Nie każdy może być The Special One

Nadeszła ostateczna katastrofa. I trochę mi żal André Villasa-Boasa.

Biorąc pod uwagę, ile zarobił, nie jest to żal, który nie dałby mi spać. Muszę jednak przyznać, że nie pamiętam tak przeczołganych przez swą robotę menedżerów, jak Martin Jol z Fulham po wyjazdowej klęsce z West Ham United (29 listopada) oraz właśnie AVB po 0:6 z Manchester City na Etihad (24 listopada). Teraz była wschodząca gwiazda trenerki – po koszmarnym 0:5 z Liverpoolem – pożegnała się z robotą w Londynie.

Obcy wśród swoich
Z jednej strony – w związku z tym, że bardzo lubię Tottenham Hotspur – chciałem, żeby Portugalczyk został zwolniony jeszcze w trakcie niedzielnej kompromitacji. Z drugiej, patrząc szerzej, podobało mi się to, że tak młody trener – i spoza Wysp – próbuje zrobić coś na swoją modłę w Premier League.

Mam wrażenie, że tak jak akceptowani w niej są zarówno starzy wyjadacze z zagranicy (José Mourinho czy Arsène Wenger), wyspiarscy weterani (Sam Allardyce bądź Tony Pulis), jak i młodzi menedżerowie (Hiszpan Roberto Martínez czy Brendan Rogers z Irlandii Północnej), tak Villas-Boas odbierany był jak gość, który wszedł na imprezę, na którą nikt go nie zaprosił. Mimo że – bez powodzenia – pracował wcześniej w Anglii, konkretnie w Chelsea, to odnoszę wrażenie, że wracając do Londynu, na White Hart Lane, wciąż nie był traktowany w Premier League jako swój.

Spętane nogi
Mimo pewnej sympatii do niego uważam, że zwolnienie AVB to nie był pochopny ruch, bowiem z Kogutami za jego panowania niemal zawsze było coś nie tak. Były trener FC Porto poprawił grę defensywną drużyny (no, do pewnego momentu…), ale nawet gdy londyńczycy grali dobry mecz, to i tak wydawało mi się, że mają lekko spętane nogi. Brakowało im widowiskowości, którą widać było za rządów Harry’ego Redknappa (ponoć, w przeciwieństwie do Villasa-Boasa, taktycznego ignoranta).

„Międlimy, międlimy, a jak nie idzie, to przecież mamy Bale’a” – oto nasza taktyka. Takie nieprzyjemne wrażenie miałem, oglądając Tottenham w ubiegłym sezonie. „Międlimy, międlimy, a jak nie idzie, to przecież mamy Townsenda” – to z kolei, w uproszczeniu, Spurs z początku obecnych rozgrywek.

avb gb


Bez Bale’a ani rusz

Słabe filary
Do niedzielnego meczu z Liverpoolem gospodarze przystąpili osłabieni, najbardziej w obronie. Biorąc jednak pod uwagę, że The Reds musieli sobie radzić bez Stevena Gerrarda i Daniela Sturridge’a, trudno mówić o handicapie dla nich. Załóżmy jednak, że w ekipie z White Hart Lane wszyscy byli zdrowi i AVB mógł wybrać kogo chce.

Okazuje się, analizując grę Kogutów od początku sezonu, że Portugalczyk opierał swą drużynę na trzech piłkarzach, którzy akurat w niedzielę byli w pełni sił: Michaelu Dawsonie, Paulinho i Roberto Soldado.

Bardzo dobry w poprzednich rozgrywkach angielski stoper, obecnie jest strasznie „elektryczny” i bywa dwunastym zawodnikiem rywala (pozdrowienia dla komentatora z Canal+, który ceni go wyżej niż Phila Jagielkę). Nieco ociężały Paulinho to dobry piłkarz, ale w drugiej linii powinien być uzupełnieniem kogoś bardziej kreatywnego (regres Moussy Dembélé jest niewiarygodny, ale mam wrażenie, że i tak nie on, a Brazylijczyk miał być liderem pomocy). Co do Roberto Soldado, to – jak już pisałem swego czasu – jego przydatność do gry w drużynie z ambicjami została zweryfikowana, gdy wrócił do Realu Madryt. Zdarzało mu się narzekać na to, że Królewscy nie szanują wychowanków. Szkoda tylko, że w ekipie Bernda Schustera kopał się w głowę.

