Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór…

Jak spieprzyć formalność, czyli Widzew nadal w II lidze.

9 czerwca 2018 roku. Widzew remisuje u siebie z Lechią Tomaszów Mazowiecki 0:0. Awans do II ligi wisi na włosku. Po burzy mózgów w siedzibie łódzkiego klubu, robotę traci widzewska legenda, były selekcjoner, Franciszek Smuda. W trybie natychmiastowym zastępuje go Radosław Mroczkowski i w ostatnich minutach ostatniego meczu III ligi w Ostródzie – Widzew zapewnia sobie pierwsze miejsce w tabeli i awans.

Radosław budowniczy
Latem Mroczkowski budował Widzew po swojemu. Który to już raz? Trzeci, czwarty, piąty? Nieważne. Ważne, że okoliczności były inne niż za czasów Sylwestra Cacka. Nowy stadion zapełniony po brzegi kibicami, budżet na poziomie czołówki pierwszej ligi i wielki spokój. Ale i wielkie oczekiwania. Z nimi ekipa Mroczkowskiego radziła sobie jednak znakomicie.
Sierpień, wrzesień i październik należały do Widzewa – 37 punktów w 16 meczach, pozycja lidera, sześć punktów przewagi nad wiceliderem, toruńską Elaną. Wypełniony stadion, rekordy frekwencji, skuteczna gra – o widzewskim fenomenie mówiła cała sportowa Polska.

Fatalny Grudziądz
Nadszedł 3 listopada 2018 roku. Widzew pojechał na mecz do Grudziądza z Olimpią. Prowadził 2:0. W 89. minucie stracił bramkę na 2:1. W ciągu kolejnych 60 sekund Olimpia strzeliła jeszcze dwie bramki. Łodzianie przegrali 2:3. Tak jak kiedyś ograli Legię w stolicy, zapewniając sobie mistrzowski tytuł, tak teraz przegrali ligowy mecz. Nic nie znaczący, mecz 17. kolejki. Przed nimi było jeszcze 17 spotkań i możliwych 51 punktów do zdobycia.
A jednak… Ten mecz w Grudziądzu jakby został w głowach widzewskich piłkarzy. To był punkt kulminacyjny tego sezonu. Od tego momentu wszystko się zaczęło pieprzyć. Do końca roku Widzew zremisował 1:1 z Rozwojem Katowice, uległ 0:1 Zniczowi w Pruszkowie i zremisował bezbramkowo ze stalowowolską Stalą.
Była przerwa zimowa. W jej trakcie zmienił się prezes (po raz pierwszy w tym sezonie), Widzew ściągnął m.in. Daniela Tanżynę, czy Rafała Wolsztyńskiego, którzy znaleźliby sobie spokojnie miejsce w kilku klubach ekstraklasy. Wybrali jednak Łódź. Wyszło na jaw, że zimą łodzianie chcieli sprowadzić samego Sławomira Peszkę, oferując mu 80 tysięcy złotych miesięcznie. W II lidze! Peszko wybrał jednak ekstraklasę i krakowską Wisłę. Może to i dobrze…
Widzew przeprowadził też niespotykany właściwie w Polsce transfer dyrektora sportowego, Łukasza Masłowskiego z płockiej Wisły. Podkreślano fakt, że Masłowski debiutował w czerwono-biało-czerwonych barwach w wieku 18 lat i bodaj trzykrotnie wracał na Piłsudskiego jako piłkarz. Kompletnie przeoczono fakt, że gdy Widzew za czasów Cacka potrzebował pieniędzy niczym kania dżdżu, Masłowski za bezcen wyjął z drużyny nastoletniego wówczas snajpera Mariusza Stępińskiego i umieścił w Norymberdze. Takim to widzewskim interesem kierował się nowy dyrektor…

Królowie remisów
Piłkarską wiosnę widzewiacy rozpoczęli od wygranej (2:1) w Wejherowie z Gryfem. Potem jednak zanotowali kompletnie irracjonalną serię… dziesięciu remisów z rzędu. Cierpliwość zaczęli tracić kibice i zarząd. 1 marca stery klubu objął trzeci już w tym sezonie prezes, zaś po piątym kolejnym remisie z roboty wyleciał Mroczkowski. Zastąpił go były obrońca Widzewa, choć bardziej kojarzony z ŁKS, Jacek Paszulewicz. On też popadł w remisową rzeczywistość. Wreszcie, gdy Widzew wygrał (3:0 z Ruchem, przy okazji spuszczając „Niebieskich” do III ligi), wydawało się, że wróci na właściwe tory.
Ostatnie dwa mecze z Bełchatowem i… Olimpią Grudziądz łodzianie koncertowo przerżnęli, zostając ostatecznie w II lidze. Miała być pierwsza liga, a z marzeń nie zostało nic. Od wspominanego wcześniej meczu w Grudziądzu, Widzew wywalczył ledwie… 18 punktów. Trzy czwarte dobrej jesieni to dużo za mało, by awansować.
Co wpłynęło na tak fatalną postawę łodzian? Czy nie poczuli się zbyt pewnie? A może piłkarze, którym „żarło” przez jedną trzecią sezonu nagle zaczęli grać na miarę nie najwyższych umiejętności? Może coś w przygotowaniach przekombinował trener Mroczkowski? A może grajkowie ściągnięci z różnych stron świata zorientowali się, że po awansie klub czeka kolejna rewolucja i będą jej ofiarami pozbawionymi sowitych wynagrodzeń? A może jest jeszcze jakieś drugie dno tej historii?

Polowanie na czarownice
Odpowiedzi na te pytania pewnie znajdują się w klubie, ale owiane są głęboką tajemnicą. Za dużo w tym nieprawdopodobnych sytuacji, by wszystko zrzucić na karb li tylko zrządzenia losu. Póki co, w łódzkim klubie rozpoczyna się polowanie na czarownice. Na razie postanowiono nie przedłużać kontraktów z kilkoma piłkarzami. Czy zostaną w klubie trener Paszulewicz i dyrektor Masłowski – czas pokaże.
Tymczasem po zachodniej stronie Łodzi, zupełnie inne nastroje. Bez karnetów, ze stadionem z jedną trybuną, bez wielkich pieniędzy i korporacyjnego nadęcia, za to z charakterem, cierpliwością, spokojem, trafionymi transferami i przede wszystkim grą w piłkę, ŁKS wywalczył awans do ekstraklasy. Panowie z Piłsudskiego, spójrzcie na drugą stronę miasta, jak buduje się przyzwoity zespół, a nie kolosa na glinianych nogach…

Grzegorz Ziarkowski