Przystanek Bundesliga (56). Mistrzowie z fabrycznego miasta

W ostatnich dziesięciu latach ligę niemiecką oprócz Bayernu Monachium i Borussii Dortmund wygrał tylko jeden klub: był nim VfL Wolfsburg.

Miało to miejsce w sezonie 2008/2009. W końcowym rozrachunku „Wilki” wyprzedziły o dwa punkty monachijskiego giganta.

Wydaje się, że ów sukces tkwił w zgranym kolektywie, którym zarządzał legendarny Felix Magath; trener wymagający i surowy, ale fachowy. I tak raczej było. Na pierwszy plan wysuwał się jednak znakomity duet napastników: Bośniak Edin Džeko i Brazylijczyk Grafite. Ich łączny bilans robił wrażenie nawet na najbardziej wybrednych – razem zdobyli ponad połowę goli w całych rozgrywkach dla drużyny Wolfsburga: 54 z 80. Piłkarzowi z Ameryki Południowej 28 trafień (przy 25 występach!) zapewniło koronę króla strzelców. Gracz z byłej Jugosławii, który zdobył o dwa gole mniej, w tej klasyfikacji był drugi.

Skuteczność obu wyróżniała, podobnie jak wzrost: pierwszy z nich mierzy 193 cm, drugi – 189.

Na to spektakularne osiągnięcie dla klubu z miasta Volkswagena, w tym sławnego na cały świat Garbusa, pracowali oczywiście także inni. W bramce przeważnie stał Diego Benaglio. W obronie we wszystkich meczach wystąpili Andrea Barzagli i Marcel Schäfer.

W pomocy również nie brakowało ważnych postaci. Od Christiana Gentnera, który miał 10 asyst, przez kapitana Josué, po Zvjezdana Misimovicia – kolejny bośniacki gracz miał najwięcej w lidze, 20 ostatnich podań.

Kadra była za to, jak można zauważyć, nieszczególnie niemiecka. Składała się z 25 zawodników, uwzględniając tych z przynajmniej jednym występem, z czego 17 to obcokrajowcy.

Powstały w 1945 roku VfL Wolfsburg, co ciekawe, nie zawsze występował w omawianym czasie w koszulkach z reklamą głównego sponsora. Miejsce z przodu zastępowało też serce fundacji i napis „Ein Herz Fur Kinder” (jedno serce dla dzieci).
Nawiasem mówiąc, sam jestem posiadaczem koszuleczki byłego klubu nieżyjącego już Krzysztofa Nowaka. Domowej wersji, ale akurat nie tej konkretnej…

Wracajmy do tematu głównego, choćby na chwilę, słowem podsumowania tego odcinka.

Wielki triumf, jak nie spojrzeć na sprawę, mniejszego klubu, który sześć lat później zdobył też Puchar Niemiec. Tak się cieszono na koniec: były gratulacje i polało się piwo, które pewnie smakowało tego dnia lepiej.

Paweł Król