Liga Mistrzów po polsku (14)

Przegrany w fatalnym stylu mecz, po którym skromny chłopak z Białegostoku stał się niemal bogiem…

Po dobrym, lecz przegranym spotkaniu w Dortmundzie, Łódź przygotowywała się na przyjęcie mistrza Hiszpanii, Atletico Madryt. Takich tłumów przed kasami stadionu włókiennicze miasto nie widziało od 13 lat, gdy Widzew w półfinale Pucharu Mistrzów mierzył się z wielkim Juventusem. Choć wtedy widzewiacy grali na stadionie ŁKS, na który wchodziło nawet 40 tysięcy kibiców. Na łódzką inaugurację Champions League bilety kosztowały po 25 i 30 złotych i rozchodziły się jak świeże bułeczki. Żniwa miały popularne „koniki”, u których wejściówki „chodziły” nawet po osiem dych.

Fass nie pomógł
Trener Widzewa, Franciszek Smuda zarządził w poniedziałek dwudniowe zgrupowanie w ulubionym podłódzkim Dobieszkowie. Łodzianie odblokowali się w lidze i po dwóch remisach wygrali z Wisłą Kraków. Szkoleniowcom łódzkiej ekipy sen z powiek spędzały urazy Tomasza Łapińskiego, Ryszarda Czerwca i Rafała Siadaczki. Niebywałego pecha miał kapitan Łapiński, który w ciągu kilku dni podkręcił obie (!) kostki, a w meczu z wiślakami zszedł z boiska po tym, jak jeden z rywali ciosem a la Jackie Chan trafił go w kręgosłup.

Znów z odsieczą przybył niemiecki lekarz Volker Fass. Wszyscy liczyli na to, że uda mu się postawić na nogi trzech kontuzjowanych widzewiaków. Z każdą godziną nadzieja jednak malała w zastraszającym tempie. Na domiar złego widzewscy szkoleniowcy swoją wiedzę o rywalu musieli czerpać z kaset video. Trener Smuda miał lecieć do Madrytu na mecz z Logrones, lecz w ostatniej chwili mecz przełożono w niedzieli na sobotę i działaczom mistrza Polski nie udało się przebukować biletów na lot do Hiszpanii.

atletico_d

Tymczasem na stadionie Widzewa w najlepsze trwały… prace porządkowe. W pośpiechu przykręcano kolejne krzesełka, malowano ławki. Ostatni robotnicy wyszli ze stadionu dopiero na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem szwedzkiego arbitra, Andersa Friska. Po przylocie do Łodzi, ekipa mistrza Hiszpanii zamieszkała w wyburzanym obecnie Hotelu Centrum, nieopodal legendarnego Dworca Fabrycznego. Trener Radomir Antić zabrał ze sobą 17 piłkarzy. Ze znanych postaci brakowało Juana Vizicaino, Jose Luisa Caminero (pauzował za czerwoną kartkę sprzed… dwóch lat. W Madrycie mieli lepszą pamięć niż niedawno w Legii) i Argentyńczyka Leonardo Biaginiego.

Bez Łapińskiego ani rusz
Już w 2. minucie meczu sporym kunsztem musiał wykazać się Maciej Szczęsny, broniąc uderzenie Carlosa Aguilery. Łodzianie pierwszy strzał oddali dopiero w 11. minucie, lecz Andrzej Michalczuk nie trafił w bramkę. Chwilę później kontuzji doznał zastępujący Czerwca, Piotr Szarpak. Goście szybko opanowali środek pola, w czym duża zasługa serbskiego rozgrywającego, Milinko Panticia. Serb kilka razy zaprezentował zagrania najwyższej próby. Po jednym z nich Argentyńczyk Juan Esnaider trafił w boczną siatkę. W 25. minucie stało się to, co stać się miało. Aguilera poradził sobie z Michalczukiem i podał do Panticia. Niepilnowany Serb nie dał szans Szczęsnemu.

