Retro. Brian Clough

Żywot Briana, czyli jak skromny Nottingham Forest podbił Europę.

Ktoś pokładający zbyt wiele wiary w moje zdolności paranormalne zapytał ostatnio: czemu Nottingham Forest, niegdyś najlepszy w Europie nie może wydrzeć się z drugoligowej matni? Czy ja wyglądam na wróżkę? Ale przecież odpowiedź jest banalnie prosta.

Każdy mający nieco oleum w głowie, wie że co najmniej połowa wartości drużyny zależy od jej trenera. Tak właśnie było z piłkarzami z Lasu Sherwood. Brian Clough (bo o nim mowa) zmarł w 2004r., ale w pewnych kręgach jego pamięć będzie wieczna…

Kiedyś Barca dziś Peterborough
Jak napisałem na wstępie, był czas, że drużyna z Nottingham była najlepsza w Europie. Anglicy dwa razy, w latach 1979 i 1980, wygrali Puchar Europy Mistrzów Krajowych (gwoli wyjaśnienia, tak wtedy nazywała się dzisiejsza Liga Mistrzów, z tym że wtedy grali jedynie prawdziwi mistrzowie poszczególnych krajów). Żeby było śmieszniej, Forest to jedyna drużyna na kontynencie, która ma na swym koncie więcej pucharów europejskich niż krajowych mistrzostw! Nottingham zdobył Mistrzostwo Anglii w roku 1978, jako beniaminek ligi! Następnie w dwóch kolejnych sezonach okazał się najlepszy na Starym Kontynencie! Drugi raz wywalczył prawo gry w Pucharze Europy jako obrońca trofeum. Gdy prześledzi się całą listę zdobywców najważniejszego z europejskich pucharów, jak na dłoni widać, że Nottingham Forest to klub, który spośród wszystkich triumfatorów spadł w ligowej hierarchii swojego kraju najniżej.

W międzyczasie, w roku 1979, Forest zdobył europejski Superpuchar pokonując w dwumeczu Barcelonę (1:0 i 1:1). Jakże ogromny kontrast ze smutnym stanem obecnym! Były to zupełnie inne czasy, ale w wielkim uproszczeniu można stwierdzić, ze to Clough robił różnicę.

Znajomy „Tomka”
W rubryce „Retro” nigdy nie jest za wcześnie na akcenty polskie. W naszym kraju Clough został zapamiętany głównie jako ten, który przed pamiętnym, „zwycięskim” remisem na Wembley w `73 roku nazwał naszego bramkarza, Jana Tomaszewskiego, clownem. Jakby nie patrzeć, Clough okazał się wizjonerem, choć pewnie miał co innego na myśli niż późniejsze oratorskie popisy „Tomka”.

„Wielka Gęba”
Nie na darmo Clough był nazywany „Wielką Gębą”. Nie ze względu na rozmiary, lecz głównie z powodu nieustannego potoku słów płynącego z jego ust. Słów nie zawsze mądrych, często kontrowersyjnych, niezmiennie ciekawych.

Równie mocno jak jego, niezaprzeczalne przecież osiągnięcia, zostały zapamiętane powiedzonka i ekscentryczny sposób bycia. Jedno zresztą wynikało z drugiego. Był zarozumiały, ale czy odnosząc sukcesy, nie mógł pozwolić sobie na trochę arogancji? Poza tym, osobiście wolę jak ktoś mówi coś kontrowersyjnego lecz wnoszącego coś poza zwyczajowe: „gra się tak jak przeciwnik pozwala” lub „szybko zdobyta bramka ustawiła mecz”.

Pytany przez nachalnych żurnalistów czy nazwałby siebie najlepszym managerem zwykła mawiać: jestem zbyt skromny, aby się chwalić. Czy byłem najlepszy? Nie, ale byłem w czołowej jedynce. Po angielsku to brzmi lepiej: „no, but I was in top one”. Zbieżność z nazwą popularnego zespołu disco polo czysto przypadkowa.

Przed Nottingham
Już przed pojawieniem się w mieście Robina Hooda, Clough dał się poznać jako osoba, która nie dość, że zawsze mówi co myśli, to czasem nawet szybciej mówi niż myśli.

Wygrał tytuł z Derby County w 1972r., co było wielką niespodzianką, w przeciwieństwie do tego, że zaraz potem został z hukiem wylany z powodu nieporozumień z działaczami. Na marginesie: drużyna „Baranów” grała wtedy na stadionie dla niepoznaki zwanym Baseball Ground, a na drugim marginesie: trenerem Derby (zaciekłego rywala Forest zza miedzy) był w latach 2009-13 Nigel Clough, czyli syn Briana. Clough junior rozegrał ponad 300 spotkań w barwach Forest.

