Liga Mistrzów po polsku (15)

Bilety po sto tysięcy, trening w Pałacu Ceaușescu, niedźwiedzie łzy i pani tłumacz bez znajomości języka. Przed nami kolejna część przygody mistrzów Polski w europejskiej elicie.

Po porażkach z Borussią i Atletico piłkarze Widzewa polecieli po pierwsze punkty i pieniądze do Bukaresztu. Tamtejsza Steaua, wówczas zdobywca Pucharu Europy sprzed dziesięciu lat, nie zdobyła jeszcze gola i punktu w ówczesnej edycji Champions League. W ataku mistrza Rumunii straszył tylko legendarny Marius Lacatus, bowiem piekielnie zdolny i już sprzedany do Galatasaray Adrian Ilie pauzował za czerwoną kartkę.

Bogatsi od Borussii
Łodzianie przylecieli do stolicy Rumunii w poniedziałkowy wieczór. Zostali zakwaterowani w hotelu Sofitel, gdzie doba hotelowa kosztowała – bagatela – 200 dolarów. W Sofitelu nie spali nawet piłkarze Borussii Dortmund, bo było… za drogo. Hotel „Lido”, w którym przebywał mistrz Niemiec, w całości zajęli oficjele UEFA, więc widzewiacy musieli szukać innego kwaterunku. Sofitel był najdroższym hotelem w stolicy Rumunii, ale przecież… raz się żyje!

Piłkarze mieli w programie krótką wycieczkę po mieście. Największe wrażenie zrobił na nich Dom Republiki, bardziej znany jako Pałac Ceaușescu. Okazało się, że wizyta w drugim największym budynku świata, zaraz po Pentagonie, może być niezłą zaprawą przed meczem. Gdy piłkarze wspinali się po schodach, trener Franciszek Smuda zwiedzał największą salę w Pałacu, która liczyła sobie ledwie… dwa tysiące metrów kwadratowych. „Franzowi” przemknęło przez myśl, że można by tam przeprowadzić lekki trening. Jednak gdy zobaczył żołnierzy w pełnym umundurowaniu, z kałachami przewieszonymi przez ramię, odpuścił…

Za widzewiakami nie pojechała tym razem liczna grupa kibiców. Było ich ledwie trzydziestu. Zmieścili się w jednym autokarze. Łódzkie bura podróży solidarnie odmówiły organizacji wyjazdu do dźwigającego się z ciężkiego komunizmu kraju, twierdząc, że jest to zbyt niebezpieczne. Bilety na mecz kosztowały od 10 do 20 tysięcy lei (od trzech do sześciu dolarów), a jeśli ktoś miał ochotę zasiąść w loży vipów musiał wyłożyć 100 tysięcy rumuńskiej waluty, czyli jakieś 30 „zielonych”.

Modlitwy Smudy
Smuda nie miał problemu z zestawieniem pierwszej jedenastki. Miał do dyspozycji tylko 13 piłkarzy, w tym dwóch golkiperów. W domu pozostali pauzujący za kartki Andrzej Michalczuk i Zbigniew Wyciszkiewicz, a Ryszard Czerwiec leczył złamany palec. Do Bukaresztu w roli straszaków polecieli Piotr Szarpak i Rafał Siadaczka, którzy dopiero zaczynali treningi i ich ewentualny występ na stadionie w Bukareszcie należało rozpatrywać jedynie w kategorii pobożnych życzeń.
– Modlę się, żebym i ja nie zachorował – wyznał trener dziennikarzom „Gazety Wyborczej”.

Gracze Steauy trenowali w ośrodku „Hajduk” w pobliżu stadionu, jednak dostępu do podopiecznych Dumitru Dumitriu strzegła grupa uzbrojonych żołnierzy. Z obozu Rumunów dochodziły wieści o drobnym urazie Daniela Prodana, reszta zawodników była do dyspozycji szkoleniowca.

steaua_d

Michalski znowu wyłożył
Gospodarze rozpoczęli spotkanie od falowych ataków, czego efektem były seryjnie bite rzuty rożne. Lepsze okazje stworzyli sobie łodzianie, ale najpierw pędzącego na bramkę Steauy Pawła Miąszkiewicza, brutalnie sfaulował Marius Baciu. Grecki arbiter Georgios Bikas był wyrozumiały dla Rumuna, który za swój występek obejrzał jedynie żółtą kartkę. W 16. minucie piłkę z własnej połowy wyprowadzili Paweł Wojtala i Sławomir Majak, jednak w decydującym momencie obrońca źle podawał i futbolówkę przechwycił Bogdan Stelea. Pierwsza połowa stała na słabym poziomie, dużo było chaotycznej walki, w łódzkim zespole widać było brak Czerwca, zastępujący go Miąszkiewicz nie radził sobie z porządkowaniem gry.