Kilka minut później łodzianie dostali drugi cios. Po wykonywanym „na raty” rzucie rożnym wszystkich zaskoczył Argentyńczyk Diego Simeone, głową podwyższając prowadzenie gości. Przy obu bramkach rzucał się w oczy brak jakiegokolwiek krycia. Brakowało szefa defensywy, z kierowaniem obroną nie radził sobie Marek Bajor. Słowem, bez Łapińskiego ani rusz…

Widzewiacy byli tak zamroczeni, że w 38. minucie Jacek Dembiński po akcji Marka Citko spartolił okazję sam na sam z Jose Moliną, nie trafiając czysto w piłkę. Jeszcze przed przerwą napastnik rodem z Białegostoku zrobił coś, o czym nie śniło się największym optymistom. Widzew ruszył z szybką kontrą. Citko przekroczył środkową linię boiska, podniósł głowę i zauważył wysuniętego na szesnasty metr Molinę. Zdecydował się na piękny lob, po którym futbolówka wylądowała w siatce. Po golach w Kopenhadze, Dortmundzie i na Wembley, Citko był na ustach całej sportowej Polski. Efektowny gol sprawił, iż w kraju nad Wisłą rozpoczęło się zjawisko zwane „Citkomanią”, a skromny chłopak z Białegostoku stał się niemal bogiem…

Zdobyty gol ożywił widzewiaków na tyle, że Zbigniew Wyciszkiewicz o mały włos nie pobił się na boisku z Francisco Kiko. Do przerwy więcej goli nie oglądaliśmy.

Hiszpańska dominacja
Łodzianie uwierzyli, że mogą wyrównać. Po przerwie przycisnęli. Szansę na drugą bramkę miał Citko, lecz trafił w rzucających się ofiarnie madryckich obrońców. Potem na murawie dominowało już tylko Atletico. Najpierw Szczęsny w sobie znany sposób obronił uderzenie Kiko z pola karnego, a potem 10 metrów przed bramką pogubił się Esnaider. W 58. minucie znów dał o sobie znać Simeone, który po wrzutce Aguilery głową pokonał Szczęsnego. To był czwarty gol Argentyńczyka w Lidze Mistrzów i czwarty, zdobyty głową. Dwie minuty później mistrzów Polski pogrążył Kiko, zamykając akcję Panticia.

Do końca przewaga Hiszpanów nie podlegała dyskusji. Stworzyli sobie jeszcze kilka bramkowych okazji, a Pantić kapitalną bombą z dystansu „ostemplował” słupek. Łodzianie jeszcze próbowali zmniejszyć rozmiary porażki. Dembiński nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Moliną, a potem hiszpański bramkarz powstrzymał szarżę Michalczuka. Porażka 1:4 była wówczas najwyższą przegraną Widzewa na stadionie w Łodzi od 15 lat. W 1981 roku na obiekcie ŁKS przegrał w takim samym stosunku z Anderlechtem.

***

25 września 1996, stadion Widzewa w Łodzi
Faza grupowa Ligi Mistrzów, Grupa B
2. kolejka
Widzew Łódź – Atletico Madryt 1:4 (1:2)
Gole: Citko 45. – Pantić 25., Simeone 32., 58., Kiko 60.
Widzew: Maciej Szczęsny – Paweł Wojtala, Marek Bajor, Daniel Bogusz – Mirosław Szymkowiak (74. Marcin Zając), Radosław Michalski, Piotr Szarpak (12. Zbigniew Wyciszkiewicz, 62. Paweł Miąszkiewicz), Sławomir Majak, Andrzej Michalczuk – Marek Citko, Jacek Dembiński.
Atletico: Jose Francisco Molina – Toni Munoz, Roberto Solozabal, Radek Bejbl, Santiago Denia “Santi” – Carlos Aguilera (73. Juanma Lopez), Diego Simeone (77. Pablo Alfaro), Delfi Geli – Juan Esnaider, Francisco Miguel Navarez „Kiko” (80. Roberto Fresendoso).
Żółte kartki: Wyciszkiewicz, Michalczuk/Pantić, Simeone.
Sędziował: Anders Frisk (Szwecja)
Widzów: 18.000

Grzegorz Ziarkowski