Milczenie jest złotem
Jak głosi przysłowie – mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
W polskiej piłce często mamy do czynienia z nieprzemyślanymi opiniami. Czasem są to słowa wypowiadane w emocjach (np. wywiad w przerwie spotkania albo konferencja pomeczowa), a czasem po głębszej refleksji (np. teksty, programy publicystyczne lub autoryzowane wywiady). Oto najciekawsze, najbardziej pamiętne cytaty w naszej piłce, które miały miejsce w XXI wieku.
20. Patryk Małecki: „Mamy wspaniałych kibiców, ale ta ich część, która przychodzi tutaj tylko zjeść kiełbasę i pooglądać mecz, to proponowałbym im, żeby poszli na drugą stronę Błoń, bo najwyraźniej tam jest ich miejsce”
W sierpniu 2011 roku Wisła Kraków przegrała na własnym stadionie z Lechią Gdańsk 1:0. Krakowscy kibice wygwizdali swoich piłkarzy, w tym Patryka Małeckiego. Urażony gracz „Białej Gwiazdy” nie przebierał w słowach. Stwierdził, że woli grać dla pięciu tysięcy fanatyków niż dla większej widowni, na której zasiadają „piknikowi” kibice. Zaapelował do wszystkich kibiców gwiżdżących na niego i kolegów, aby przenieśli się na stadion Cracovii. Część fanów była oburzona zachowaniem piłkarza. Klub w specjalnym oświadczeniu przeprosił za słowa Małeckiego, piłkarz otrzymał karę finansową i został zawieszony na jeden mecz. Sankcje nałożone przez klub poparł trener Wisły – Robert Maaskant: „Takie wypowiedzi nie mają prawa się pojawiać, bo uderzają w kibiców, którzy przychodzą tutaj od pokoleń. Oni dopingowali Wisłę razem ze swoimi dziadkami, rodzicami. Oszczędzają pieniądze, żeby kupić karnety. To są najlepsi kibice i między innymi dzięki nim ten klub istnieje już ponad 100 lat”.
19. Hryhorij Surkis: „To byłaby tragedia dla PZPN, Polski i Ukrainy”
Takimi słowami, mając na myśli ewentualne zwycięstwo Zdzisława Kręciny, do zdumionych delegatów na zjeździe wyborczym PZPN zwrócił się prezes Ukraińskiej Federacji Piłkarskiej – Hryhorij Surkis (Ukraina wspólnie z Polską była organizatorem najbliższych Mistrzostw Europy w 2012 roku). W październiku 2008 roku czwórka kandydatów: Grzegorz Lato, Zdzisław Kręcina, Tomasz Jagodziński (zrezygnował jeszcze przed głosowaniem) i Zbigniew Boniek, ubiegała się o fotel prezesa PZPN, po ustępującym Michale Listkiewiczu. Surkis, przemawiając do delegatów, postanowił wesprzeć Bońka – pomimo że nie padło jego nazwisko – zaapelował o to, aby wybrać „człowieka Zachodu, który będzie dobrze współpracować z władzą”. Zwrócił się też do Kręciny z prośbą o rezygnację. Słowa Ukraińca były dla Bońka niedźwiedzią przysługą. Na sali słychać było pomruki niezadowolenia – działacze byli oburzeni zachowaniem Surkisa („Nie jesteśmy w Związku Radzieckim”, mieli mówić w kuluarach zdegustowani). Ostatecznie wybory wygrał Grzegorz Lato, a Boniek zdobył najmniejszą liczbę głosów. Nowy prezes zaproponował miejsce we władzach Bońkowi, ale ten odmówił, używając popularnego włoskiego powiedzenia: „Chciałeś rower, więc pedałuj!” („Hai voluto la bicicletta? Allora, pedala!”).
