Lider trzyma się mocno

Raków Częstochowa prze po tytuł mistrza Polski niczym taran. Podopieczni Marka Papszuna ostatni mecz przegrali 3 września…

Od porażki 0:3 na stadionie przy Kałuży z Cracovią ekipa spod Jasnej Góry wygrała 18 meczów (w tym trzy w Pucharze Polski, w którym awansowała do półfinału) i ledwie trzy razy podzieliła się punktami w lidze. W piątkowy wieczór „Medaliki” w imponującym stylu rozprawiły się ze Śląskiem Wrocław (4:1).

Moc w ofensywie
To był mecz, w którym wrocławianie nie mieli wiele do powiedzenia. W pierwszej połowie właściwie nic. To, że Raków prowadził tylko 1:0, było zasługą świetnie broniącego Rafała Leszczyńskiego. Częstochowianie pokazywali wielką moc w ofensywie. Atakowali z dużym animuszem, prezentując cały wachlarz możliwości przedostania się pod bramkę rywala – długie piłki za linię obrony, posyłane głównie przez serbskiego stopera Milana Rundicia, podania prostopadłe, w których celował Bartosz Nowak, akcje z pierwszej piłki, w której rządził Hiszpan Ivi López, odegrania spod linii końcowej, będące konikiem Brazylijczyka Jeana Carlosa.

Właściwie jedynym kamyczkiem w uporządkowanym ogródku trenera Papszuna jest postać napastnika. Łotysz Vladislavs Gutkovskis nie jest typowym łowcą goli. W pierwszym sezonie w barwach medalików strzelił siedem goli, w drugim dziewięć, w tym sezonie ma na koncie sześć trafień. Nie zawsze wychodził w podstawowym składzie, bowiem miał konkurenta – Fabiana Piaseckiego. 27-latek zdobył w tym sezonie pięć bramek, lecz pod koniec lutego przeszedł operację. Łotysz ma zatem niemal zaklepane miejsce w podstawowym składzie. W sobotę koncertowo spartolił okazję w pierwszej połowie, kiksując w absurdalny sposób przy dobitce własnego strzału. Po zmianie stron przyzwoicie uderzył sprzed „szesnastki”, lecz minimalnie chybił. W Rakowie jest też rosły osiłek Sebastian Musiolik, lecz ten w tym sezonie ma na koncie ledwie jedno trafienie…

Koczerhin show
Na lidera drużyny w tym roku wyrósł Ukrainiec Władysław Koczerhin (na zdjęciu). Nie zdziwilibyśmy się, gdyby po pomocnika spod Jasnej Góry sięgnął trener reprezentacji Ukrainy (ktokolwiek nim będzie). Koczerhin strzelił ważnego gola w meczu na szczycie z Pogonią, trafił też ze Śląskiem, choć za drugim razem, bowiem za pierwszym powstrzymał go świetnie broniący Leszczyński. Asystował też przy czwartej bramce, której autorem był López.

Nieoczywistym wzmocnieniem Rakowa zimą był Brazylijczyk Jean Carlos. Latem 2019 roku przyszedł do Krakowa, w Wiśle nie był wiodącym zawodnikiem, ale zapracował na transfer do Pogoni Szczecin. U Niemca Kosty Runjaicia i Szweda Jensa Gustafssona też nie był pierwszym wyborem. W wiosennych meczach Rakowa zawsze wybiegał w podstawowej jedenastce i strzelił trzy gole w trzech kolejnych meczach, popisując się efektownymi wolejami w Białymstoku i Szczecinie. W piątek zanotował asystę – ograł Martina Konczkowskiego i idealnie dośrodkował na głowę Nowaka, który nie miał kłopotu ze skierowaniem piłki do siatki.

Powrót króla
Hiszpan Ivi López ma już w CV tytuł króla strzelców ekstraklasy. W tym sezonie strzelanie bramek nie idzie mu tak łatwo, jak w ubiegłym, ale też Papszun ma większe pole manewru w ataku. Na gola w ekstraklasie czekał od 22 października, gdy wykorzystał rzut karny w meczu z kielecką Koroną. Tydzień temu trener zdjął go z boiska w przerwie meczu z Pogonią. Hiszpan nie był zachwycony decyzją Papszuna. Do piątkowego meczu miał na koncie pięć trafień w lidze – w starciu ze Śląskiem dołożył dwa. Najpierw ze stoickim spokojem wykończył podanie Rundicia z linii obrony, a później wpadł w pole karne po zagraniu Koczerhina i także z zimną krwią trafił do siatki. Hiszpan mógł ustrzelić hat-trick, lecz na spalonym był podający mu Nowak.

I wreszcie Bartosz Nowak. Ofensywny pomocnik pozyskany z Górnika Zabrze najpierw miał znakomitą okazję uderzając z ostrego kąta, lecz trafił w Leszczyńskiego. Później posłał kapitalną podcinkę do Koczerhina, wreszcie perfekcyjnym strzałem głową wykończył wrzutkę Jeana Carlosa. 29-latek grał z dużym animuszem, radził sobie z rywalami, pokazując dobre wyszkolenie techniczne. Jeśli selekcjoner Fernando Santos oglądał mecz w Częstochowie, nazwisko Nowaka z pewnością trafiło do jego notatnika.

Reklama Yeboaha
Powoli do gry po kontuzji powraca Marcin Cebula. Piłkarz, który był wiodącym zawodnikiem Rakowa dwa sezony temu, gdy częstochowianie sięgali po Puchar Polski. W ubiegłym sezonie doznał poważnego urazu, po którym dopiero odzyskuje dobrą formę. W piątek dostał od Papszuna 25 minut i po jego postawie było widać brak meczowego rytmu.

Jeśli Raków miałby gdzieś w lidze szukać wzmocnień – ze znakomitej strony na stadionie przy ulicy Limanowskiego pokazał się John Yeboah. Były młodzieżowy reprezentant Niemiec w piątek dał niemały show. Skrzydłowy Śląska przy zdobytej bramce tak zakręcił Chorwatem Franem Tudorem (ten przecież sroce spod ogona nie wypadł!) i wypracował sobie sytuację sam na sam z bramkarzem w taki sposób, aż ręce same składały się do oklasków. Oczywiście Niemiec tę sytuację wykorzystał. Później kapitalnie strzelił przy bliższym słupku, aż wreszcie Michał Rzuchowski okradł go z asysty, gdy z pola karnego huknął w poprzeczkę. Być może świetna zmiana skrzydłowego Śląska nie uszła uwadze Papszuna. Taki piłkarz wzmocniłby jeszcze bardziej siłę rażenia lidera PKO Ekstraklasy.

Grzegorz Ziarkowski
Foto: Jakub Ziemann/www.rakow.com