Przystanek Bundesliga (71). Klasyk

Niemcy też mają swoje piłkarskie wydarzenie, które pobudza opinię publiczną. A niby dlaczego mieliby nie mieć, można by wtrącić…

Dzisiaj o godzinie 18:30 kolejny raz przystąpią do rywalizacji dwa uznane kluby w Europie i na świecie, Borussia Dortmund z Bayernem Monachium.

Nie liczyłem, ile dokładnie meczów obejrzałem z tej właśnie kategorii, w oryginale nazywanej po prostu „Der Klassiker”. Możliwe, że więcej w latach 90. XX wieku.

Nie chcę zasypywać rozmaitymi danymi statystycznymi. Zwróciłbym głównie uwagę w tym miejscu na trzy rzeczy, biorąc pod uwagę wszystkie oficjalne rozgrywki.

Po pierwsze Bayern ma lepszy bilans, częściej schodził z boiska jako zwycięzca (61). Po drugie najwięcej występów w tego typu meczach ma Thomas Müller (35). Po trzecie nasz rodak Robert Lewandowski jest liderem pod względem liczby goli w takich starciach (23).

Stosownym pytaniem w tym miejscu byłoby, jak się trafienia polskiego napastnika rozkładały, w końcu wcześniej był zawodnikiem drużyny z Dortmundu. Pozostawmy to bez odpowiedzi. Do quizu pasuje jednak bardzo.

Niektórzy za to już nie mogą się doczekać, jak wypadnie w sobotni wieczór w takiej niepisanej rywalizacji ze swoim vis-à-vis, młodym łowcą goli z Norwegii, Erlingiem Hålandem.

Analizy podjął się nawet sam Manuel Neuer, który w wywiadzie fachowo ocenił sposób gry obu atakujących. Zadanie niezbyt wdzięczne, ale wyszedł z tego… obronną ręką.

Na końcu niemieckiemu bramkarzowi nie zabrakło też humoru i pewnego dystansu do wypowiedzianych przez siebie samego słów chwilę wcześniej. Stwierdził bowiem, że „Lewy” jest – że tak to ujmę – praktycznie rzecz biorąc graczem obunożnym, podczas gdy Håland głównie zagrywa i uderza piłkę lewą nogą. Żeby mnie czasami nie zaskoczył prawą, spuentował golkiper z Monachium.

Nie byłbym sobą, gdybym nie zanurzył się w przeszłość. Przejrzałem dotychczasowe mecze w tym kierunku. Trafiłem na 1983 rok. Bundesliga, majowa, 32. kolejka. Na Westfalenstadion padł remis 4:4. Obejrzało go wówczas 41 tysięcy widzów. 

Przebieg spotkania był jak dobry, faktycznie przykuwający uwagę thriller. Na mnie szczególne wrażenie zrobiła dyspozycja dnia rumuńskiego pomocnika gospodarzy z numerem 10 na żółtej koszulce, Marcela Răducanu.

Zdobył w tamtym klasyku dwa gole. W obu sytuacjach wykazał się zarówno wyczuciem, jak i precyzją.

Pierwsza zdobycz z kilku kroków po rzucie wolnym, w stylu przywodzącym na myśl Michela Platiniego. Druga po ładnej solowej akcji, w której nie zabrakło świetnego panowania nad piłką i w finalnym momencie orientacji.

Skrót poniżej:

Generalnie nikt nie miałby nic przeciwko, gdyby 7 listopada 2020 r. obie drużyny stworzyły podobne widowisko, ogromnie wyrównane, z licznymi efektownymi akcjami i golami.

Paweł Król