18. Michał Białoński: „Paulo Sousa, czyli złoty strzał Bońka!”
Michał Białoński, podobnie jak choćby Mateusz Borek, Roman Kołtoń i Tomasz Smokowski, uchwałą z 12 grudnia 2012 roku zarządu PZPN wszedł w skład Komisji ds. Mediów i Marketingu. W styczniu 2021 roku selekcjonerem reprezentacji Polski został wybrany Paulo Sousa. Białoński, dziennikarz Interii, nie czekał długo z pochwałami pod adresem prezesa związku – Zbigniewa Bońka. Już cztery dni później opublikował tekst, którego sam tytuł nie pozostawiał wątpliwości – wybór Portugalczyka miał być strzałem w dziesiątkę.
Zdaniem Białońskiego wyborowi Sousy towarzyszyły „entuzjastyczne opinie ekspertów zagranicznych” oraz piłkarzy, z którymi pracował Portugalczyk. Białoński chwalił Sousę za znajomość języka angielskiego i głód sukcesów. Dalej było już tylko z perspektywy czasu zabawniej. Kibica może ogarnąć pusty śmiech, gdy czyta, że „dla Bońka Sousa to na pewno nie jest randka w ciemno”. Jak się okazało, dziennikarz w jednym miał na pewno rację – kiedy napisał, że „Paulo Sousa nie przyjeżdża do Polski się obłowić”. Jak doskonale wiemy, lepiej płacą w Brazylii.
17. Piotr Ćwielong: „Jest ciężko. Niedziela, godzina siedemnasta. Pogoda też nie dopisuje do gry w piłkę”
Kwiecień 2011 roku – 22. kolejka ekstraklasy, godzina 17:15, 16 stopni Celsjusza, bezchmurne niebo, bezwietrznie – w takich warunkach rozgrywany był mecz Śląska Wrocław z Koroną Kielce. Do przerwy wynik 0:0. Do wywiadu poproszony został piłkarz gospodarzy, Piotr Ćwielong. To wtedy gracz Śląska uznał za zasadne ponarzekać na warunki, w jakich przyszło mu grać. Skoro Ćwielongowi ciężko było w niedzielę o siedemnastej, nie dziwi fakt, że piłkarz nie zrobił furory po wyjeździe do Vfl Bochum, grającym wtedy na szczeblu 2. Bundesligi (tradycyjnie większość meczów w sobotę i niedzielę o godzinie 13:30). Ćwielong za swoje słowa był wyśmiewany. Po czasie stwierdził: „Wyszło niefortunnie, ale piłkarze w szatni lubią sobie ponarzekać na warunki, w jakich mają grać spotkanie”.
16. Michał Żewłakow: „Przepaść między nami a mistrzami świata jest taka jak między Ligą Mistrzów a trzecią ligą kambodżańską”
W czerwcu 2010 roku reprezentacja Polski pod wodzą Franciszka Smudy rozegrała jeden z najgorszych meczów w XXI wieku. Porażka z Hiszpanią w Murcii wstydu nie przynosi, zwłaszcza kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że La Furia Roja była wtedy najlepszą drużyną na świecie. Jednak wynik (6:0 dla Hiszpanii) i styl gry naszej kadry był katastrofalny. Michał Żewłakow, kapitan drużyny, nie gryzł się w język i dosadnie porównał różnicę w poziomie gry obu ekip. Reprezentacyjny obrońca był pesymistycznie nastawiony do występu Polski na zbliżających się mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie. Twierdził, że kadra jest dopiero na początku budowy, i potrzebne są ogromne postępy. Dodał też, że na razie wszystko „idzie jak krew z nosa”. Słowa Żewłakowa nie przypadły do gustu Smudzie. Po jesiennych meczach towarzyskich z USA i Ekwadorem reprezentacja wracała do kraju samolotem Air France z Montrealu do Warszawy. Na podkładzie Żewłakow – wraz z bramkarzem Arturem Borucem – spożywali wino, pomimo kategorycznego zakazu ze strony selekcjonera. Doszło do kłótni ze Smudą. W wyniku tego incydentu obaj piłkarze zostali definitywnie skreśleni przez Franza. Żewłakow po wylądowaniu zaskoczył zgromadzonych na lotnisku dziennikarzy swoim strojem – był ubrany w koszulkę i czapeczkę Chicago Bulls. Żewłakow. W marcu 2011 zagrał po raz ostatni w kadrze (mecz pożegnalny z Grecją, 0:0 w Pireusie) – nie była to jednak inicjatywa samego Smudy, ale presja ze strony mediów i kadrowiczów. Żewłakow pozostawał rekordzistą pod względem liczby występów w reprezentacji Polski. Od 1999 do 2011 roku rozegrał 102 mecze, w których strzelił trzy gole.
