Alfabet Futbolowego Globtrotera. N jak Nowy Dwór Gdański

Prohibicja? No bez jaj, spod laty pani nam sprzeda. No zabij mnie pan, ale nie mogę! Jak już zapewne wiecie, jestem lekko pierdolnięty na punkcie gdańskiej Lechii. Ten klub, mimo że lubiany w kręgach władzy, przechodził różne koleje. Na początku XXI wieku wylądował nawet w A klasie.

Nowy Dwór Gdański. Symboliczny wyjazd dla tych niższych lig. Byłem gdzieś w Korzeniewie, Prabutach, wszystkich nazw nie pomnę. Często boisko od „nie-boiska” było oddzielone cienką tasiemką. Nowy Dwór – tam nawet mieli w miarę stadion, trzeba było zapłacić parę złotych za wstęp.

Nowy Dwór Gdański to miasto w byłym woj. elbląskim, na krajowej „siódemce”, które mija się w drodze z Trójmiasta na Warszawę. To jest tam gdzie drogę krajową przecina taki świecący się w nocy most. Każdy dobry kawałek musi zawierać mapę, oto i ona…

n1

Nowy Dwór Gdański – to tam gdzie śp. Andrzej Lepper (czemu o nim zapomniałem w andrzejkowym kawałku?) stał ze zwolennikami i blokował. O czym później śpiewał Kazik zresztą w swym melodyjnym kawałku pt. „Pierdolę Pera”.

Wyjazd zaczął się wcześnie rano, gdy przeciągnąłem się na wyrku leniwie jak leniwiec, u swego boku ujrzałem swą przyszłą żonę. Co robimy? Dzieci jeszcze nie mieliśmy i nie planowaliśmy, więc hulaj dusza piekła nie ma. A ta kobita uparła się by jechać na mecz. Piąta liga. Żuławy Nowy Dwór Gdański kontra Lechia Gdańsk. Nie wiem czy chciała zobaczyć jak to jest, czy chciała mi zrobić przyjemność, czy co, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że coś z tego może być…

Parę piwek na drogę do plecaka i wio PKS-em. Po drodze Stare Babki i inne mieściny o podobnych nazwach. Dobrze, że człowiek się zaopatrzył, bo na miejscu w sklepie babina od razu ostrzegła – burmistrz dziś ogłosił prohibicję!

Ja mówię, no bez jaj, spod laty pani nam sprzeda. No zabij mnie pan, ale nie mogę! Takie to były uroki.

Alkoholu nie można było nabyć, ale piękna pogoda i mecz zrekompensowały ten ból.

Przeważnie mecz jest najgorszym punktem wyjazdu. Ale tym razem, mimo że mecz nie stał na wysokim poziomie, w końcu to była piąta liga, to spotkanie było mega-emocjonujące. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw my mieliśmy rzut karny, ale został zmarnowany przez obecnego trenera rezerw Lechii, potem Żuławy przeważały, chociaż leżą niżej od poziomu morza. Aż w końcu pięć minut przed końcem, jeden z nieletnich piłkarzy Lechii wbił piłkę do siatki i cały sektor dziko zawył. Zresztą sektor mocno się powiększył i wchłonął piłkarzy oraz ławkę rezerwowych. Super sprawa.

To było fajne, ale jeszcze fajniejsze, jak wiele wówczas osób znajomych spotkałem na trybunach. Byli i późniejsi działacze, przeciw którym dziś na lśniącym stadionie PGE Arena wywieszane są flagi, był jeden kibic, który kiedyś na stadionie miał grilla, on był z jakimś gigantycznym psem. Wszystkich nie pomnę. Ważne było to, że po latach klęsk znów byliśmy razem i pchaliśmy wózek w jedynie słusznym kierunku.

Maciej Słomiński