Mistrzowie doliczonego czasu znów o sobie przypomnieli

W ostatnią środę odbył się drugi ćwierćfinał Pucharu Niemiec…

…w którym mistrz Niemiec i jednocześnie obrońca powyższego trofeum zagrał z drugoligowym 1. FC Köln. Mowa o drużynie Leverkusen, którą z wielkim wyczuciem i z sukcesami prowadzi od pewnego czasu Xabi Alonso.

W pierwszym wtorkowym meczu (bez wielkiej historii) VfB Stuttgart wygrał 1:0 z Augsburgiem; gola na wagę awansu do półfinału PN zdobył Deniz Undav. W kolejnych ćwierćfinałach, odpowiednio 25 i 26 lutego, do rywalizacji przystąpią: trzecioligowa Arminia Bielefeld z Werderem Brema oraz Lipsk z Wolfsburgiem. Wróćmy jednak do środowego spotkania.

Miało bardzo ciekawy przebieg w dużej mierze z powodu ogromnego zaangażowania kolończyków, którzy długo potrafili odpierać ataki uznanego pierwszoligowca.

Gospodarze, owszem, przeważali. Sprawiali przy tym wrażenie, jakby chcieli każdorazowo wejść z piłką do bramki. Tym samym brakowało z ich strony strzałów, wcześniejszego podjęcia konkretnych decyzji.

Czego nie mogli uczynić faworyzowani „Aptekarze”, udało się wraz z końcem pierwszej połowy popularnym „Koziołkom”. Po kontrze drogę do bramki strzałem w bliższy róg znalazł Damion Downs.

Obraz w drugiej części meczu nie zmieniał się. Kolonia uważnie prezentowała się w obronie i wyczekiwała kolejnej okazji do kontrataku. Ten wyszedł pierwszorzędnie za sprawą kilku podań i błyskotliwego wykończenia przez Lintona Mainę w 54. minucie.

Podopieczni Alonso stanowczo potrzebowali przebudzenia, aby nie odpaść na tym etapie z rozgrywek. Impuls dał im Florian Wirtz. Siedem minut po stracie gola na 0:2 przyjął, a właściwie skleił piłkę przy linii autowej niczym Dennis Bergkamp w czasach swojej świetności – w locie. Następnie praktycznie obiegł obrońcę gości i wyszukał podaniem wzdłuż bramki wybiegającego na pozycję Patrika Schicka. Czeski napastnik sprytnym uderzeniem pomiędzy nogami golkipera trafił na 1:2.

Upływający czas, gdy wynik jest niekorzystny, nie paraliżuje Leverkusen. Nie pierwszy już raz zespół ten potrafi sprawić, że końcowe minuty meczów należą właśnie do piłkarzy z BayArena. Ofiarna postawa 1. FC Köln została złamana w 96 min. Po ładnym dośrodkowaniu z prawej strony Jeremiego Frimponga celnie głową uderzył i wyrównał Schick. Dogrywka stała się faktem…

A w niej inny napastnik Leverkusen przesądził sprawę awansu do półfinału. Nigeryjczyk Victor Boniface otrzymał precyzyjną wrzutkę od Álexa Grimaldo, po czym ubiegł obrońcę i przyłożył odpowiednio nogę.

Była jeszcze nadzieja na więcej emocji. Ba, pozyskany z Widzewa Łódź Imad Rondić wcisnął na 3:3. Radość jednak nie mogła być utrzymana z racji minimalnego spalonego w tej sytuacji, co zostało później wykazane w analizie.

Mogło zresztą podobać się sędziowanie tych zawodów. Pochwalę, i to zdecydowanie. W Niemczech na ogół pozwala się grać, drużynom rywalizować. Nie ma przerywania akcji w byle sytuacji, kiedy następuje zaledwie dotknięcie. W kilku czołowych ligach w Europie, a widzę to często, arbitrzy przyjmują bardzo niski próg. Gracze to wykorzystują i lekkie wejścia przeciwników zamieniają w reakcje, jakby zostali nadepnięci albo potrąceni przez słonia. Takie podejście panów z gwizdkiem zaburza, niszczy płynność piłki nożnej.

Paweł Król