15. Czesław Michniewicz: „W drugiej połowie chcieliśmy zdobyć kolejną bramkę, bo wiadomo, że 2:0 to niebezpieczny wynik. Stracony gol kontaktowy może wiele zmienić”.
W październiku 2015 roku Ruch Chorzów zmierzył się z Pogonią Szczecin. Zwyciężyli goście 2:0. Mecz jak setki innych, ale na pomeczowej konferencji prasowej trener Pogoni Czesław Michniewicz zaskoczył słowami, o tym że prowadzenie „2:0 to niebezpieczny wynik”. W późniejszym okresie, już jako szkoleniowiec Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, rozwinął swoją teorię. Tłumaczył, że wpaja swoim piłkarzom, aby przy prowadzeniu 2:0 byli maksymalnie skoncentrowani i dążyli do zdobycia trzeciego gola zamiast bronić wyniku. Tyle teoria, a co na to praktyka? Mateusz Januszewski z serwisu Ekstrastats w grudniu 2016 przeanalizował mecze ekstraklasy pod kątem prowadzenia 2:0. Tylko w 2,84% spotkań drużyna, która prowadziła 2:0, później przegrywała, ale w przypadku, kiedy pada gol kontaktowy, to w 34,48% dochodzi do sytuacji, w której przeciwnik wyrównuje.
14. Maciej Skorża: „Gratuluję Janowi Urbanowi, gratuluję piłkarzom Legii zwycięstwa. No cóż, liga będzie ciekawsza”
W listopadzie 2009 roku, w trzynastej kolejce ekstraklasy, krakowska Wisła grała przy Reymonta z Legią. W przypadku zwycięstwa gospodarzy ich przewaga nad Legią wzrosłaby do dziesięciu punktów. Jednak mecz zakończył się zwycięstwem gości 1:0. Na pomeczowej konferencji prasowej trener „Białej Gwiazdy” podsumował spotkanie, pogratulował szkoleniowcowi gości Janowi Urbanowi i zakończył swoją wypowiedź słynnym „liga będzie ciekawsza”. Ostatecznie liga zrobiła się dla Skorży tak bardzo ciekawa, że Wisła mistrzostwa nie zdobyła, a w lidze triumfował Lech. Skorża jeszcze wielokrotnie powracał do swojego powiedzenia (choćby po zwycięstwie 2:1 prowadzonego przez niego Lecha nad Legią w marcu 2015 roku).
13. Stefan Majewski: „Po tym co tu zobaczyłem, myślę, że jest na czym budować nową reprezentację. Mieliśmy sytuacje, mieliśmy rzuty rożne”
Stefan Majewski, brązowy medalista mistrzostw Świata w Hiszpanii (1982 rok), po zakończonej karierze piłkarskiej został trenerem. Jako szkoleniowiec pracował m.in. w Polonii Warszawa, Zagłębiu Lubin, Amice Wronki, Widzewie Łódź i Cracovii. Następnie rozpoczął pracę w PZPN jako selekcjoner reprezentacji U-23. W 2009 roku Majewski został tymczasowym selekcjonerem reprezentacji Polski po tym, jak zwolniony został Leo Beenhakker. Prowadził reprezentację w dwóch ostatnich spotkaniach eliminacji do mistrzostw świata (porażki z Czechami 0:2 i Słowacją 0:1). Nie dość, że kadra w debiucie Majewskiego zagrała beznadziejnie, to kibice zostali dobici pomeczowymi wypowiedziami selekcjonera. Fani biało-czerwonych byli skonsternowani, gdy usłyszeli z ust Majewskiego, że jest zadowolony z gry; dwukrotnie podkreślił, że w pierwszej połowie drużyna miała aż osiem rzutów rożnych, a zamieszany w utratę obu goli Piotr Polczak, nie jest ich winowajcą, bo inni wcześniej popełnili błędy. Jak trafnie zauważyli dziennikarze „Super Expressu”, „gdy Majewski ściągnął Polczaka do Cracovii, zadrwił jedynie z fanów Pasów. Teraz stroi sobie żarty ze wszystkich kibiców w Polsce”. Ówczesny wiceprezes PZPN-u, Antoni Piechniczek, bronił Majewskiego, drążąc temat kornerów: „Rzadko się zdarza, by na wyjeździe już w pierwszej połowie wybijać je aż osiem razy. Co prawda nie wykorzystaliśmy żadnego z nich, ale trzeba zwrócić uwagę, że każdy miał jakąś myśl przewodnią i był bity inaczej”. Wszystko wypowiedziane ze śmiertelną powagą.