Im bliżej było przerwy, tym goręcej robiło się pod bramką Macieja Szczęsnego. W 33. minucie były legionista świetnie obronił strzał z rzutu wolnego Rolanda Nagy’ego, a chwilę później wykazał się kunsztem po bombie Baciu z ponad 30. metrów. Najlepszą sytuację mistrzom Rumunii wypracował… Radosław Michalski. Pomocnik Widzewa w trzecim wyjazdowym spotkaniu z rzędu (poprzednio w Kopenhadze i Dortmundzie) okrutnie pomylił się we własnym polu karnym. Na szczęście Augustin Calin, któremu pan Radek w 45. minucie idealnie wyłożył piłkę, strzelił wysoko nad bramką.

Efektowny „Szymek”
Po zmianie stron gra stała się szybsza. Przewagę mieli gospodarze, których wspierało ledwie osiem tysięcy widzów, w tym dwa oddziały wojska, które zajęły się kibicowaniem z… nudów. Rumuni stwarzali sobie klarowne okazje. W 50. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Lacatusa, Dumitru Rosu groźnie uderzał głową, ale Szczęsny zdołał zbić piłkę na poprzeczkę. Później jeszcze lepszą okazję miał Denis Serban, jednak 20-latek będąc oko w oko ze Szczęsnym uderzył wprost w niego.

Widzewiacy odgryzali się, jak mogli. Kilka minut po sytuacji Rosu, po centrze Marka Citki (świetnie pilnował go Iulian Filipescu) z rzutu wolnego strzałem głową popisał się Michalski, lecz Stelea był na posterunku. Rumuni atakowali, co rusz, któryś z nich przewracał się w polu karnym, ale grecki sędzia nie dawał się nabrać na fortele gospodarzy. Wszystkich mógł przyćmić w 72. minucie Mirosław Szymkowiak. Najmłodszy zawodnik w łódzkim zespole ruszył co sił w nogach spod środkowej linii boiska, minął kilku rywali i uderzył z 16. metrów. Na swoje i Widzewa nieszczęście piłka zatrzymała się na poprzeczce… Swoją okazję miał też Citko, któremu dokładnie dogrywał Michalski. Lepszy od gwiazdy Widzewa okazał się Stelea.

Niedźwiedzie łzy
Dla miejscowych był to jasny sygnał, że trzeba zaatakować, tym bardziej, że mecz zmierzał ku końcowi. W 78. minucie Szczęsny w sobie tylko znany sposób obronił uderzenie i dobitkę Tudorela Zamfirescu. Wreszcie pięć minut później po akcji Serbana i Rosu, Tomasz Łapiński tak nieszczęśliwie wybijał piłkę, że trafił w Daniela Bogusza. Do odbitej piłki nie zdążył Szczęsny i w ten sposób trzy punkty zostały w Bukareszcie.

Po meczu w szatni rzewnymi łzami rozpłakał się Bogusz. Koledzy pocieszali „Niedźwiedzia”, jak tylko mogli. Tymczasem na konferencji prasowej najpierw wrażeniami z meczu dzielił się Smuda, potem Dumitriu. Polscy dziennikarze musieli bacznie wytężać uszu na tłumaczenie słów szkoleniowca Steauy, bowiem pani tłumacz (nobliwa staruszka w wielkim kapeluszu) przekładała wypowiedź trenera na bliżej nieokreślony język słowiański z domieszką słów czeskich i rosyjskich. Gospodarzom to jednak nie przeszkadzało. Zarobili prawie milion dolarów za pierwsze trzy punkty w Lidze Mistrzów. Widzew na swoją pierwszą wygraną i pierwszą premię od UEFA musiał jeszcze trochę poczekać.

16 października 1996, Stadion Steaua
3. kolejka Ligi Mistrzów
Grupa B
Steaua Bukareszt – Widzew Łódź 1:0 (0:0)
Gol: Bogusz 84., sam.
Steaua: Bogdan Stelea – Tudorel Zamfirescu, Marius Baciu, Tiberiu Csik, Iulian Filipescu – Damian Militaru, Denis Serban, Augustin Calin (46. Dumitru Rosu), Roland Nagy – Sabin Ilie (46. Christian Ciocioiu, 89. Ilie Miu), Marius Lacatus.
Widzew: Maciej Szczęsny – Daniel Bogusz, Marek Bajor, Tomasz Łapiński, Paweł Wojtala – Mirosław Szymkowiak, Radosław Michalski, Paweł Miąszkiewicz (83. Marcin Zając), Sławomir Majak – Marek Citko, Jacek Dembiński.
Żółte kartki: Baciu, Lacatus, Ciocioiu/Dembiński, Citko, Miąszkiewicz, Wojtala.
Sędziował: Georgios Bikas (Grecja)
Widzów: 8.000

Grzegorz Ziarkowski