W Leeds z kolei kadencja „Wielkiej Gęby” trwała jedynie 44 dni. Nie mógł się dogadać z zawodnikami. Zresztą, trudno się dziwić, gdyż na dzień dobry oznajmił, znanym z twardej gry piłkarzom Leeds, że wszystkie tytuły zdobyte na początku lat 70. były zdobyte nieuczciwie i medale mogą wyrzucić do klopa. Dziwna metoda motywacji.

Na temat tej nieszczęsnej, 44-dniowej kadencji powstała głośna książka Davida Peace’a, pod tytułem: „Damned United”, co można przetłumaczyć jako „Przeklęci”. No i oczywiście film pod tym samym tytułem, o którym nieraz gorąco dyskutowaliśmy na łamach Slowfoot.pl.

Początki
Clough przejął Forest 6 Stycznia 1975r. gdy klub zajmował 13. miejsce w II lidze (wówczas jeszcze obowiązywała numeracja zgodna z rzeczywistością, czyli druga liga była rzeczywiście druga w hierarchii ligowej).

2

Klub nie miał wówczas nic, nie miał środków na transfery, przeciwnie; był zmuszony sprzedawać swoich najlepszych graczy, wiele meczów było rozgrywanych przy otwartej jedynej trybunie, która nadawała się do użytku. Resztę zamknął tamtejszy sanepid. Pamiętajmy, że finansową sytuację klubu dodatkowo utrudniało położenie stadionu tuż nad rzeką Trent (jedna z trybun nazywa się nawet Trent End), niecelne kopnięcie groziło utonięciem piłki. W ciągu pięciu lat Nottingham Forest z nędzarza miał stać się królem europejskiego futbolu. Współczesny Robin Hood (wersja słowiańska: Janosik) który dał biednym, nazywał się Brian Clough.

Mistrz ciętej riposty
Przed przyjściem Clougha Forest był przeciętną drużyną bez specjalnie wygórowanych ambicji. Żeby zrozumieć skalę osiągnięć Forest, wystarczy wspomnieć, że na arenie europejskiej Nottingham okazał się lepszy od legendarnej drużyny Liverpoolu, prowadzonej wówczas była przez Boba Paisleya. Podczas 9-letniej kadencji Paisleya, piłkarze Liverpoolu wywalczyli 19 trofeów. Gdyby nie drużyna z miasta Robin Hooda, „The Reds” byliby najlepsi na kontynencie pięć razy pod rząd!

Nie będę czytelników zanudzał szczegółami kolejnych meczów Forest, czy składem, w jakim grali bo wszystkiego można dowiedzieć się z internetu i nie tylko. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że w roku 1979 Anglicy pokonali w finale szwedzkie Malmo FF 1:0 po golu pierwszego piłkarza na Wyspach, który kosztował ponad milion funtów, Trevora Francisa.

Rok później w pokonanym polu został Hamburger SV, z Kevinem Keeganem w składzie. Znów padł najpiękniejszy piłkarski wynik, czyli 1:0. Tak się szczęśliwie złożyło, że finał rozegrano w Madrycie. Tydzień przed finałem drużyna Forest zaszyła się w jednym z hiszpańskim kurortów, bez planów treningowych, jak również bez zakazu picia alkoholu. Clough wręcz nalegał na taki scenariusz, a opornych do picia namawiał.

Pozorny chaos
Styl Forest był bardzo skuteczny, ale cokolwiek toporny. Ciekawsze rzeczy działy się poza boiskiem. Stawka w lidze angielskiej i w Europie była wtedy o wiele bardziej wyrównana niż dziś i to w sferze mentalnej tkwiła tajemnica sukcesów Nottingham.

Atmosfera pozornego chaosu, w której Clough czuł się jak ryba w wodzie, pozwoliła stworzyć więzy pomiędzy piłkarzami, dzięki którym na boisku wznosili się na wyżyny swych umiejętności. Siła Forest była znacznie wyższa niż suma umiejętności poszczególnych zawodników. Jak wielu z nich po latach przyznawało ich dobra gra była w równej mierze wynikiem lojalności, co strachu przed managerem.

Do legendy przeszły słynne zgrupowania, podczas których mało się trenowało, a dużo rozmawiało, nie tylko przy wodzie mineralnej.

Przed finałem Pucharu Ligi w roku 1978 impreza trwała do rana, a napastnik Garry Birtles podobno nie dał rady doczołgać się do łóżka. W finale Liverpool został pokonany 1:0, a Birtles okazał się jednym z najlepszych nabytków Forest. Kosztował zaledwie 2 tysiące funtów, a przed przyjściem na City Ground dorabiał sobie wykładaniem dywanów.