Nie można grać o wielkie cele i robić liderów poszczególnych formacji z piłkarzy najwyżej dobrych lub przeciętnych.

avb-push


AVB potrafi żyć meczem

Ilość, nie jakość
Kolejna sprawa to transfery. Rafał Nahorny stwierdził, że każdy z siedmiu zakupionych latem zawodników, jest ceniony w Europie. Może i tak. Można by jednak złośliwie stwierdzić, że gdyby faktycznie byli cenieni, trafiliby na Stamford Bridge albo Etihad Stadium. Zresztą czy to złośliwość? Casus Williana (dogadany ze Spurs, „ukradziony” przez Mourinho) mówi nam, że niekoniecznie.

AVB trafił na White Hart Lane 3 lipca 2012 roku. Ilu udanych zakupów przez półtora roku dokonał? Można powiedzieć, że ten i tamten był kontuzjowany, inny się aklimatyzuje, a jeszcze ten po lewej to „melodia przyszłości”. Można. Ale szefowie klubów, w których wchodzą w grę olbrzymie pieniądze, mają to – jak sądzę – gdzieś. Fakt, kontuzje (m.in. Christiana Eriksena) utrudniły pracę AVB, ale nie usprawiedliwiają co najmniej trzech kompromitujących porażek i wstydliwej liczby zdobytych bramek.

Nacer Chadli w wyjściowym składzie, Townsend na ławie? Dlaczego o miejsce na prawym skrzydle walczą dwaj świetni zawodnicy (wspomniany Townsend i Aaron Lennon), którzy świetnie czują się, atakując właśnie prawą stroną boiska, a po lewej nie ma kto biegać? Gdzie tu sens?

0:3 z WHU, 0:6 z Manchester City, 0:5 z Liverpoolem. Po spotkaniu z The Reds złośliwa trawestacja imienia i nazwisk byłego trenera FC Porto – Andrzej Zwijasz-Bagaż stała się, niestety, jak najbardziej na miejscu.

LFC nie wygrał na WHL od pięciu lat. W niedzielę przyszedł po swoje jak lis do kurnika, a Luis Suárez zdobył w tym sezonie dwa gole więcej niż… cała drużyna Tottenhamu.

The Special Average One
Gdy po kompromitacji z The Citizens Villasowi-Boasowi puściły nerwy, Sam Allardyce stwierdził, że zachowanie Portugalczyka było „niedojrzałe”. Cóż, nie można od kogoś zarazić się osobowością. Gdyby AVB przejął charakter od The Special One, z którym wcześniej pracował, odpyskowałby, że nie będzie go pouczał ktoś, kto nie wygrał nawet Pucharu Dudley (tam urodził się Big Sam). Może byłaby to przesada, w końcu Allardyce, gdy spojrzymy na całą jego wypowiedź, okazał sympatię Villasowi-Boasowi, ale przynajmniej zapamiętalibyśmy go nie tylko z idealnie skrojonych garniturów i spektakularnych porażek.

A AVB prezentował się trochę jak studencik wśród grona profesorskiego, które nie traktuje go poważnie, więc ten nie wie, co powiedzieć. Inny były współpracownik Mou, Steve Clark, również stracił pracę – podziękowano mu w West Bromwich Albion. 50-letni Szkot także nie przypomina Mourinho. Raczej Walerego Łobanowskiego, który wstał z ławki rezerwowych.

W futbolu, gdy pytają o to, co się wydarzy, jedyna sensowna odpowiedź to „nie wiem”. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy AVB odniesie jeszcze sukces w Premier League, odpowiedziałbym: „nie wiem, nie umiem przewidywać przyszłości”. Gdybym jednak miał postawić na niego jakąkolwiek kasę, wolałbym chyba powierzyć ją nawet Rostowskiemu.

30. minuta meczu z LFC, Jonathan Moss wskazuje na rzut z autu dla Spurs. Zdezorientowani piłkarze nie mają pojęcia, któż mógłby podjąć się odpowiedzialnego zadania: chwycić piłkę i zza głowy rzucić ją na boisko. Tak w grudniu 2013 roku wyglądał Tottenham Hotspur Football Club prowadzony przez Luísa André de Pinę Cabrala de Villasa-Boasa.

No to jak? Dochodzimy do siebie w Porto i próbujemy po raz trzeci?

Marcin Wandzel