Liga Mistrzów po polsku (16)

Menedżerowie z niemal wszystkich liczących się klubów w Europie przyjechali do Łodzi, by oglądać Marka Citkę. Napastnik Widzewa strzelił, ale włoski sędzia gola nie uznał…

W przeddzień spotkania z mistrzem Rumunii widzewiacy po raz ostatni trenowali na głównej płycie stadionu przy Alei Piłsudskiego. Gdy większość piłkarzy poszła już do szatni, Citko, Ryszard Czerwiec i Paweł Miąszkiewicz została z Maciejem Szczęsnym, by potrenować rzuty wolne. Na tę okoliczność specjalnie z Niemiec sprowadzono… ruchomy mur. Przed rewanżem ze Steauą „Franz” miał już komfort wyboru. Do gry wrócili niemal wszyscy kontuzjowani, poza Rafałem Siadaczką, którego – według doniesień „Gazety Wyborczej” –czekała operacja. Widzewiacy udali się na tradycyjne przedmeczowe zgrupowanie do podłódzkiego Dobieszkowa.

Citko w roli głównej
Tymczasem szkoleniowiec gości miał mieszane uczucia. Do gry wrócił już niesforny napastnik Adrian Ilie, ale do tureckiego Galatasaray przeniósł się Iulian Filipescu, który w pierwszym spotkaniu kompletnie wyłączył z gry Citkę. W zespole gości nie mógł też grać pauzujący za kartki twardo grający defensor, Marius Baciu. Rumuni zostali zakwaterowani w Hotelu Centrum, poranny rozruch przeprowadzili w… łódzkim Parku Źródliska, jakieś trzy-cztery przystanki od stadionu Widzewa.

Na oczach i językach wszystkich był jednak Citko. To dla niego na stadion w Łodzi pofatygował się ówczesny szef skautów AC Milan, Amilcare Ferretti. Widzewiaka oglądali też skauci Arsenalu, Realu Madryt i Bayeru Leverkusen oraz inni menedżerowie, współpracujący ze znanymi klubami. Już przed meczem z mistrzem Rumunii do Widzewa wpłynęła oferta z Arsenalu. Konkretów jednak nie ujawniono.

Do trzech razy sztuka
Podopieczni Smudy rozpoczęli spotkanie z ogromnym animuszem. Chęć zwycięstwa i żądza rewanżu za pechową porażkę w Bukareszcie była w łódzkim zespole tak wielka, że nieco pętała nogi zawodnikom mistrza Polski. Ze zdenerwowania widzewiaków skorzystał szczwany lis, jakim był Marius Lacatus. Mający w dorobku triumf ze Steauą w Pucharze Mistrzów w 1986 roku napastnik w 8. minucie próbował zaskoczyć Macieja Szczęsnego. Nie minęło 120 sekund, gdy doświadczony snajper znalazł się oko w oko z bramkarzem Widzewa. W doskonałej sytuacji zawiodły go nerwy i posłał piłkę obok słupka.

Widzewiacy otrząsnęli się po tej sytuacji, ale Jacek Dembiński najpierw nie sięgnął, a potem nie opanował futbolówki w polu karnym. Próbował też Sławomir Majak, lecz trafił w obrońców. Po jednym z wielu dośrodkowań Citki, Czerwiec uderzał przewrotką, jednak pomylił się o centymetry. Rumuni nie zamierzali się poddawać, pokazując, że nie są słabym zespołem. Blisko bramki Widzewa z piłką znalazł się Adrian Ilie, lecz „Kobra” w dobrej okazji przestrzelił.

Nieliczna widownia oglądała dobry i szybki mecz, godny europejskiej elity. W 25. minucie Majak stanął oko w oko z Bogdanem Steleą, lecz sytuację zmarnował. Dziesięć minut później po świetnym podaniu Czerwca, Majak znów przegrał pojedynek z rumuńskim bramkarzem. W 40. minucie pomocnik Widzewa potwierdził słuszność powiedzenia „Do trzech razy sztuka”. Po akcji Dembińskiego z Michalskim, były pomocnik Legii dośrodkował piłkę, a Majak głową trafił do siatki. Radość byłego piłkarza Zagłębia była ogromna.

