była nieskuteczna. W Pradze padł szczęśliwy dla Legii remis 2:2, a bramkę życia strzelił odchodzący z warszawskiej ekipy Chorwat Josip Juranović. W rewanżu bohaterem okazał się Azer Mahir Emreli, którego dwie bramki pozwoliły wywalczyć awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Na koniec letniego okienka transferowego do Warszawy przyszli: reprezentant Kosowa Lirim Kastrati (GNK Dinamo Zagrzeb) oraz Ukrainiec Ihor Charatin (Ferencvarosi TC). Na papierze te transfery wyglądały co najmniej solidnie – pozyskani zostali zawodnicy, którzy sporo znaczyli w swoich poprzednich zespołach. Nie zmieniało to faktu, że gdy Legia trafiła do grupy z SSC Napoli, Leicester City i Spartakiem Moskwa, eksperci spisywali ekipę Michniewicza na straty.

Jokerów dwóch
Pierwszy był wyjazd do Moskwy. Gdzie legioniści mieli upatrywać szans na punkty, jeśli nie w spotkaniu ze Spartakiem? W stolicy Rosji bohaterów było kilku. Pierwszy to Artur Boruc. Człowiek z czwartym krzyżykiem na karku w kilku sytuacjach spisał się wybornie, pokazując, że mimo dość zaawansowanego wieku, nadal może bronić na przyzwoitym europejskim poziomie. Raz w sukurs przyszła mu poprzeczka. Dobry bramkarz musi mieć jednak trochę szczęścia… W obronie na klasowego gracza niespodziewanie wyrósł Maik Nawrocki, który w poprzednim sezonie nie sprawdził się w… poznańskiej Warcie. To jedno z odkryć tego roku w polskim futbolu. Solidni byli też doświadczony Artur Jędrzejczyk i Mateusz Wieteska.

W ataku sporo zamieszania robił Emreli, ale Azer zmarnował świetną okazję, podobnie jak Brazylijczyk Luquinhas. Po zmianie stron Michniewicz wpuścił na boisko tajną broń – Kastratiego z Muçim, którzy w doliczonym czasie gry przeprowadzili akcję decydującą o triumfie.

Ponieważ w pojedynku Leicester z Napoli padł remis 2:2 (Włochom punkt uratowały dwa gole Nigeryjczyka Victora Oshimena), Legia została liderem grupy.

Azer przesądził
Dwa tygodnie później poprzeczka poszła w górę. Na stadionie przy Łazienkowskiej zameldował się zdobywca Pucharu Anglii, Leicester City. Menadżer gości Brendan Rodgers wystawił półrezerwowy skład, ale i jego vis-à-vis Michniewicz także nie mógł skorzystać ze wszystkich graczy. Kontuzję pleców leczył Boruc, nie grał także motor napędowy Legii, Luquinhas.

A jednak… warszawska drużyna sprawiła wielką niespodziankę, wygrywając z przedstawicielem Premier League 1:0. Pewniakiem w bramce okazał się młody Cezary Miszta, który zastąpił Boruca. Cała Legia grała mądrze i odpowiedzialnie. Jedyną bramkę w 30. minucie zdobył Emreli, jakimś cudem kopiąc piłkę pomiędzy stoperami gości. Futbolówka odbiła się od słupka i wpadła do bramki strzeżonej przez Duńczyka Kaspera Schmeichela. Anglicy powinni wyrównać, ale nie wykorzystali kilku dogodnych okazji. Z kolei legioniści już w doliczonym czasie gry nie zamienili na gole dwóch znakomitych sytuacji, by dobić silniejszego rywala. Najpierw Kastrati zatańczył z obrońcami w polu karnym, ale jego strzał tylko obił słupek. Później Kosowianin chyba za długo zwlekał ze strzałem, aż zagrał do Czecha Tomáša Pekharta. Król strzelców minionego sezonu PKO Ekstraklasy haniebnie jednak spudłował. 3:0 z „Lisami” wyglądałoby fantastycznie, nieprawdaż?! Wynik 1:0 także poszedł w świat.

Legia utrzymała fotel lidera w grupie C Ligi Europy. Wiceliderem jest Spartak, który wygrał w Neapolu 3:2. Pokonując „Lisy” warszawianie zrobili duży krok ku temu, by wiosną zagrać w europejskich pucharach – jeśli nie w Lidze Europy, to przynajmniej w Lidze Konferencji Europy.

Idzie lepsze?
Wydaje się, że polski futbol klubowy powoli odbija się od dna, w które w poprzednich latach – bywało i tak – nawet pukaliśmy od spodu. W ubiegłym roku poznański Lech awansował do fazy grupowej LE, znakomicie radząc sobie w eliminacjach. Cenne wyniki zanotował także gliwicki Piast, parę punktów dorzuciła Legia.

W tym roku – oprócz podopiecznych Michniewicza – rezultaty ponad stan notował częstochowski Raków. Podopieczni Marka Papszuna wyeliminowali m.in. Rubina Kazań i wygrali jeden mecz z mocnym belgijskim KRC Genk. Z dobrej strony pokazał się także wrocławski Śląsk, który z sześciu spotkań w Lidze Konferencji Europy wygrał aż cztery. To wszystko sprawia, że ta jesień dla naszych eksportowych drużyn, może nie jest złota, ale przynajmniej pogodna.

Grzegorz Ziarkowski

(foto: www.facebook.com/LegiaWarszawa)