12. Józef Wojciechowski: „To jest skandal! Ja naprawdę nie rozumiem, jak profesjonalny piłkarz może nie wiedzieć, co ma w tym swoim dziobie? (…) Mnie po raz ostatni bolał ząb w 1979 roku!”
Józef Wojciechowski, urodzony 1947 roku założyciel JW Construction i jeden z najbogatszych Polaków, był w latach 2006-2012 właścicielem Polonii Warszawa. W klubie z Konwiktorskiej nie odniósł żadnych sukcesów – głównie z tego powodu, że zmieniał trenerów i doradców jak rękawiczki. W październiku 2010 bramkarz Polonii Sebastian Przyrowski ze względu na ból zęba nie mógł wystąpić w meczu ze Śląskiem. Fakt ten, sprawił że Wojciechowski wpadł w furię, w efekcie której wszyscy piłkarze mieli przejść badania stanu uzębienia.
11. Zdzisław Kręcina: „A ja natychmiast zasypiam, no i widocznie jakiś drobny element chrapania spowodował, że komuś to przeszkadzało”
Zdzisław Kręcina – niegdyś piłkarz Koszarawy Żywiec, a później wieloletni działacz Polskiego Związku Piłki Nożnej. W sierpniu 2011 roku Kręcina został wyproszony z samolotu relacji Wrocław-Warszawa. Zdaniem świadka zdarzenia ówczesny sekretarz PZPN już na lotnisku bełkotał i miał problem z utrzymaniem pionu. Kręcina miał być do tego stopnia pijany, że pytał współpracowniczki, w której szklance jest alkohol, a w której popitka, bo sam nie był w stanie odróżnić. Po wejściu na pokład działacz zachowywał się głośno i przeklinał. W konsekwencji został poproszony o opuszczenie samolotu, co też uczynił. Kręcina tłumaczył, że po meczu z Meksykiem wypił kilka drinków, był zmęczony, szybko zasnął i zaczął chrapać, co według niego przeszkadzało innym pasażerom. Za swoje zachowanie przeprosił. W 2001 roku Kręcina zagrał epizod w „Poranku kojota”, ale wydaje się, że to „Młode wilki” są mu najbliższe; zwłaszcza scena, w której Cichy przekazuje mądrość życiową Prymusowi: „Nigdy do niczego się nie przyznawaj, złapią cię pijanego w samochodzie, to mów, że nie piłeś, znajdą ci dolary w kieszeni, to mów, że to pożyczone spodnie, a jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Nigdy się nie przyznawaj”.
