Retro. 1. FC Köln – Pogoń Szczecin

„Portowcy” bez gola na boisku. Kibice na trybunach bez alkoholu i… słoneczników.

Nastroje przed pierwszym spotkaniem w Kolonii były średnie. W lidze Pogoń przegrała w Katowicach z GKS-em 0:2 (dwa trafienia Marka Bieguna), a za cały komentarz występu „Portowców” niech posłuży fakt, że najlepszym zawodnikiem zespołu ze Szczecina był bramkarz Marek Szczech. Dodatkowo od pierwszej minuty grający z… kontuzją.

Pojechało dziewiętnastu
Występ w Pucharze UEFA 1984/85 był debiutem szczecinian w europejskich pucharach. Dla 1. FC Köln był to szósty start w Europie – w dotychczasowych pięciu drużyna z Kolonii kończyła każdy swój występ na półfinale (po jednym w Pucharze Europy i Pucharze Zdobywców Pucharów i aż trzykrotnie w Pucharze UEFA). W ówczesnych rozgrywkach Bundesligi podopieczni Hannesa Löhra nie zachwycali. Wręcz przeciwnie – ledwie trzy punkty w czterech meczach i wstydliwe porażki 2:6 z Werderem w Bremie oraz 1:5 z Bayerem Uerdingen nie wystawiały kolończykom najlepszego świadectwa.

W drużynie z Kolonii grało aż czterech uczestników Euro 84: Harald Schumacher, Gerd Strack, Pierre Littbarski (na zdjęciu) oraz Klaus Allofs. Najważniejszym wzmocnieniem przed rozgrywkami było pozyskanie za 600 tysięcy marek z Hamburger SV pomocnika Jimmy’ego Hartwiga. Ale w kontekście późniejszych karier niezwykle ciekawie wyglądają transfery Uwe Beina, Hansa-Petera Lehnhoffa czy dokooptowanie do drużyny zdolnego nastolatka, Thomasa Häßlera.

Trener Eugeniusz Ksol zabrał do Niemiec 19 zawodników. Pojechali: bramkarze – Marek Szczech, Zbigniew Długosz, Mirosław Dygas oraz zawodnicy z pola – Krzysztof Urbanowicz, Janusz Makowski, Andrzej Miązek, Kazimierz Sokołowski, Zbigniew Czepan, Jacek Duchowski, Marek Włoch, Leszek Wolski, Adam Kensy, Mariusz Kuras, Marek Ostrowski, Janusz Turowski, Marek Leśniak, Jerzy Hawrylewicz, Dariusz Krupa, Andrzej Burchacki.

Wierzył tylko Ostrowski
W drodze na mecz, w poniedziałek, 17 września, Pogoń zagrała towarzysko w Diepholz z tamtejszą drużyną ligi okręgowej. Przegrała 1:3 (gol Burchackiego), a boisko opuścił, kulejąc, Wolski. Uprzedźmy fakty: ważny dla drużyny piłkarz w niepotrzebnym (choć może ktoś na tym zarobił?!) sparingu dwa dni przed debiutem klubu w Europie doznaje kontuzji i mecz obejrzy z trybun. Kuriozum… Dzień później o 14:00 w hotelu Westkreutz w Kolonii zameldowała się ekipa Pogoni. Sześć godzin później Polacy wyszli na trening na Müngersdorfer Stadion. Szybko zorientowali się, że kompletu widzów na trybunach nie będzie. Winni byli sami piłkarze gospodarzy, którzy fatalnie poczynali sobie w ligowych rozgrywkach. Bilet na mecz kosztował ponoć 30 marek.

W zespole „Koziołków” nie mógł zagrać pauzujący za kartki obrońca Paul Steiner. Kontuzje wyeliminowały z gry Karla-Heinza Geilsa oraz Dietera Prestina. Na uraz kolana narzekał Strack i o jego występie miał zadecydować lekarz. To samo mówiono o Littbarskim. Przed meczem dziennikarz „Głosu Szczecińskiego” przeprowadził szybką ankietę wśród piłkarzy Pogoni dotyczącą wyniku meczu. Tylko jeden (Ostrowski) wskazał na zwycięstwo swojego zespołu, siedmiu przewidywało remis i aż jedenastu piłkarzy typowało wygraną 1. FC Köln. No cóż, nie wyglądało to dobrze…

