Przystanek Bundesliga (55). Bayern Monachium dla Die Toten Hosen

W 2000 roku utwór, o którym będzie mowa, znalazł sobie miejsce na albumie Unsterblich. I został wydany również jako singiel.

Ma ton ironiczny, prześmiewczy, nosi tytuł Bayern i powstał do niego nawet teledysk:

Padają w nim słowa (opisując temat w dużym skrócie), że nie powinno się podpisywać kontraktu i grać na chwałę niemieckiego giganta: choćby nie wiem, co się działo, i jak by się nie starał do takiego kroku nakłonić sam stojący pod drzwiami Uli Hoeneß. Taki wybór, swoiste odrzucenie, to kwestia zasad i honoru – albowiem Bayern szkodzi charakterowi, psuje go.

Punkowy zespół z Düsseldorfu to przede wszystkim charyzmatyczny lider Campino, czyli zadeklarowany kibic Fortuny, która – z Marcinem Kamińskim w składzie – obecnie dzielnie gromadzi punkty w Bundeslidze, tak, aby na koniec sezonu uratować byt w elicie.

FC Bayern Monachium ma na koncie w sumie 71 krajowych i międzynarodowych trofeów, niejako zapisanych na kartach 118-letniej historii. To klub wielkiego formatu, ale – delikatnie mówiąc – jest niezbyt lubiany w całych Niemczech. Pewnie mają na to wpływ różne czynniki. Jednym z nich jest ogromne bogactwo, cała sieć sponsorów, za sprawą których FCB może pozwalać sobie na wykupywanie co bardziej utalentowanych piłkarzy krajowych rywali. Jednak nie zawsze, jeśli trafiają oni do Monachium, potrafią sprostać zadaniu i poradzić sobie z nieustannym byciem pod presją wyniku i niemałych oczekiwań. Mario Götze praktycznie zupełnie tam nie zaistniał. A i Mats Hummels, który nadal jest graczem Bayernu, radzi sobie średnio. Nie każdy tam pasuje, umówmy się. Kiedyś, żeby tam grać z powodzeniem (nie licząc obligujących po prostu do tego, sporych umiejętności czysto piłkarskich), trzeba było posiadać charakter co najmniej Stefana Effenberga…

Jak nie spojrzeć na sprawę, to może jednak zespół Die Toten Hosen wyłuskał w swoim kawałku ziarno prawdy na temat tego klubu. Jedno jest pewne: Bayern nie jest skrojony dla każdego, o czym przekonało się w przeszłości wielu młodych piłkarzy na czele z Sebastianem Deislerem.

Paweł Król