10. Dominik Ebebenge: „Dear friends, I hope you are well…”
W listopadzie 2014 roku Legia rozesłała do kilkunastu europejskich klubów maile z rekomendacją Michała Żyry, informujące o tym, że piłkarz ma być na sprzedaż już w najbliższym, zimowym okienku transferowym. Autorem listu był Dominik Ebebenge (koordynator działu sportu w klubie). Tekst zaczynający się od słów: „Drodzy Przyjaciele, mam nadzieję że u Was wszystko dobrze…” spowodował lawinę szyderstw w sieci. List sprawiał wrażenie, mówiąc delikatnie, niezbyt poważnej oferty – przypominającej tzw. nigeryjski szwindel (przekręt polegający na wyciągnięciu od ofiary dużej kwoty pieniędzy). Ebebenge poniosła fantazja do tego stopnia, że nazwał Żyrę „niewątpliwie najlepszym młodym zawodnikiem w Polsce od czasu Roberta Lewandowskiego”. Prezes Legii Bogusław Leśnodorski tłumaczył się z maila: „Ktoś napisał, ktoś nie przeczytał (…). Ebebenge skrobnął kilka zdań. Trochę śmiesznych. Naprawdę nie ma wielkiego tematu”.
9. Piotr Świerczewski: „O co ci chodzi, piękny kawalerze?”
Lipiec 2008 roku, pensjonat Villa Siesta w Mielnie, noc. Policjanci zjawiają się na miejscu po zgłoszeniu o zbyt głośnym zachowaniu turystów. Jak się później okazuje, w grupie bawiących się osób są: Piotr Świerczewski (pseudonim „Świr”, były kapitan reprezentacji Polski), Radosław Majdan (były bramkarz kadry, ekspert telewizyjny i celebryta) oraz Jarosław Chwastek (były piłkarz m.in. Pogoni Szczecin i właściciel pensjonatu). Do interweniujących policjantów podszedł Piotr Świerczewski, w krótkich spodenkach, klapkach i peruce (według Majdana: „Z reklamówką mięsa poszedł na grilla zobaczyć, co tam się dzieje”). „Świr” zapytał jednego ze stróżów prawa o powód wizyty, nazwał sympatycznie „pięknym kawalerem” (określenie zaczerpnięte z „Poranku kojota”) i zdjął perukę. Policjanci odebrali to za akt agresji i doszło do szamotaniny. W efekcie czego byli piłkarze wylądowali na komisariacie i wyszli za poręczeniem, a cała sprawa skończyła się zarzutami – czynna napaść, znieważenie policjantów, zmuszenie do odstąpienia od czynności służbowych. W sądzie pierwszej instancji Świerczewski otrzymał nawet pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Ostatecznie sąd drugiej instancji umorzył postępowanie.
8. Joanna Mucha: „Kto wybrał te drużyny do superpucharu?”
W sezonie 2010/11 mistrzostwo Polski zdobyła krakowska Wisła, w Pucharze Polski triumfowała stołeczna Legia. Tradycyjnie przed rozpoczęciem kolejnego sezonu między zwycięzcami obu rozgrywek powinien odbyć się mecz o superpuchar. Ze względu na zamieszki w Bydgoszczy, do których doszło podczas finału Pucharu Polski (Lech -Legia 1:1, karne 4:5), nie znaleziono żadnej lokalizacji do rozegrania superpucharu – Stadion Narodowy w Warszawie jeszcze nie został oddany do użytku, a pozostałe zainteresowane miasta rezygnowały z organizacji meczu, obawiając się powtórki z Bydgoszczy. Zarząd ekstraklasy podjął decyzję o rozegraniu superpucharu zimą. Ostatecznie mecz został odwołany, a do historii przeszło zachowanie ujawniające ignorancję minister sportu Joanny Muchy, która podczas jednej z narad w sprawie organizacji meczu pytała, kto te drużyny wybrał do meczu.
