Magiczne dotknięcia (20). Kontratak Realu Madryt

Dzisiejszy Real połamałby sobie nogi przy takiej akcji. Kiedyś jednak, jak mawia Franciszek Smuda, „grała muzyka”.

„Będzie kontratak, wjebiemy im gole” – jak nawijał Piernikowski.

Teraz taka narracja chyba się nie pojawia albo pojawia rzadziej, a może tak mi się wydaje, bo praktycznie nie słucham już i nie czytam futbolowych ekspertów (wielkie zmiany w Canal+ Sport: Kołodziejczyk przyszedł! A tu nowy „program publicystyczny” i cyk – Dariusz Szpakowski w roli gościa). Pamiętam jednak (wpływ na to miała gra Barcelony Pepa Guardioli), że stwierdzenie, iż tiki-taka to najwyższe piękno futbolu, a kontratak to przejaw prymitywizmu drużyny i przede wszystkim jej trenera – traktowano jak aksjomat. Wspomnieć, że w sumie lubi się dobrą konterkę, było jak szczeniackie puszczenie bąka w towarzystwie nadobnych dam.

No dobra, przejdźmy do meritum. Kontratak – to najbardziej lubię w futbolu. Płynny, szybki, zakończony golem – nie ma nic piękniejszego. Doskonałe połączenie wyćwiczonych schematów plus improwizacja, wybitne jednostki działające jako jeden organizm.

9

To był mecz Real Madryt – Ajax, odbył się 27 września 2011 r. Obie wielkie drużyny spotkały się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Królewscy zajęli pierwsze miejsce (komplet zwycięstw, gole: 19-2), drużyna z Amsterdamu dała się wyprzedzić Olympique’owi Lyon i wylądowała w Lidze Europy.

Po składach obu ekip widać (grafika z 90minut.pl), że dziewięć lat w futbolu to cała epoka. Toby Aldeirwereld zdążył przecież zaliczyć potem – jako zawodnik Atlético Madryt – przegrany finał LM z… Realem Madryt, nim stał się na ładnych parę lat twardym jak skała obrońcą Tottenhamu. Gregory van der Wiel, który był niemal wzorem nowoczesnego bocznego obrońcy, to obecnie „piłkarz z problemami” i bez klubu. Vurnon Anita trafił z Ajaxu do Newcastle, a ja za Chiny Ludowe nie mogłem zrozumieć , co takiego widzi w nim spec od angielskiej piłki z Canal+, potem zaliczył jeszcze cztery kluby, w tym CSKA Sofia… Itd. itd.

W sumie można by napisać osobny tekst o tym, jak potoczyły się losy piłkarzy trenowanych wtedy przez Franka de Boera (na stronie uefa.com nie przeczytamy, kto prowadził Real – trzeba by poinformować o tym byłego trenera Los Blancos, José Mourinho, mordercę futbolu, co to kontry kazał wyprowadzać).

No to lecimy…

Sergio Ramos (jeszcze w roli prawego obrońcy) kasuje akcję Ajaxu. Następnie podaje do Mesuta Özila, który tradycyjnie myli rywali swą niby-flegmatycznością (przykro patrzeć na to, co się stało z Niemcem, dogorywającym dziś w Arsenalu). Potem piłka trafia do Cristiano Ronaldo, ten zapodaje śliczną klepkę z Kaką. Przy piłce znów Özil, który przekazuje ją do bawiącego się w prawoskrzydłowego Karima Benzemę. Francuz zagrywa na nos do CR7, ten z bliska ładuje do bramki. Dziękujemy, do widzenia.

Warto zauważyć, że jeden z najbardziej egocentrycznych killerów w historii futbolu (to nie zarzut) od razu zaprasza kolegów do wspólnego świętowania. Wie, że banda Mourinho, której jest najważniejszym elementem, właśnie stworzyła dzieło sztuki.

Real lubił strzelać de Joden gole po kontrach. 3 października 2012, znów Champions League. Cristiano trzykrotnie pokonał Kennetha Vermeera, a dzieła zniszczenia dokonał Benzema. Właśnie tak:

No, ale po latach przyszedł czas na srogi rewanż:

A mnie, póki świat nie wróci do jako takiej normalności, zostają stare filmy. Dzisiejsze mecze to atrakcja na miarę listopadowej pogody.

Marcin Wandzel