Przystanek Bundesliga (59). Poniedziałki niezgody

Grać czy nie grać – oto jest pytanie…

Temat nie pojawił się dzisiaj. Z pewnością też większość osób interesujących się piłką o nim słyszała. Zwolenników nierozgrywania meczów pierwszej Bundesligi w tym dniu jest prawdopodobnie tylu, co przeciwników ekipy RB Lipsk.

Protesty fanów poszczególnych klubów trwają od dobrych kilkunastu miesięcy. Krytyka jest mocno skierowana w DFB. Najdonośniej niosący doping ludzie wywieszają na meczach stosowne transparenty i na ogół są jednomyślni.

Potrafią również sprawić, że telewizja ma kilkuminutową obsuwę, ponieważ służby porządkowe muszą usuwać z murawy niepożądane przedmioty i tym sposobem samo wznowienie gry się opóźnia.

Przechodząc do meritum: jaki jest powód albo jakie są powody tych licznych protestów? Najkrócej rzecz ujmując – jest to spowodowane pewnym przyzwyczajeniem kibiców, którzy jednocześnie sprzeciwiają się komercjalizacji futbolu.

Sam mam problem z przestawieniem się do – od jakiegoś czasu – zmienionej godziny rozpoczęcia wybranych meczów Ligi Mistrzów. Pominę już to, że nigdy nie potrafiłem się pogodzić z uczestniczeniem w tych rozgrywkach drużyn, które nie zajęły pierwszego miejsca i tym samym nie zdobyły mistrzostwa kraju we własnej lidze…

Pamiętam, że w poprzednich latach w poniedziałki odbywały się ostatnie mecze danej kolejki – tak zwane kończące, zamykające serię spotkań. Jeden poniedziałek – jeden mecz drugiej Bundesligi o godzinie 20:15. Do tego przez lata przyzwyczajeni byli Niemcy. Dla nich otwarcie tygodnia, szczególnie dla młodszych ludzi, to przede wszystkim praca. Po niej dopiero odpoczynek, pójście na siłownię czy na piwo, ale nie oglądanie meczu. A może po prostu nie lubią poniedziałku…

Każdy ma własne przyzwyczajenia, a jak wiemy – nie jest łatwo je szybko zmienić. Nie chcę tutaj narzucać swojego zdania. Nie będę jednak ukrywał, że też wolę pewien schemat: czy dotyczy on akurat piłki, czy czego innego – mam namiastkę pewnej trwałości.

Przy okazji tego krótkiego odcinka przypomniałem sobie pewną grupę muzyczną z Niemiec. W latach 90. dotarła również do Polski – kawałki Fantastycznej Czwórki ze Stuttgartu były serwowane przez telewizyjne stacje. Zapamiętałem ich kilka numerów, w tym jeden, który na koniec załączę. Pochodzi z albumu 4:99 i nosi tytuł MfG.

Nieprzypadkowo znalazłem takie nawiązanie do podjętego tematu albowiem raperzy nierzadko krytykowali w swoich tekstach konsumencki styl życia. Dodam jeszcze, że ten konkretny utwór jest pomysłowo napisany, w skrótowy sposób, tak przecież wskazany na hiphopowej scenie…

HSV, VfB, ole, ole…

Paweł Król