Magiczne dotknięcia (8). Casillas kontra Leverkusen
O ile mniejsze znaczenie miałby piękny strzał Zizou, gdyby nie niesamowite obrony Ikera…
W sezonie 2001/2002 Vicente del Bosque posadził Casillasa na ławce. Przyczyny? Chyba nieznane. Słabsza forma? Sodówka? Real na tym nie ucierpiał, gdyż César Sánchez bronił bardzo dobrze.
W finale Ligi Mistrzów, w którym Real Madryt spotkał się z Bayerem Leverkusen, wcześniejszy zmiennik Ikera doznał kontuzji. No i wtedy młodszy kolega wrócił między słupki.
Królewscy prowadzili 2:1 po trafieniach Raúla i Zinédine’a Zidane’a. Mateusz Borek zaczął się drzeć: „Wielki, boski Zizou!”. Faktycznie gol Francuza to było arcydzieło.
Można jednak odnieść wrażenie, że w końcówce meczu siedmiokrotni wtedy zdobywcy Pucharu Europy grali „na ostatnich nogach”, a zawodnicy Klausa Topmöllera atakowali tak, jakby dopiero co wyszli na boisko. Dochodzili do „setek”, próbowali z paru metrów pokonać portero Realu. A ten bronił jak w transie.
Szkoda, że ten wspaniały bramkarz i zwyczajny gość – bez chujowych tatuaży i fryzury takiej, jakby dopadł go stylista nienawidzący facetów – popadł w piłkarskie przeciętniactwo oraz okazał się być fatalnym kapitanem drużyny, w której spędził 25 lat. Niestety, uchodzący wśród natur prostych za szwarccharakter współczesnego futbolu José Mourinho ukazał nam fakt, że „skromny chłopak z Móstoles” nie jest ideałem.
Tak czy siak, oby wiodło mu się w Porto.
Wspaniały skład miał wtedy Real. W Leverkusen też paru niezłych grajków:
Wszystkie dane z meczu ładnie podane w Wikipedii.
Skrót meczu:
Marcin Wandzel