7. Jerzy Engel: „Jedziemy po puchar!”
Jesienią 2001 roku polska reprezentacja jako pierwsza z Europy zapewniła sobie awans do finałów mistrzostw świata w 2002 roku. Po wylosowaniu Korei Południowej, Portugalii i USA w fazie grupowej w kraju zapanował hurraoptymizm. Selekcjoner Jerzy Engel był bohaterem narodowym, a z jego słowami nikt nie polemizował. Apogeum pompowania balonika nastąpiło po zwycięstwie w lutowym meczu towarzyskim z Irlandią Północną (4:1). Engel i jego kadrowicze pojawiali się wszędzie – w zakładach pracy, w „Big Brotherze”, w reklamach telewizyjnych. Sam selekcjoner promował swoją książkę „Futbol na tak”. Engel zapowiadał, że sam udział w finałach mistrzostw świata to mało, a celem kadry jest złoty medal. Odważne słowa, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Polska zajmowała wtedy odległe, 38. w światowym rankingu. Kiedy reprezentacja w meczach towarzyskich przegrała z Japonią (0:2) i Rumunią (1:2), a w Korei uległa gospodarzom (0:2) i Portugalii (0:4), stało się jasne, że zapowiedzi o zdobyciu pucharu świata okazały się kpiną. Chociaż szumna gadanina Engela może śmieszyć, to sam autor tych słów do dziś ich nie żałuje – „To jest turniej o mistrzostwo i tak trzeba grać”.
6. Wojciech Kowalczyk: „Celtic przyjedzie, zgwałci pomoc Legii i strzeli sobie ze dwie brameczki. Później impreza na starówce i lot do domu. W rewanżu 4:0”.
Wojciech Kowalczyk, były piłkarz m.in. Legii oraz Betisu, reprezentant Polski i srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, uwielbia dosadne opinie. Po zakończonej karierze bez problemu znalazł dla siebie miejsce w telewizji jako ekspert. Kowalczyk często chwali się trafionymi wynikami meczów – nie jest egoistą, swoimi przewidywaniami dzieli się z kibicami. Zamiłowanie do kategorycznych sądów, późna pora (22:15), zmęczenie po ciężkim dniu, dostęp do internetu i nieszczęście gotowe. Pod koniec lipca 2014 Kowalczyk, jednoznacznie kojarzony jako sympatyk Legii, obwieścił na Twitterze zdumionym kibicom stołecznej drużyny, że na awans do Ligi Mistrzów nie ma co liczyć. Zdaniem eksperta już po pierwszym meczu sprawa będzie zamknięta, a środek pola zostanie „zgwałcony” przez szkocką drużynę. Odważna prognoza okazała się, mówiąc delikatnie, nietrafiona. Legia wygrała na Łazienkowskiej 4:1, a w rewanżu pokonała bezradnych mistrzów Szkocji 2:0. Kowalczyk stał się pośmiewiskiem kibiców Legii, którzy już na meczu w Warszawie skandowali obelżywe hasła pod jego adresem. Ostatecznie, mimo fantastycznego dwumeczu, Legia odpadła, gdyż w rewanżu w 86. minucie na boisku pojawił się nieuprawniony do gry Bartosz Bereszyński (nie został zgłoszony do poprzedniej rundy eliminacji, przez co nie odbył kary zawieszenia za czerwoną kartkę z poprzedniej edycji europejskich pucharów).
5. Roman Kołtoń: „Kagawa takim super talentem jest. Lewandowski po prostu nie. Chcemy mieć gwiazdy, mamy potrzebę gwiazd. Natomiast życie czasami to weryfikuje”
Większość piłkarskich ekspertów unika jednoznacznych opinii. Programy publicystyczne, w których fachowcy stronią od przewidywania wydarzeń albo wyników, nie są zbyt atrakcyjne dla widzów. Sport jest nieprzewidywalny, a jedna nietrafiona prognoza może ciągnąć się za autorem przez lata. Z tego powodu dominują bezpieczne opinie. Dla wszystkich odważnych przestrogą mogą być słowa Romana Kołtonia. Latem 2010 roku Robert Lewandowski przeszedł z Lecha Poznań do Borussii Dortmund. Początki polskiego napastnika w Bundeslidze nie były oszałamiające. W trakcie jednego z niedzielnych wydań „Cafe Futbol” ekspert Polsatu Sport postanowił skomentować sytuację Lewandowskiego w Dortmundzie, porównując go do sprowadzonego z drugiej ligi japońskiej (Cerezo Osaka) Shinjiego Kagawy. To wtedy Kołtoń wypowiedział słynne słowa o tym, że Japończyk jest supertalentem, a Polak nie. Jak mawia Tomasz Wieszczycki, były reprezentant Polski, a obecnie komentator i ekspert Canal+: „Ekspert nie myśli, ekspert wie”. Na szczęście dla polskiej piłki Kołtoń jest dziennikarzem, a nie skautem. Kagawa nie poradził sobie w Manchesterze United i po kilkuletnim ponownym pobycie w Dortmundzie zmieniał kluby na coraz gorsze – Besiktas, Real Saragossa, PAOK, a obecnie belgijski Sint-Truiden. Tymczasem Lewandowski jest czołowym piłkarzem świata. Na usprawiedliwienie Kołtonia trzeba przyznać, że chyba nikt nie przypuszczał, że Lewandowski osiągnie tak wysoki poziom, a sam dziennikarz przejrzał na oczy i już dwa lata później widział Lewego w Barcelonie.