„Swojak” Haasa
„Debiutu Pogoni nie musimy się wstydzić” – donosił na pierwszej stronie „Kurier Szczeciński”. Drużynę ze Szczecina wspierało na trybunach około pół tysiąca Polaków. Od początku spotkania do ataku ruszyli gospodarze. Już w 5. minucie Szczech odważną interwencją zatrzymał Allofsa. Później niemiecki napastnik właściwie nie istniał na murawie, w czym zasługa świetnie kryjącego Ostrowskiego. Po półgodzinie gry przypomniał o sobie Littbarski, którego strzał zatrzymał się na słupku. Grająca bez Steinera i Starcka defensywa Köln nie stanowiła monolitu. Kibice przekonali się o tym ledwie cztery minuty po wspomnianym wyżej uderzeniu Littbarskiego. Schumacher wybił strzał Turowskiego na róg. Po dośrodkowaniu z kornera powstało spore zamieszanie, w którym własnego bramkarza zaskoczył Uwe Haas. Do przerwy sensacja – górą byli debiutanci z Polski.

Chwilę po zmianie stron Turowski mógł podwyższyć prowadzenie gości, lecz na przeszkodzie stanął mu słupek. Miejscowi zauważyli, że to nie przelewki, i wzięli się w garść. Na bramkę Pogoni zaczęły sunąć bardziej przemyślane ataki. Po jednym z nich w 56. minucie Stefan Engels sprytnym uderzeniem z 15 metrów doprowadził do wyrównania. Po meczu najbardziej smutny chodził Kuras, który nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Schumacherem. Nie pomylił się za to Littbarski, który w 76. minucie zapewnił skromną wygraną drużynie gospodarzy.

19 września 1984, Müngersdorfer Stadion w Kolonii

1/32 Pucharu UEFA

1. FC Köln – Pogoń Szczecin 2:1 (0:1)

Gole: Engels 56., Littbarski 76. – Haas 35. (sam.)

Köln: Harald Schumacher – Mathias Hönerbach, Manfred Lefkes, Jimmy Hartwig, Andreas Gielchen – Hans-Werner Reif (46. Frank Hartmann), Uwe Haas (63. Uwe Bein), Hans-Peter Lehnhoff, Stefan Engels – Pierre Littbarski, Klaus Allofs.

Pogoń: Marek Szczech – Marek Ostrowski, Janusz Makowski, Kazimierz Sokołowski, Krzysztof Urbanowicz – Mariusz Kuras, Jacek Duchowski (76. Andrzej Miązek), Adam Kensy, Jerzy Hawrylewicz – Janusz Turowski, Marek Leśniak.

Żółta kartka: Ostrowski.

Sędziował: Edwin Borg (Malta).

Widzów: 7000.

Nieźli i nieskuteczni
W ligowych kolejkach po meczu w Kolonii obie drużyny solidarnie przegrały po 0:2. Pogoń u siebie uległa Motorowi Lublin, zaś 1. FC Köln w Monachium Bayernowi. Tydzień później szczecinianie doznali kolejnej porażki, ulegając w Zabrzu Górnikowi 0:1. Od dna odbiła się za to ekipa Löhra, która aż 6:1 rozbiła Borussię Dortmund.

„Nie graliśmy źle, tylko nieskutecznie. To jest nasz największy mankament” – mówił w rozmowie z „Kurierem Szczecińskim” trener Ksol. Szkoleniowiec „Portowców” nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Urbanowicza (miał nogę w gipsie) oraz Włocha. Kilku piłkarzy było poobijanych po meczu w Zabrzu, ale nie na tyle mocno, by nie zagrać w rewanżu. Niemcy przyjechali do Szczecina z Berlina Zachodniego we wtorek koło południa. 18 piłkarzy i sztab szkoleniowy zostało zakwaterowanych w hotelu Reda. Trener Löhr miał już do dyspozycji duet „superobrońców” (jak określała ich szczecińska prasa): Steinera i Starcka (ostatecznie nie zagrał).

Szkoleniowiec gości unikał jak ognia typowania wyniku meczu. Stwierdził tylko, że w zespole Pogoni podobał mu się Leśniak. Lehnhoff stawiał na remis 1:1, zaś dziennikarz z niemieckiej telewizji typował 3:1 dla Polaków. W przeddzień meczu Löhr urządził piłkarzom godzinny trening w strugach deszczu. Blisko pół tysiąca szczecinian podziwiało wyszkolenie techniczne graczy z Kolonii. Największe wrażenie zrobił na nich gibki i elastyczny Antony Baffoe.

