Liga Mistrzów po polsku (11)

Gdy Ole Bjur przygotowywał się do wykonania rzutu wolnego, Franciszek Smuda zarządził zmianę. „Nie teraz, nie teraz!” – wrzeszczał z trybuny prasowej redaktor Roman Hurkowski. Franz nie słyszał…

Kilka dobrych miesięcy wstrzymałem się z tym cyklem, jakby podświadomie czując, że kolejne podejście mistrza Polski do Ligi Mistrzów zakończy się fiaskiem. I dobrze, bo jesienią na Szanownych Czytelników slowfoot.pl czekają kolejne emocje z udziałem polskiej ekipy w Champions League, mimo iż obecna edycja doszła już do półmetka fazy grupowej…

Skandynawski trop
W mistrzowskim sezonie 1995/96 Widzew Łódź pod wodzą Franciszka Smudy nie przegrał ani jednego meczu w lidze. Ze zwycięskiego składu ubył ledwie jeden zawodnik – Waldemar Jaskulski, któremu skończyło się wypożyczenie z Pogoni Szczecin. „Franz” przedstawił bossom łódzkiego klubu (sławetne trio: Andrzej Pawelec, Andrzej Grajewski, Ismat Koussan) listę życzeń, z której przybyli: Maciej Szczęsny i Radosław Michalski z Legii (uczestnicy poprzedniej edycji Champions League), Paweł Wojtala i Jacek Dembiński z Lecha Poznań (dwukrotnie próbowali się dostać do futbolowego i finansowego raju), a także „wynalazek” Grajewskiego, Sławomir Majak, któremu niespecjalnie szło w niemieckim Hannoverze. Na dokładkę Smuda wziął utalentowanego 20-latka z III-ligowego Startu Łódź, Marcina Zająca.

Łodzianom sprzyjało też szczęście w losowaniu – ich rywalem został mistrz Danii, Broendby IF. Rok wcześniej Legia, awansując do Ligi Mistrzów, wyeliminowała szwedzki IFK Goeteborg. Uprzedźmy fakty: może w Skandynawii leży klucz otwierający naszym klubom drzwi do fazy grupowej Champions League?

mNBA8hhWxRzNstZN5To151Q

O elitę na placu budowy
Widzew sportowo był gotowy na mecze kwalifikacyjne, lecz organizacyjnie groziła łodzianom kompromitacja. Siedem godzin przed meczem po stadionie przy Alei Piłsudskiego potężna ładowarka usypywała zniszczoną wcześniej trybunę (efekty pięknie widać na załączonym poniżej video), a budowlańcy w pośpiechu skracali ogrodzenie. Inni robotnicy montowali krzesełka do drewnianych belek pozostałych po ławkach, choć z zaleceniem UEFA powinny być zamontowane do betonowego podłoża. Na szczęście żadne z siedzisk nie odpadło. Delegat UEFA „przyklepał” swoim podpisem papiery, decyzja była pozytywna: „Gramy!”.

Trener Broendby, Ebbe Skovdahl, narzekał na zbyt długą trawę na łódzkim stadionie. W środę rano wielka kosiara zrobiła porządek na murawie. Duńczycy zostali zakwaterowani w Grand Hotelu przy reprezentacyjnej ulicy miasta, Piotrkowskiej. Nie przywieźli ze sobą ani grama jedzenia, zaufali Polakom. W ich menu królowała cielęcina, warzywa, surówki i polska woda mineralna.

Trener Smuda zabrał drużynę na dwudniowe zgrupowanie do Dobieszkowa leżącego niemal na przedmieściach Łodzi. Tam konsolidował zawodników przed widzewskim meczem nr 45 w europejskich pucharach. Do ostatniej chwili ważyły się losy występu Ryszarda Czerwca, który leczył kontuzję. Za to pod stadionem działy się dantejskie sceny. Bilety w cenie 25 i 20 złotych (w dniu meczu odpowiednio 30 i 25 zł) rozchodziły się niczym świeże bułeczki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bezproduktywny król
Łodzianie postanowili wziąć Duńczyków z zaskoczenia. Już po kilkudziesięciu sekundach akcję Majaka z Mirosławem Szymkowiakiem mocnym, lecz niecelnym, strzałem zakończył Zbigniew Wyciszkiewicz. Później łodzianie atakowali głównie prawą stroną, gdzie dobrze współpracowali Szymkowiak i Marek Citko. Wszystkie dośrodkowania padały łupem wysokich duńskich obrońców, z którymi kompletnie nie radził sobie król strzelców sezonu 1995/96, Marek Koniarek. Mimo że „Koniar” był idolem kibiców spod zegara (zasiadają tam najzagorzalsi fani Widzewa), to jednak Smuda nie darzył sympatią pochodzącego ze Śląska napastnika. W siermiężnej ekstraklasie typowy „sęp” Koniarek sprawdzał się wyśmienicie. Nie pasował jednak do koncepcji „Franza”, któremu marzył się nowoczesny napastnik, harujący bez mała na całej długości i szerokości boiska. Smuda miał jeden argument w ręku: z Koniarkiem nie można było podbijać Europy. Doświadczony napastnik bowiem nie sprawdzał się w pucharach. Jakby tego było mało, w pierwszej połowie kompletnie niewidoczny był główny rozgrywający, Czerwiec, który wyraźnie odczuwał skutki odniesionej kontuzji.

