Przedstawiamy Gerardo „Tatę” Martineza – nowego trenera FC Barcelona. Właściwie dlaczego „Tata”?

Po niezbyt udanej końcówce poprzedniego sezonu Lionel Messi właśnie przybycia rodaka na Camp Nou potrzebuje.

Gerardo „Tata” Martino nowym trenerem FC Barcelona. Dlaczego „Tata”? Dlatego, że ma dzieci? Jeśli mniej niż czwórkę, to uważam pseudonim za nietrafiony. Jeśli „Tata” jak „Tata” Kałużny – to sam nie wiem, co tym myśleć. A może dlatego, że kieruje hinduskim wozem marki Tata?

Jeśli do tej pory nie słyszeliście o Gerardo Martino, po przeczytaniu tego kawałka będziecie nasyceni informacjami o nim…

Argentyńczycy mają w tym roku dobrą passę. Najpierw syn ziemi argentyńskiej został papieżem, teraz inny trenerem słynnej Barcelony. To, że obaj są raczej osobami skromnymi, nie lubią rozgłosu, nie przeszkodziło ich rodakom celebrować tych wydarzeń tak, jakby jutro miało nie nadejść.

Wydaje się, że Barcelona doskonale wie, co robi, zatrudniając właśnie tego szkoleniowca. Mało jest bowiem osób z wizją bardziej zbieżną z katalońską szkołą futbolu. Tata jest wiernym wyznawcą szkoły Marcelo Bielsy, która zaleca wysoki pressing i równie wysoki procent posiadania piłki.

Zresztą trudno, żeby Tata był wyznawcą innego trenerskiego kościoła, jeśli przychodzi do Barcelony z Newell’s Old Boys, gdzie Bielsa ma taką pozycję, że aż nazwali stadion jego imieniem w roku 2009. W ciągu swej kariery Bielsa grał dla tego klubu, a potem razem z nim osiągnął pierwszy sukces (wygrana w Apertura w 1991 roku) z drużyną, której Martino był ważną częścią.

Tata był w niej niezłym środkowym pomocnikiem, który z Ameryki Południowej trafił do Tenerife.

Związek z Newell’s Old Boys jest ważny z jeszcze jednego powodu. Lionel Messi jest od dziecka kibicem tego klubu, to w jego barwach zaczynał karierę i pewnie by pograł dłużej, gdyby nie kuracja hormonalna, której musiał się poddać – to wymagało wyprowadzki za granicę.

Wraz z przybyciem Neymara do Katalonii i niezbyt udaną (jak na jego standardy) końcówką poprzedniego sezonu Argentyńczyk właśnie takiego pozytywnego kopa w postaci przybycia rodaka na Camp Nou potrzebuje.
Martino zaczął karierę trenerską w niższych ligach argentyńskich w roku 1998, ale dopiero przeprowadzka do Paragwaju w roku 2002 przyniosła pierwszy sukces. Z Libertad i Cerro Porteño wygrał cztery tytuły mistrzowskie w ciągu pięciu sezonów.

Logicznym było przejęcie lejców paragwajskiej drużyny narodowej. Martino doprowadził południowoamerykańską drużynę do finałów mistrzostw świata w roku 2010. Nie obyło się bez problemów, a najbardziej istotnym z nich był dyskotekowy strzał w głowę Salvadora Cabañasa, kluczowego napastnika paragwajskiej kadry. Na marginesie, to chyba cud, ale Cabañas powrócił w zeszłym roku do uprawiania sportu i gra teraz w paragwajskiej trzeciej lidze.

Strata najlepszego napastnika oznaczała, iż Paragwajczycy musieli w większym stopniu niż w eliminacjach oprzeć swą grę na defensywie. Ale i tak prawie udało im się wyrzucić za burtę przyszłych hiszpańskich mistrzów – gdyby Óscar Cardozo pokonał Ikera Casillasa z rzutu karnego przy stanie 0:0, mogło być różnie.

Martino wie, jak wydobyć ze swych piłkarzy to, co najlepsze. Jego ostatni pobyt w Newell’s był typowy dla przedstawiciela szkoły Marcelo Bielsy. Przyszedł do klubu w grudniu 2011 roku z prostym zadaniem – zdobyć tytuł mistrzowski. Newell’s przez szereg lat prezentowali tragiczną formę, a na progu roku 2012 wisiało nad nimi realne widmo degradacji.
Jak wiadomo, w Argentynie rozgrywa się dwa turnieje mistrzowskie w ciągu roku. Istnieje skomplikowany system wyciągania średniej punktowej z trzech sezonów. Dlatego, by utrzymać ligowy byt, Newell’s musieli w którymś z dwóch rozgrywek zaatakować szczyt tabeli. Za drugim razem udało się nie tylko być w czołówce, ale nawet zdobyć tytuł!

Wiadomo, że Barcelona posiada przewagę nad dotychczasowym klubem Martino, jeśli chodzi o zaplecze infrastrukturalne, budżet, jakość piłkarzy.. Długo by wymieniać. Tata zna fundamenty taktycznej filozofii Barçy. Aby na dłużej utrzymać się na stołku, powinien dodać plan B, którego wyraźnie brakowało Blaugranie w zeszłym sezonie w rozgrywkach europejskich.

Maciej Słomiński