4. Leo Beenhakker: „Ludzie, mamy rok 2008, wyjdźcie ze swoich drewnianych chatek”
W kwietniu 2008 roku brazylijski pomocnik Legii Roger Guerreiro otrzymał polskie obywatelstwo, dzięki czemu mógł być od tej pory powoływany do reprezentacji. Sprawa gry Rogera w kadrze rozgrzała kibiców i dziennikarzy. Selekcjoner Leo Beenhakker, który wielokrotnie pouczał polskie środowisko piłkarskie jak powinno postępować, także w tym przypadku włożył kij w mrowisko. Postępowy Holender, podając przykłady Polaków grających w kadrze Niemiec oraz Brazylijczyka reprezentującego Chorwację, był zdziwiony, że nad Wisłą, sprawa paszportu Rogera budzi takie emocje. Dopóki Beenhakkera broniły wyniki, jego wypowiedzi mu nie szkodziły. Kiedy polska reprezentacja nie wyszła z grupy na mistrzostwach Europy w 2008 roku, a następnie bardzo słabo prezentowała się w eliminacjach do mistrzostw świata w 2010 roku, słowa Holendra rozpalały do czerwoności obrońców polskiej myśli szkoleniowej. „Drewniane chatki” przylgnęły do Beenhakkera jako przejaw arogancji.
3. Franciszek Smuda: „Niemcy, proszę pana, to grali w 1974 roku. Teraz jest to drużyna reszty świata. Takie farbowane lisy”
W lipcu 2010 roku selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda udzielił wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”. Franz podsumował zakończone mistrzostwa świata w RPA. W trakcie rozmowy selekcjoner nazwał niemiecką drużynę „farbowanymi lisami”, ze względu na to, że część drużyny stanowili piłkarze pochodzący z innych państw. Smuda wielokrotnie podkreślał, że zamierza swoją kadrę oprzeć na Polakach, a powoływanie piłkarzy naturalizowanych nazwał wręcz kabaretem. Jakież było zdziwienie kibiców, kiedy selekcjoner dosyć szybko zmienił radykalnie pogląd na temat „farbowanych lisów” i zabiegał o takich piłkarzy jak Eugen Polanski, Sebastian Boenisch i Damien Perquis. We wrześniu 2011 roku reprezentacja Polski w towarzyskim meczu grała w Gdańsku z Niemcami (2:2). Na przedmeczowej konferencji prasowej padło pytanie do Smudy o to, czy dalej uważa Niemców za „farbowanych lisów”. Zaskoczony selekcjoner nie miał pojęcia co odpowiedzieć, aż w końcu stwierdził, że nie pamięta, aby coś takiego powiedział. Na amnezję Franza zareagował Jakub Błaszczykowski, mówiąc, że selekcjoner miał pewnie na myśli to, iż „Niemcy potrafią szybko zaskoczyć rywala, dlatego są takimi farbowanymi lisami”. Smuda złapał koło ratunkowe rzucone przez kapitana reprezentacji i potwierdził, że Niemcy zawsze mieli superzespół, a kilku ich reprezentantów farbuje włosy.