Do końca pierwszej połowy widzewiacy próbowali iść za ciosem, lecz strzał Czerwca chybił celu, a Stelea bez kłopotów poradził sobie z uderzeniem z rzutu wolnego Citki.

Popisy „Szwagra”
Druga połowa rozpoczęła się tak, jak pierwsza, czyli od ataków Widzewa. Z tą różnicą, że niemal natychmiast łodzianie zadali cios. W 48. minucie po wrzutce Andrzeja Michalczuka, Ilie Miu wybił piłkę. Za krótko. Do futbolówki dopadł Czerwiec i mocnym strzałem podwyższył na 2:0. To właśnie popularny „Szwagier” organizował grę widzewiaków w środku boiska, „stemplując” niemal każdą akcję ofensywną. W dodatku pokazał, że potrafi uderzyć z dystansu.

Widzewiacy cofnęli się pod własną bramkę, szukając okazji do kontrataków. Tych wyprowadzali sporo, lecz szwankowała skuteczność. Chociaż… W 71. minucie Citko posłał piłkę do siatki. Gdy mistrzowie Polski cieszyli się ze zdobytego gola, włoski arbiter Graziano Cesari kopnął rzuconą z trybun piłkę i… bramki nie uznał. W momencie, gdy Citko strzelał, na murawie były dwie piłki. Szkoda tej bramki, która pewnie podbiłaby cenę wychowanka Jagiellonii Białystok o kolejne kilkaset tysięcy dolarów i być może „przyklepałaby” transfer piłkarza do jakiegoś poważnego klubu.

Towarzyski „Grajek”
Do końca spotkania łodzianie kontrowali Rumunów, ale zachowywali się tak, jakby nie chcieli już robić im krzywdy. W ostatnich minutach wyśmienitą indywidualną akcję przeprowadził Michalski, lecz Stelea jego mocny strzał wybił na rzut rożny. Swoją okazję miał też Michalczuk, ale przestrzelił. W Łodzi jednak nikt nie narzekał. Kibice cieszyli się z pierwszego w historii zwycięstwa Widzewa w Lidze Mistrzów, a klubowy skarbnik zacierał ręce. Za zwycięstwo nad Steauą drużyna z Alei Piłsudskiego otrzymała od UEFA prawie milion dolarów.

Mecz w towarzystwie widzewskiego bossa, Andrzeja Grajewskiego, oglądał Tomasz Gollob. Biznesmen spod Hanoweru słynął z otaczania się znanymi sportowcami. Do historii przeszła jego przyjaźń z Dariuszem Michalczewskim.

19961030clgrbr4widzew20

30 października 1996, stadion Widzewa
Faza grupowa Ligi Mistrzów
Grupa B
Widzew Łódź – Steaua Bukareszt 2:0 (1:0)
Gole: Majak 40., Czerwiec 48.
Widzew: Maciej Szczęsny – Daniel Bogusz, Tomasz Łapiński, Paweł Wojtala – Mirosław Szymkowiak, Radosław Michalski, Ryszard Czerwiec, Sławomir Majak – Marek Citko, Jacek Dembiński (87. Zbigniew Wyciszkiewicz).
Steaua: Bogdan Stelea – Tudorel Zamfirescu, Daniel Prodan, Tiberiu Csik, Roland Nagy – Dumitru Militaru, Ilie Miu, Augustin Calin (57. Sabin Ilie), Denis Serban (65. Dumitru Rosu) – Marius Lacatus (75. Christian Ciocioiu), Adrian Ilie.
Żółte kartki: Szymkowiak/Miu, Csik, Zamfirescu.
Sędziował: Graziano Cesari (Włochy)
Widzów: 6.000

Grzegorz Ziarkowski