Przystanek Bundesliga (17). Vasile Miriuță

Swoją boiskową postawą wpisał się w bardzo udany rozdział dla klubu z Łużyc Dolnych…

Mowa o byłym piłkarzu Energie Cottbus – Vasile Miriucie. Ten niegdyś środkowy pomocnik urodzony w Rumunii i reprezentujący Węgry należał do filarów drużyny prowadzonej przez niezwykle wyrazistego, porywczego i pełnego charyzmy trenera Eduarda Geyera.

Bohater tego odcinka zaczął od drugoligowych występów w nieistniejącym już FC Baia Mare, klubie z rodzinnego miasta Miriuțy, w którym przyszedł na świat w 1968 roku. Grał tam w latach 1988-1990. W 1991 r. zaliczył pierwszy awans sportowy w karierze, podpisując kontrakt z Dinamem Bukareszt. Kolejne lata z udziałem tego zawodnika to „wędrówka” od Rumunii przez epizod w francuskim FC Bourges po Węgry. W tym okresie dość częstych przeprowadzek Miriuță zagrał dla siedmiu klubów – dwukrotnie, a w całej karierze trzykrotnie!, w Győri ETO FC (przy okazji tego wątku chciałbym polecić książkę Krzysztofa Vargi „Czardasz z mangalicą”, w której autor sięga między innymi do pradawnych dziejów Madziarów i opisuje także jakby stałą tęsknotę za ziemiami utraconymi)…

Po jednym z tych udanych etapów na Węgrzech, w Ferencvárosi, Miriuță poprzez Újpest trafił do drugoligowego Energie Cottbus. I niemal z miejsca stał się wiodącą postacią w drużynie prowadzonej przez wspomnianego na wstępie Geyera.

541miriuta

W swoim pierwszym sezonie, 1998/1999, rozegrał dla Energie w 2. Bundeslidze 26 meczów i zanotował dwa trafienia. Klub ze stadionu „Przyjaźni” uplasował się na koniec tych rozgrywek dopiero na jedenastym miejscu w tabeli, uzyskując jedynie czteropunktową przewagę nad spadkowiczem z ligi FC Gütersloh. Warto jednak w tym miejscu zaznaczyć, że w 1997 r. drużyna z Chociebuża została beniaminkiem, i to był jeden z nielicznych sukcesów w jej historii.

Już wtedy „Łużyczanie” mieli w kadrze istną mieszankę narodowości. Jednymi z zawodników w omawianym wyżej sezonie byli także Polacy: Witold Wawrzyczek i Piotr Rowicki (nazywany jeszcze u nas w kraju „Rambo”). Poza tym w kadrze znajdowali się liczni piłkarze z Bałkanów, a nawet po jednym graczu z Beninu, Brazylii, Kanady i Wybrzeża Kości Słoniowej.

I tylko rok musiał minąć, żeby kibice ze stadionu o sympatycznej nazwie mogli świętować historyczny awans do Bundesligi. W tym właśnie drugim sezonie pobytu w Energie Miriuță rozegrał 32 mecze, sześciokrotnie wpisując się na listę strzelców. Był więc nadal ważną postacią, od której wiele w grze ekipy Geyera zależało. Trzecie miejsce na finiszu rozgrywek 1999/2000 wystarczyło do bezpośredniego awansu niezbyt znanego klubu, który został dołączony tym samym do tego elitarnego i prestiżowego grona…

Łysy i wysoki pomocnik (186 cm wzrostu) miał wymarzone wejście do Bundesligi. W tym debiutanckim dla siebie i „Łużyczan” sezonie zagrał 29 razy, uzyskując 11 trafień (najwięcej ze wszystkich graczy Energie) – co było wynikiem dla wielu obserwatorów tej ligi wprost nieoczekiwanym i oszałamiającym, bo skromny klubik ze skromnymi i bliżej nieznanymi graczami grał w sposób zupełnie pozbawiony kompleksów dla wyżej notowanych rywali. Rozgrywający Energie zachwycał kapitalnie wykonywanymi stałymi fragmentami gry i pełną gamą pomysłowych zagrań.

miriuta640

To jednak ledwie wystarczyło, by zachować miejsce w elicie, bowiem podopieczni twardego szkoleniowca Geyera zajęli dopiero 14. miejsce. Był to w sumie i tak pewien sukces, że miejsce w Bundeslidze na kolejny sezon zostało zachowane.

Nadmienię przy tej okazji, że całkiem udany sezon miał za sobą również polski skrzydłowy, a kiedyś również napastnik Siarki Tarnobrzeg, Andrzej Kobylański – ojciec Martina, który ma za sobą występy w lidze niemieckiej w barwach Werderu Brema.

Kolejne rozgrywki Miriuță zakończył z bilansem: 27 rozegranych meczów i cztery gole. Klub z Łużyc Dolnych znów zdołał się utrzymać, plasując się na 13. miejscu. Do Polaków, Wawrzyczka i Kobylańskiego, dołączył trzeci zawodnik z naszego kraju – reprezentant Polski Radosław Kałużny, który zagrał 25 razy, zdobywając pięć goli. Zarówno popularny „Tata”, jak i Miriuță uzyskali średnią notę za tę kampanię 3,50 – czyli, jak na standardy oceniania graczy w Niemczech, przyzwoicie…

Trzeci i ostatni sezon pobytu Miriuțy w Energii był najmniej udany. Drużyna spadła z ligi, bo zajęła ostatnie miejsce w tabeli, a sam ofensywnie usposobiony pomocnik rozegrał 7 meczów i nie wpisał się na listę strzelców. Pomimo ważnej roli, jaką pełnił w EC, po spadku opuścił ten klub i odszedł do MSV Duisburg. To nie był zresztą udany dla niego czas, bowiem w tym górniczym mieście niewiele się nagrał, a i szczebel rozgrywek był ten sam bo „Zebry” także przystąpiły do sezonu jako drużyna drugoligowa…

Vasile Miriuță należał do bardzo charakterystycznych (i tu nie chodzi wcale o jego wygląd, jakby Tatara czy do kogo tam jeszcze można by go porównać) graczy drugiej linii. Potrafił świetnie odnaleźć się w rozegraniu akcji kombinacyjnej. Do jego atutów należała przy tym nienaganna technika użytkowa. Sporo też na boisku potrafił zauważyć, popisując się precyzyjnym i trudnym do odczytania zagraniem-asystą. Ponadto wyróżniała go umiejętność wykonywania stałych fragmentów gry. Ceniłem tego zawodnika, choć nie rozegrał setek meczów na tym najwyższym szczeblu niemieckiego futbolu. W Bundeslidze wystąpił łącznie 63 razy, zapisując na swoim koncie 15 trafień do siatki. Poza tym dostąpił zaszczytu występów w węgierskiej kadrze, jakże słabo notowanej od lat, zakładając koszulkę tego kraju na siebie dziewięciokrotnie i raz zdobywając gola w meczu zremisowanym na Ferenc Puskás Stadium w Budapeszcie w Hiszpanią 1:1.

Paweł Król