Bez gorzały i słoneczników
Początek meczu zaplanowano na 16:00. Od 13:00 otwarto bramy stadionu im. Floriana Krygiera. W jego okolicach zamknięto ulice, wyjątek zrobiono tylko dla przejazdu tramwajów ulicą Twardowskiego. Organizatorzy apelowali do kibiców, by nie wnosili na trybuny alkoholu i… słoneczników. Fani nie wypełnili szczelnie szczecińskiego stadionu. Z pewnością miały na to wpływ cztery kolejne ligowe porażki.

Gospodarze od początku ruszyli do przodu. Podobała się szybka gra i znakomite długie przerzuty. Niemcy byli jednak czujni w obronie i nie dawali się zaskoczyć. Z biegiem czasu sami zaczęli zagrażać bramce Szczecha. Prym w ofensywie wiódł szybki i świetnie wyszkolony Lehnhoff, z którym kompletnie nie radził sobie Czepan. Jednak najgroźniej było po strzałach Allofsa. Raz napastnik gości zamiast odgrywać do lepiej ustawionego Littbarskiego uwikłał się w pojedynek z bramkarzem „Portowców” i stracił piłkę. Pod bramką gości groźnie było po strzale Hawrylewicza oraz efektownej akcji tercetu Ostrowski – Kensy – Leśniak, w której najefektowniejsza była interwencja Schumachera.

Co z tymi karnymi?!
Po przerwie nastąpił wielki dramat Pogoni. W 51. minucie szczecinianie mieli doskonałą okazję – rzut karny po faulu na Leśniaku. Strzelać miał Turowski – zrezygnował, bowiem – jak tłumaczył – w barwach Pogoni nigdy karnego nie strzelał. Drugi z wytypowanych, Leśniak, też odpuścił, bo – jego zdaniem – faulowany zawodnik nie powinien uderzać z jedenastu metrów. Do piłki podszedł trzeci w kolejności Kensy i… trafił w poprzeczkę. „Wielki pechowiec w wielkich meczach był najmniej predystynowanym piłkarzem do strzelania rzutu karnego” – pisał „Kurier Szczeciński”.

Niewykorzystana „jedenastka” nie zdeprymowała szczecinian. Chwilę później zmusili Hönerbacha do błędu, po którym omal nie zaskoczył Schumachera. W 71. minucie Bein poradził sobie z obroną gospodarzy i pokonał Szczecha. Pogoni nie można odmówić ambicji – znów bliski szczęścia był Hawrylewicz, którego strzał z linii bramkowej wybił Hönerbach. Wreszcie w 85. minucie ręką we własnym polu karnym zagrał Steiner. Fiński arbiter Arto Ravander po raz drugi w tym spotkaniu wskazał na „wapno”. Tym razem do piłki podszedł Leśniak. Jednak gol nie padł – intencje strzelca wyczuł Schumacher. Wściekłość i bezradność na trybunach sięgnęła zenitu. „Pogoń gra, ale nie strzela goli” – podsumowała szczecińska prasa.

3 października 1984, stadion im. Floriana Krygiera w Szczecinie

1/32 Pucharu UEFA (rewanż)

Pogoń Szczecin – 1. FC Köln 0:1 (0:0)

Gol: Bein 71.

Pogoń: Marek Szczech – Marek Ostrowski, Janusz Makowski, Kazimierz Sokołowski, Zbigniew Czepan – Jerzy Hawrylewicz, Adam Kensy, Leszek Wolski, Mariusz Kuras – Janusz Turowski, Marek Leśniak.

Köln: Harald Schumacher – Mathias Hönerbach, Manfred Lefkes, Paul Steiner, Andreas Gielchen – Hans-Peter Lehnhoff (54. Jimmy Hartwig), Uwe Bein, Stefan Engels, Frank Hartmann – Pierre Littbarski, Klaus Allofs.

Żółta kartka: Engels.

Sędziował: Arto Ravander (Finlandia).

Widzów: 25 000.

Co było dalej?
Pogoń nie awansowała do pucharów, zajęła dopiero 11. miejsce w lidze. W marcu posadę stracił trener Ksol. Tymczasem drużyna z Kolonii w kolejnej rundzie wyeliminowała belgijski Standard Liege (2:0 i 2:1), a w 1/8 finału okazała się lepsza od moskiewskiego Spartaka (po 0:1 w Tbilisi u siebie wygrana 2:0 po trafieniach Beina oraz Littbarskiego).

Tym razem tradycji nie stało się zadość i ekipa „Koziołków” nie zakończyła przygody z pucharami na półfinale. W ćwierćfinale Niemców zatrzymał mediolański Inter (1:0 i 3:1 – w tym drugim meczu dwie bramki dla włoskiej ekipy strzelił… Niemiec Karl-Heinz Rummenigge).

Grzegorz Ziarkowski