Nowosądecki przypadek Freddy’ego Adu

Na wstępie małe wyjaśnienie, żeby nie było wątpliwości – tekst nie ma na celu wysuwania drwin pod adresem klubu Sandecja Nowy Sącz.

Niedawno polskie media obiegła informacja o przyjeździe na testy urodzonego w Ghanie czarnoskórego Amerykanina. Na potwierdzenie.

Być może znaleźli się tacy, którzy na wieść o tym przecierali oczy ze zdumienia. Jednak to ten sam Freddy Adu, który w swoim czasie został błyskawicznie i w bardzo młodym wieku okrzyknięty wielkim talentem futbolu.

Szczupły, obunożny, szybki i błyskotliwy – tak, w jednym zdaniu, bym go scharakteryzował.
Dzisiaj ma 27 lat i od jakiegoś czasu nie może nigdzie zagrzać miejsca na dłużej; wędrował za możliwością gry od Brazylii po Finlandię.

Profesjonalny kontrakt w Stanach Zjednoczonych podpisał już jako czternastolatek. Szum medialny związany z Adu był ogromny. Pojawiały się nawet porównania do legendy i „Króla futbolu” w jednym – samego Pelé (jak kiedyś, np., w przypadku Robinho).

Coś poszło nie tak i czar prysł prawie tak samo szybko, jak się pojawił. Czy winą za to należy obarczać samych dziennikarzy, którzy zbyt szybko wysuwają pochlebne tytuły pod adresem właściwie początkujących piłkarzy? Pytanie, jak to zwykle bywa, trudne do jednoznacznego rozstrzygnięcia i tym samym sprowadzenia tematu do jednej poprawnej odpowiedzi.

Że sława może być szkodliwa i wydatnie wpływa na rozwój, a raczej jego brak, piłkarskich umiejętności tego czy innego młodziutkiego człowieka – to niewykluczone. Jednych takie porównania z najwyższej półki zmotywują do ciężkiej pracy w pogoni za futbolowym szczytem, na drugich podziałają odwrotnie – mogą przecież uznać, że już nie muszą się starać.

Jak było z opisywanym przeze mnie bohaterem, tego zwyczajnie nie wiem. Faktem jest, że miał spróbować sił właśnie w Sandecji. Wyczytałem ponadto, że już w 2011 roku próbował się zaczepić – za namową agenta – w Polsce, a dokładnie w Wiśle Kraków. Bez skutku.

Co do graczy wywodzących się z Nowego Sącza – trudno o ich temat nie zahaczyć przy tej okazji, zachowując odpowiednie proporcje. To właśnie z tego miasta pochodzą przecież Maciej Korzym i Dawid Janczyk, którym również przepowiadano – możliwe, że zbyt wcześnie – spore kariery. Pierwszy z nich, rocznik 1988 (w maju będzie obchodził 29. urodziny), został nawet zaproszony na sprawdzian do Chelsea. I też w mgnieniu oka nadmuchano ten temat.

Drugi, ur. w 1987 roku, szybko został wytransferowany z polskiej ligi do rosyjskiej: z Legii Warszawa do CSKA Moskwa. Mnie się wydaje, że za wcześnie rzucony na głęboką wodę; nie otrzaskawszy się odpowiednio w rodzimych rozgrywkach.

Paweł Król