Mistrzowie Danii nie ograniczali się jedynie do obrony, ale też atakowali. Motorem napędowym akcji Broendby nie był – zgodnie z przewidywaniami – mistrz Europy z 1992 roku, Kim Vilfort, lecz prawy pomocnik Ole Bjur. W 37. minucie na bramkę łodzian uderzał Soeren Colding, ośmieszający widzewską defensywę. Na szczęście na posterunku był Maciej Szczęsny. W odpowiedzi tuż przed przerwą lewą stroną przedarł się Rafał Siadaczka, który wyłożył piłkę Koniarkowi. Napastnik Widzewa nie trafił w piłkę, będąc trzy metry przed bramką!

Joker Dembiński
Po zmianie stron łodzianie zaatakowali nieco odważniej. Najpierw zablokowany został Tomasz Łapiński, który niedługo potem nabawił się kontuzji i musiał zejść z boiska. Potem mocno uderzał Czerwiec, ale Mogens Krogh złapał piłkę, wreszcie składającemu się do strzału Koniarkowi duńscy stoperzy wybili futbolówkę spod nóg. W 57. minucie Widzew dostał poważne ostrzeżenie. Ole Bjur wykonywał rzut wolny z 30. metrów. Pomylił się niewiele, bo piłka zatrzymała się na słupku.

120 sekund po wejściu na boisko pokazał się Jacek Dembiński. Na prawej stronie Citko minął trzech obrońców niczym tyczki i dokładnie dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył rezerwowy napastnik i głową posłał piłkę do siatki. Łodzianie nie rezygnowali i ich ambicja została nagrodzona. W 73. minucie Siadaczka podszedł do rzutu rożnego i zacentrował idealnie na głowę do Majaka, który podwyższył na 2:0.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bjur przez mur
Chwilę później Bjur znów miał strzelać z rzutu wolnego. Gdy przygotowywał się do jego wykonania, Smuda zarządził zmianę. Za Czerwca miał wejść Piotr Szarpak. „Nie teraz, nie teraz!” – wrzeszczał z trybuny prasowej redaktor Roman Hurkowski. Franz nie słyszał… Z muru wybiegł Czerwiec, w jego miejscu stanął Szarpak. Powstała jednak dziura, przez którą duński pomocnik kopnął piłkę do bramki. Hurkowski potem w tygodniku „Piłka Nożna” relację z meczu opatrzył wielce wymownym tytułem: „Bjur przez mur”.

Widzewiacy próbowali jeszcze podwyższyć rezultat, lecz dwa razy niecelnie uderzał Szarpak, a Siadaczce piłkę spod nóg wybił Vilfort. Ostatecznie mistrzowie Polski zwyciężyli 2:1 i ze skromną zaliczką czekali na wyjazd za dwa tygodnie do Danii.

***

7 sierpnia 1996, stadion Widzewa w Łodzi
Widzew Łódź – Broendby IF 2:1 (0:0)
Gole: Dembiński 64., Majak 73. – Bjur 75.
Widzew: Maciej Szczęsny – Paweł Wojtala, Tomasz Łapiński (53. Marek Bajor), Radosław Michalski – Mirosław Szymkowiak, Zbigniew Wyciszkiewicz, Ryszard Czerwiec (75. Piotr Szarpak), Sławomir Majak, Rafał Siadaczka – Marek Citko, Marek Koniarek (62. Jacek Dembiński).
Broendby: Mogens Krogh – Soeren Colding, Lars Olsen, Per Nielsen, Aurelius Skarbalius – Ole Bjur, Kim Vilfort, Allan Nielsen (85. Kim Daugaard), Alan Ravn – Ruben Bagger (71. Thomas Thoegersen), Peter Moeller (77. Ebbe Sand).
Żółta kartka: Majak.
Sędziował: Mario van der Ende (Holandia).
Widzów: 15.000

Grzegorz Ziarkowski