Lektura po latach (Piłka Nożna, nr 9/2018)

Był czas, gdy nie mogłem się doczekać nowego numeru „Piłki Nożnej”.

I to nie dlatego, że moje życie było tak bardzo bezbarwne, że sens nadawało mu czasopismo piłkarskie. Po prostu – po pierwsze – w erze przedinternetowej człowiek z wielkim zainteresowaniem, czasem wręcz z wypiekami na twarzy czytał newsy, analizy taktyczne, wywiady z piłkarzami, śledził tabele ligowe w ulubionym tygodniku, gdyż na co dzień ich nie miał. Po drugie – w PN pracowali moi dwaj ulubieni (niestety nie ma ich już wśród nas) dziennikarze. Pierwszym z nich był Antoni Piontek – wspaniały felietonista, cudownie posługujący się językiem polskim, z nieco gorzkim poczuciem humoru. Drugi to Roman Hurkowski – bezkompromisowy autor, potrafiący celnie i mocno uderzyć, jeśli ktoś mu zaszedł za skórę, ale nie będący zapatrzonym w siebie chamidłem.

Hitem byłby darmowy flamaster dołączony do tego numeru

***

PN nie czytałem pewnie z dziesięć lat. Obserwuję na Twitterze wieloletniego redaktora tygodnika, Zbigniewa Muchę (chyba miał najlepsze pióro z młodych dziennikarzy PN; taki trochę zmarnowany talent), który wrzucił okładkę nowego numeru swojego czasopisma. Bardzo dobry pomysł i realizacja. No i okładka zachęciła mnie do wydania 4,50 zł na niegdyś ulubione pismo.

Nie tak łatwo zrobić dobrą (wiedzą coś o tym czytelnicy „Przeglądu Sportowego”). Za granicą króluje pod tym względem madrycka „Marca”, której okładki są często pomysłowe i/lub świetnie zrobione.

Gdyby nie reklamy, byłoby jeszcze bardziej efektownie.

Gorzej wypada madrycki konkurent „As”. Zresztą w Katalonii jest podobnie: „Mundo Deportivo” zazwyczaj wykazuje się lepszym gustem niż „Sport”.

***

Pierwsze, co musiało mi się rzucić w oczy, to zmiana szaty graficznej. Nowa (dla mnie) „Piłka Nożna” wygląda bardzo dobrze, ale ta radykalna zmiana spowodowała, że nie poczułem sentymentu, biorąc niegdyś ulubiony tygodnik do ręki. W środku jest parę znanych twarzy, m.in. Leszek Orłowski, Tomasz Lipiński i wspomniany Mucha. Są też nowe – chociażby komentatorska para z Eleven: Mateusz Święcicki i Filip Kapica (z dość rozczarowującym kawałkiem).

Podczas lektury PN przypomniały się mi stare czasy, gdy z przyjemnością czytałem felietony Ryszarda Niemca (chyba w „Tempie”). Wieloletni działacz piłkarski i były koszykarz m.in. Resovii zawsze imponował oryginalnym stylem pisania. Tym razem w swym felietonie płynie pod prąd medialnej nagonki na państwa Witkowskich, właścicieli Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Jak sam pisze: „wyłamał się ze stadnej krucjaty”. Warto sprawdzić.

Zdjęcie z konta twitterowego Jerzego Chwałka

Co jeszcze ciekawego mamy w PN? Temat tygodnia zapowiada oczywiście bardzo dobra okładka, a Paweł Gołaszewski przybliża problem – jak ktoś to ujął – traktowania polskich szkoleniowców jak szmatę do podłogi. Mnie bardziej przypadł do gustu tekst o zmianach w Śląsku Wrocław (Michał Czechowicz).

Leszek Orłowski analizuje taktykę Eintrachtu Frankfurt (zawsze był w tym dobry) i zestawia ze sobą Angela Correę (Atlético) z Joaquínem Correą (Sevilla). Ogólnie na plus. Na pewno pan Leszek lepiej pisze niż komentuje.

Ciekawa jest krótka historia pozapiłkarskiej działalności Mathieu Flaminiego (Grzegorz Garbacik). Może to ogólnie znany fakt, że zawodnik Getafe robi w… kwasie lewulinowym, ale mnie umknął.

Pewnie gratką dla wielu będzie Skarb Kibica I ligi (czemu nie ma w nim aktualnej tabeli?). Sam podarowałem go kibicce Ruchu Chorzów. Bez najmniejszej złośliwości.

Niezły jest tekst Michała Zachodnego o Paulu Pogbie. Choć krytykując Francuza za mecz przeciwko Sevilli i chwaląc młodego Scotta McTominaya, który opiekował się Éverem Banegą, warto wspomnieć, że Argentyńczyk miał multum okazji, by kreować swoim kolegom sytuacje strzeleckie. Autorowi ta statystyka umknęła.

Wywiady ze zmarnowanymi talentami polskiej piłki – Patrykiem Małeckim i Arturem Sobiechem – też można sprawdzić.

***

Trzeba przyznać, że nieźle się czyta tę „nową” „Piłkę Nożną”. Myślałem, że będzie gorzej. Imponuje fakt, że w ogólnym dziennikarskim schamieniu czasopismo Marka Profusa trzyma poziom.

Wątpię jednak, żebym wracał do niej co tydzień. Może, gdy będę zabierał lektury do pociągu, przypomnę sobie o tygodniku, który poniekąd ukształtował mnie kibicowsko.

I tylko starych numerów – z tekstami Piontka i Hurkowskiego – które zaginęły podczas jednej z przeprowadzek, żal.

Marcin Wandzel