Przystanek Bundesliga (54). Bernd Hobsch

Mógłbym napisać np. o Mario Gomezie; grubo ponad 100 goli w Bundeslidze i nie wiem, gdzieś mi umknęła ta statystyka, czy nie czołówka, jeśli idzie o liczbę hat-tricków; ale nie widzę takiej potrzeby.

Czy mam lepszego bohatera? Niekoniecznie tak. Jednak też był klasycznym środkowym napastnikiem, dziewiątką urzekającą prostotą gry i wykończeniem akcji.

Ma na koncie symboliczny, jeden występ w reprezentacji Niemiec. W towarzyskim meczu zresztą, zremisowanym 1:1 z Tunezją.

Na świat przyszedł w roku interwencji sił Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, a dokładnie 7 maja 1968 r., w niewielkim mieście Grosskugel: pomiędzy Halle a Lipskiem.

Zaczynał grę w piłkę w takich klubach jak: TSG MAB Schkeuditz i Chemie Böhlen.
Najlepiej kojarzony może być za to z późniejszych występów w Werderze Brema. Jedynym przystankiem zagranicznym w jego karierze (to i tak sporo, jak na Niemca) był epizod w Stade Rennes.

Trafiał do siatki w mistrzowskich meczach ligi NRD. W Bundeslidze zdobywał gole średnio w co trzecim meczu. Łączny bilans wynosi 150 gier i 51 trafień.

Rok po roku w barwach bremeńczyków sięgał po trofea. Najpierw była to patera, srebrny i wysadzany talerz za mistrzostwo kraju, a następnie Puchar Niemiec.

Bernd Hobsch to jeszcze przedstawiciel napastników typu Ulf Kirsten czy też Rudi Völler. Silnie trzymający się na nogach, choć nie typowy gladiator. Poza tym spryt, spore wyczucie w ustawianiu się w polu karnym – krótko mówiąc: instynkt, a także szybkość reakcji. Wszystko, co wymieniłem, było atutami tego gracza.

BH w krótkich, najlepszych momentach:

Paweł Król