Mundial w Katarze po mojemu

Przyszedł czas na podsumowanie mistrzostw świata. Z całą pewnością innych od wszystkich poprzednich turniejów tej rangi.

Nie chcę przypominać, z jakich powodów ten różnił się od wcześniejszych edycji. Zdecydowałem się na własne wyróżnienia, o których będzie poniżej.

Kwestia estetyki
Nie szaty zdobią człowieka, jak głosi powiedzenie, z czym się zupełnie zgadzam. Piłka nożna to nie tylko efektowne, ładne akcje, po których ręce same składają się do oklasków, a zachwyty pod wpływem zadowolenia nie mają końca, ale również piękno strojów piłkarskich. W Katarze zachwyciły mnie te Ekwadoru; przywdziewane przez reprezentację, która po rozegraniu dwóch meczów na dobrym poziomie ostatecznie nie wyszła z grupy A.
Czy były to koszulki podstawowe, żółte, czy rezerwowe, głęboki granat, pozostawiły na mnie imponujące wrażenie. Oceniam, że dostawca sprzętu – na literę m, rodzimy zresztą – się postarał.

A jak na tym tle wypadły stroje reprezentacji Polski… Uważam że całkiem przyzwoicie. Chociaż po ich zaprezentowaniu, jeszcze przed turniejem, nie brakowało niezadowolonych. Krytyka dotyczyła przede wszystkim wzoru, jaki zaproponował – uznaję, że za porozumieniem stron – sponsor. Znajdował się on u góry koszulki i zachodził na rękawki. Miał oznaczać, zdanie za stroną pzpn.pl: „Nowe trykoty łączy biel, czerwień i szarość, która na rękawach symbolizuje motyw gniazda orła białego”.
Tyle mówi wersja oficjalna. W moim przekonaniu koszulka ma w sobie coś ze słowiańskości, czymkolwiek ona dla każdego z nas jest…

Od komentatorskiej strony
Na stanowisku etatowego komentatora nie zabrakło legendarnego Dariusza Szpakowskiego, który sprawozdanie dzielił z Sebastianem Milą. Nie miałem nic przeciwko temu duetowi i nie zatykałem uszu.

Pierwszy z wymienionych, jakże zasłużony komentator wydarzeń piłkarskich, to człowiek niezbyt wpisujący się w dominujące dzielenie włosa na czworo i nieustanne analizy prowadzone przez niektórych kolegów po fachu.

W tym miejscu chciałem zwrócić uwagę, a tym samym dokonać wyróżnienia, na inną osobę, a mianowicie na Janusza Michallika. Potrafił oddawać wydarzenia boiskowe z sensem i ze sporą przenikliwością. Ponadto jest bardzo dobrze zorientowany w amerykańskiej piłce. Dlatego nie mogło dziwić, że przypadło mu komentować mecze (wespół z Mateuszem Borkiem) między innymi Stanów Zjednoczonych, których był w przeszłości reprezentantem.

Wielkie granie
Z zastrzeżeniem, że od pewnego momentu. W ten sposób widziałem ćwierćfinałową rywalizację Holandii z Argentyną, po zakończeniu której ze zwycięstwa i awansu do najlepszej czwórki mogli cieszyć się Argentyńczycy. Do poziomu zawodów nie dostosował się wprawdzie sędzia Mateu Lahoz z Hiszpanii, wszystko inne jednak mnie się zgadzało.

Mecz obfitował w zwroty akcji. Było dość wysokie prowadzenie Argentyny, po czym do gry weszli Holendrzy. Właściwie w ostatnim momencie Holandia pokazała, że nie jest bezsilna w konfrontacji z Albiceleste. Doprowadziło to do dogrywki, a następnie rzutów karnych. Była więc dramaturgia i były emocje.

Pewnie gdyby nie zryw popularnych Oranje, możliwe że o tych zawodach kibic szybko by zapomniał. Stało się inaczej i akurat to konkretne spotkanie zostało ze mną na dłużej. Żałowałem lekko jedynie tego, że podopieczni doświadczonego Louisa van Gaala po wyrównaniu stanu meczu nie spróbowali zagrać jeszcze odważniej. Może mieli takie akurat wytyczne, czego bym nie wykluczał, mimo wszystko szkoda, że – jak gdyby – zatrzymali się w połowie drogi…

Warto przy tym nadmienić, że to właśnie z Argentyną (tylko że w półfinale) w 2014 roku w Brazylii Holandia odpadła po rzutach karnych. „Jedenastek” nie wykorzystali wówczas Ron Vlaar oraz Wesley Sneijder. Tym razem z jedenastu metrów pomylili się Virgil van Dijk i Steven Berghuis.

Zwycięzca tej pary w półfinale nie dał najmniejszych szans Chorwacji, wygrywając 3:0. W końcu w meczu o tytuł mistrza globu na rodaków Diego Maradony czekała Francja, która jako pierwsza w Katarze potrafiła powstrzymać rozpędzone Maroko.

Sam finał mógł w jakimś stopniu przypominać zmagania Argentyńczyków z Holendrami. A już bliźniaczo podobny był wynik, który zmienił się z 2:0 na 2:2. W dogrywce kolejny raz Argentyna nie utrzymała prowadzenia, na które wyszła. Znowu więc czekały ją rzuty karne. Tych z francuskiej strony nie wykorzystali Kingsley Coman i Aurélien Tchouaméni. W tym momencie Leo Messi mógł poczuć się spełniony…

Gwiazdka dla piłkarza
Można wymienić wielu znakomitych uczestników turnieju zorganizowanego przez Katar; tych oczywistych, jak również dość nieoczekiwanych. Pierwszych niezbyt chciałbym nazwiska powielać, bo ich klasa piłkarska jest powszechnie znana. Z drugiej grupy też można by nie ograniczać się do kilku nazwisk, bo te moglibyśmy złożyć np. wyłącznie z graczy reprezentacji Maroka, takich jak: Romain Saïss, Sofyan Amrabat, Sofiane Boufal. Postawiłem zatem na jednego gracza, który świetnie wkomponował się w skład świeżo upieczonych mistrzów świata.

Kojarzyłem go co prawda wcześniej z ligi angielskiej i występów w drużynie Brighton & Hove Albion, ale właśnie w Katarze jego postawa boiskowa wybrzmiała bardzo wyraźnie. Jest kolegą klubowym Jakuba Modera, który z powodu kontuzji nie mógł zaprezentować się na tym mundialu w reprezentacji Polski, a nazywa się Alexis Mac Allister. Nietypowo, trzeba przyznać, jak na Argentyńczyka. W mojej opinii z wyczuciem prezentował się w linii pomocy. Potrafił w decydujących momentach skutecznie przyspieszać grę drużyny, wyczuwać kolegów, iść za akcją. O jego klasie przekonała się także Polska, której strzelił debiutancką bramkę w swoich występach dla Argentyny.

Paweł Król