Odmieniony Jo Inge Berget

Sporadycznie nadarza się okazja, abym chciał lub mógł wspominać o graczach współczesnych…

W ubiegłym tygodniu rozegrano mecze ostatniej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. We wtorek Malmö FF podejmowało Celtic FC.

W pierwszym spotkaniu tych drużyn rozegranym w Glasgow było 3:2 dla gospodarzy. Nadzieję na możliwość skutecznego odrobienia strat w rewanżu zwiększył gol zdobyty pod sam koniec tych zawodów przez Jo Inge Bergeta. Było to zresztą drugie trafienie tego dnia zaliczone przez ofensywnego pomocnika z Norwegii. Piłkarz aktualnych mistrzów Szwecji zagrał tym samym na nosie szkockiej publiczności, którą zdumiał fakt, że ten Norweg w ogóle potrafi grać w piłkę. To jednak nie koniec ironii losu. Niespełna tydzień później Berget należał do wyróżniających się graczy, walnie przyczyniając się do kolejnego awansu klubu z Malmö FF do Ligi Mistrzów. Na dodatek pozbawił tej szansy „Celtów”, których jeszcze nie tak dawno reprezentował.

Nie sprawdził się na Wyspach, na które przeniósł się z Molde FK. Rozegrał niewielką ilość meczów. Najpierw w Cardiff City, skąd został wypożyczony właśnie do Celtiku. Krótki okazał się jego pobyt w klubie z Parkhead, gdzie w debiucie zdobył dwa gole w wygranym 6:1 meczu z Dundee United. Nie przekonał do siebie chyba nikogo tam, dlatego bez żalu pozbyto się go, a raczej nie skorzystano z możliwości wykupienia.

W styczniu 2015 roku podpisał trzyletni kontrakt z Malmö FF, bo dogadał się uprzednio z działaczami ze stolicy Walii i jego umowa została unieważniona.

Urodził się w Hadeland i ma 24 lata. W dotychczasowej karierze przeszedł w sumie przez długą drogę wypożyczeń. Wydaje się, że dopiero teraz został doceniony i znalazł swoje miejsce niedaleko domu.

We wtorkowym występie przeciwko coraz mniej liczącemu się w ostatnich latach w europejskich pucharach Celtikowi odegrał znaczącą rolę. Generalnie jego drużyna zdominowała na boisku szkockiego mistrza. Zagrała zdecydowanie: twardo i szybko. Nie licząc sytuacji z nieuznanym golem dla przyjezdnych przy stanie 1:0, podopieczni rodaka Bergeta Ronny’ego Delii nie mieli zwyczajnie nic do powiedzenia. Grali wolno i schematycznie, jak również nie radzili sobie z presją wywieraną przez graczy Malmö.

Od początku tego meczu ataki napędzał z lewego skrzydła Berget. Jako napastnik ważną funkcję pełnił także Markus Rosenberg, który po zagranicznych wojażach powrócił do ojczystego kraju i jest wychowankiem i kapitanem drużyny Malmö. Szwed nie mógł wystąpić w pierwszym spotkaniu, ale dał się Szkotom we znaki w drugim. To on otworzył wynik po jednym z kornerów, uprzedzając stopera z Holandii Virgila van Dijka i kierując piłkę do siatki barkiem. Poza tym jego gra mogła się podobać w równym stopniu, co ta zaprezentowana przez Bergeta. Widać było, że powrót do ojczyzny wyszedł byłemu graczowi Werderu Brema na dobre. Ten boiskowy duet ofensywny, do jakiego zaliczam w tym miejscu współpracę Bergeta z Rosenbergiem, to połączenie młodzieńczej energii i fantazji z doświadczeniem. Pierwszy z wymienionych stylem gry nieco przypomina innego Skandynawa robiącego w swoim czasie wielką karierę w Arsenalu – Fredrika Ljungberga. Cechuje go nieustanne bycie „pod grą” i długie rajdy z piłką. To w niczym nie przypomina, chociaż mowa o piłkarzu współczesnym, stylu nowoczesnego: raczej wyrachowanego pod względem taktycznym, z błyskawicznym pozbywaniem się kulistego przedmiotu.

Wynik na 2:0 został uzykany (i taki pozostał już do końca) przez podopiecznych Åge Hareide
po samobójczej w skutkach interwencji obstawiającego słupek bramki strzeżonej przez Craiga Gordona Dedricka Boyaty (jak na złość, obaj piłkarze byli chyba jedynymi, do których raczej zafrasowany opiekun Delia nie mógł mieć większych zastrzeżeń po końcowym gwizdku). Próbował on instynktownie ratować sytuację po strzale głową obrońcy gospodarzy Urugwajczyka Felipe Carvalho. Akcja bramkowa ponownie miała miejsce po wykonanym przez piłkarzy Malmö rzucie rożnym.

Jo Inge Berget, jak informowały media, w niczym nie przypomina gracza, którym jeszcze całkiem niedawno był. Zmężniał, jego wygląd i być może także mentalność uległy przemianie. Szkoccy fani kpili z niego na forum publicznym przed tym wspomnianym dwumeczem. Przyjmowane były, ale bardziej w żartach, różne przez nich zakłady przekreślające z założenia wartość piłkarską tego norweskiego skrzydłowego lub napastnika. On wyszedł im, może nie całkiem dosłownie, naprzeciw – swoją postawą wprawił niedowiarków w zakłopotanie.

Jeden z komentatorów meczu rozegranego w południowej części Szwecji, Tomasz Wieszczycki, uznał Bergeta za piłkarza nie tylko tego drugiego ze spotkań, ale i całej tej dwumeczowej konfrontacji. Mnie jako widzowi wypada przyznać rację byłemu zawodnikowi między innymi ŁKS-u, Legii i francuskiego Le Havre. Szwecja może być natomiast dumna, że po raz kolejny ma swojego przedstawiciela w tych bądź co bądź elitarnych rozgrywkach…

Paweł Król