2. Janusz Wójcik: „Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić!”
W kwietniu 2004 roku Janusz Wójcik, były selekcjoner reprezentacji Polski i kadry młodzieżowej (srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku), został trenerem Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Na dziewięć kolejek przed końcem sezonu drużyna z Nowego Dworu była niemal pewna spadku z ekstraklasy. Prezes Świtu Wojciech Szymański zatrudnił Wójcika, licząc na to, że były selekcjoner dokona cudu. Jak głosi anegdota, pierwszego dnia pracy nowego trenera trening drużyny wyznaczony został na 10:00. Jednak Wójcik zamknął się w z prezesem w gabinecie i zamiast iść do szatni i poprowadzić trening, otworzył zeszyt z numerami telefonów i zaczął dzwonić. Minuty mijały, w końcu prezes zwrócił uwagę na to, że czas najwyższy, aby trener zajął się czekającą na niego drużyną. Wójcik z rozbrajającą szczerością wyjaśnił prezesowi, że trening jest bezcelowy i większy pożytek będzie z telefonowania. Nowy trener nie zapobiegł degradacji Świtu. Jednak w dziewięciu kolejkach zgromadził tak dużą liczbę punktów, że w tabeli obejmującej tylko okres pracy byłego selekcjonera, Świt zajął piąte miejsce. W ostatniej kolejce, w decydującym pojedynku o utrzymanie, Świt zremisował bezbramkowo na własnym stadionie z Górnikiem Polkowice i pożegnał się z ekstraklasą. W październiku 2008 roku Wójcik został zatrzymany przez policję. Prokuratura wrocławska, prowadząca śledztwo w sprawie korupcji w polskiej piłce, postawiła byłemu trenerowi Świtu aż jedenaście zarzutów związanych z ustawianiem wyników spotkań wiosną 2004 roku. Jak się okazało, telefony Wójcika zamiast treningów, nie były przypadkowe. Były selekcjoner, we współpracy z Ryszardem F. („Fryzjer”), ustawiał i próbował ustawiać wyniki nie tylko meczów Świtu, ale także rywali w walce o utrzymanie. Po pierwszym telefonie od Wójcika „Fryzjer” żalił się na jego nonszalanckie zachowanie: „Oszalał, dzwoni do mnie z numeru, który każdy ma”. W końcu Wójcik dostosował się do konspiracyjnych zasad „Fryzjera” i obaj próbowali uratować ekstraklasę dla Świtu. Łącznie panowie wykonali między sobą 333 połączenia, średnio pięć dziennie. Przekupywali bądź próbowali przekupić nie tylko sędziów, ale także piłkarzy pozostałych drużyn. We wrześniu 2012 roku Wójcik został ukarany przez Komisję Dyscyplinarną PZPN czteroletnią dyskwalifikacją, a dwa lata później sąd skazał go na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć, grzywnę oraz zakaz pracy trenerskiej na okres dwóch lat.
1. Michał Listkiewicz: „Niestety wśród dziesięciu tysięcy arbitrów znalazła się jedna tzw. czarna owca”
W maju 2005 roku policja zatrzymała sędziego Antoniego F. oraz obserwatora Mariana D. To zapoczątkowało aferę korupcyjną w polskiej piłce. W wyniku świetnej pracy dwójki wrocławskich prokuratorów, Krzysztofa Grzeszczaka i Roberta Tomankiewicza, okazało się, że w naszym futbolu nie było jednej czarnej owcy, ale całe ich stada. Zarzuty postawiono setkom osób, zdecydowana większość z nich została skazana prawomocnymi wyrokami – wśród nich wielu sędziów, działaczy, piłkarzy i trenerów. Do niższych lig za korupcję zdegradowano m.in. Koronę Kielce, Arkę Gdynia, Górnika Łęczna, Górnika Polkowice, Zagłębie Sosnowiec. W zaistniałej sytuacji słowa ówczesnego prezesa PZPN Michała Listkiewicza o „jednej czarnej owcy” przeszły do historii jako w najlepszym razie brak rozeznania w sytuacji. Listkiewicz w późniejszym okresie żałował swoich słów.
Łukasz Wierzbowski