Przystanek Bundesliga (86). 25 lat magazynu 11 Freunde

Długo myślałem (nic nowego) nad tematem kolejnego wydania odcinka…

W ostatnim czasie widziałem pożegnanie Thomasa Müllera z Bayernem i rywalizację barażową o grę w Bundeslidze 1. FC Heidenheim z SV Elversberg. Pewnie jeszcze coś więcej, ale głównie te wymienione wydarzenia śledziłem. Legendarny ofensywny pomocnik albo napastnik wypadł przekonująco: nie był sparaliżowany tremą i nadmiarem emocji. Zdobył się nawet pod koniec wystąpienia na żart o pogrzebie. Z kolei piłkarze próbujący utrzymać miejsce na następny sezon w pierwszej lidze niemieckiej męczyli się w dwumeczu niebywale. Dość powiedzieć, że wypełnili zadanie dopiero w doliczonym czasie rewanżowego spotkania. Mimo wszystko akcja „finałowa” była pierwszej klasy. Odegranie z pierwszej, a następnie już wjazd w pole karne i wykończenie iście brazylijskie (faktycznie Leonardo Scienza jest Brazylijczykiem).

Sporym wydarzeniem był także finał Pucharu Niemiec z 24 maja, w którym VfB Stuttgart wygrał z Arminią Bielefeld 4:2. Możliwe, że tematycznie wybrałem inaczej, bo jesteśmy SlowFoot…

Zorientowałem się, że od wyjścia pierwszego numeru tytułowego miesięcznika minęło ćwierć wieku. Uznałem, że będzie to dobry wybór, by o tym kolorowym magazynie wspomnieć.

„11 Freunde” w 2000 roku założyli Philipp Köster (rocznik 1972) i urodzony w Santiago de Chile Reinaldo Coddou Hauser (rocznik 1971). Pierwszy z nich to syn profesora teologii katolickiej, który od najmłodszych lat zajmował się dziennikarstwem. Drugi – jak informuje biogram – jest fotografem stadionowym, a ponadto autorem książek i wolnym strzelcem. Siedziba redakcji „11F” mieści się w Berlinie. Tyle w tym miejscu o ojcach założycielach, niemal rówieśnikach.

Gdybym miał własnymi słowami opisać ten unikatowy magazyn, zwróciłbym uwagę na to, że ludzie tworzący go nie zapominają o historii piłki nożnej. Jest więc miejsce na wspomnienia odległych wydarzeń. Nie zawsze muszą się objawiać w wyczerpujących opisach. Może to być nawet fotograficzna wstawka jako nawiązanie. Zdjęcia to w ogóle bardzo silna strona. Nie bez znaczenia jest zatem fakt, że jeden z założycieli pisma (co nadmieniłem wcześniej) jest z zajęcia i zamiłowania fotografem. Został zresztą wyróżniony za wykonanie zdjęcia z finału mistrzostw świata w 2014 r. przez magazyn sportowy „Kicker”. Wysoka jakość zdjęć w połączeniu z formatem miesięcznika robi wrażenie. Miałem okazję trzymać w rękach papierowe wydanie dzięki Darkowi Kimli, stałemu odbiorcy „11F”. Stwierdzam, że nie trzeba znać języka niemieckiego, aby zatracić się w tej lekturze. Estetycznie, merytorycznie, z dbałością i pomysłem.

Nie sprawdzałem pozostałych, rekomendowanych przy okazji zbierania informacji do tego odcinka magazynów. Niemniej jednak niemieckojęzyczne strony wskazują na pokrewne tematycznie czasopisma, takie jak: „Der tödliche Pass”, „Socrates”, „Ballesterer” oraz „Zwölf”. Myślę natomiast, że „11 Freunde” jest nie do podrobienia…

Paweł Król