3

Peter Taylor
Nie byłoby Robin Hooda bez Szkarłatnego Willa i Małego Johna, nie byłoby Krzysztofa Hołowczyca bez Macieja Wisławskiego, nie byłoby Piasta Gliwice bez Zdzisława Kręciny, tak samo nie byłoby Clougha bez Petera Taylora. Panowie pierwszy raz spotkali się w latach 50. jako czynni zawodnicy w Middlesbrough i od razu przypadli sobie do gustu.

Jako trenerzy stworzyli duet wręcz idealny. Clough przychodząc do klubu w roku 1975 zarządzał dla siebie prawa decydowania nie tylko o sprawach sportowych. Gdy zdobył tytuł mistrza kraju jego pozycja była tak mocna, że tylko on mógł dać zgodę na rozbudowę stadionu, negocjacje kontraktów, rodzaj papieru toaletowego, transfery, nic nie mogło stać się bez jego zgody, podobno nawet kolor muru w ośrodku treningowym musiał być z nim skonsultowany.

4

Podczas gdy „Wielka Gęba” oddawał się swojemu hobby, którym były pyskówki na łamach brukowców jego asystent Peter Taylor wykonywał mrówczą pracę, podglądał rywali, ustalał plan taktyczny i przede wszystkim szukał (i znajdował!) zawodników niechcianych w innych klubach, którzy stworzyli razem niepowtarzalną drużynę Forest.

Czasem słońce, czasem deszcz
Clough nie byłby sobą, gdyby w pewnym momencie śmiertelnie nie obraził się na Taylora, przestał do niego odzywać, aż w końcu w roku 1982 doprowadził do jego odejścia. Nie dziwi mniejsza ilość sukcesów Nottingham po odejściu asystenta. Gdy Taylor objął stery lokalnego rywala Forest, czyli Derby County, Clough miał powiedzieć w swoim stylu w wywiadzie, że gdyby w drodze do pracy mijał Taylora nie wahałby się przejechać go samochodem. Aż do śmierci Taylora w roku 1990 wielcy przyjaciele i trenerzy nie odzywali się do siebie. Śmierć najlepszego kumpla otworzyła oczy „Wielkiej Gębie” który swoją wydaną w 1994r. biografię zadedykował Taylorowi, a w roku 1999 zaproponował aby trybunę imienia Briana Clougha na City Ground przemianować na trybunę imienia Clougha i Taylora.

Taki właśnie był Clough, czasem szorstki, a czasem do rany przyłóż. W lutym 1989r. po tym jak kibice Forest wpadli na murawę podczas ćwierćfinału Pucharu Ligi z QPR, Clough własnoręcznie paru z nich znokautował. Dostał za to 5 tysięcy funtów kary i zakaz zasiadania na ławce do końca sezonu.

Z drugiej strony zwykł przez długie godziny składać autografy dzieciom, mimo że czekały na niego ważne obowiązki.

Bez tytułu szlacheckiego
Sir Alex Ferguson otrzymał tytuł szlachecki po tym jak doprowadził Manchester United do pierwszego sukcesu w Lidze Mistrzów. Stosując takie kryterium Brian Clough dwa razy zdobywając Puchar Europy, też na ten tytuł zasłużył. Aż boję się pomyśleć jakim skandalem skończyłaby się wizyta „Wielkiej Gęby” u Królowej.

Obok Fergusona i Billa Shankly’ego, Clough jest uznawany za najlepszego klubowego managera w historii klubowej piłki angielskiej. Bywa również nazywany najlepszym managerem, który nigdy nie poprowadził angielskiej kadry. Był tego naprawdę blisko w roku 1977, ale ostatecznie FA wybrało Rona Greenwooda. Może i lepiej, bo Clough był wprost stworzony do piłki klubowej.

Należy pamiętać, że prowadził on prowincjonalny w sumie Nottingham Forest i miał do dyspozycji mniejsze środki niż wyżej wspomniani managerowie. Nie oznacza to, że wszystkich piłkarzy Peter Taylor wyszukał w fabryce dywanów.

Duetowi z lasu Sherwood udało się pobić dwa transferowe rekordy. Pierwszym rekordem był zakup Petera Shiltona ze Stoke za 270 tys. funtów, co było w roku 1977, tuż po awansie do pierwszej ligi, rekordową kwotą zapłaconą za bramkarza w skali światowej.

Drugim był, wspomniany wyżej, Trevor Francis, pierwszy piłkarz kosztujący kwotę sześciocyfrową. Clough mocno pilnował, aby Francisowi nie uderzyła do głowy woda sodowa. Na konferencję prasową, z okazji podpisania kontraktu, manager Forest przybył z rakietą do squasha w ręku, gdyż bardzo spieszył się na partyjkę. Nie przeszkodziło mu to zwrócić uwagę Francisowi, aby ten wyjął ręce z kieszeni. Ponadto, Clough wiecznie zaprzeczał, że zapłacił za Francisa okrągłą bańkę. Mówił, że transferowa kwota wyniosła £999,999.

Lata 80. i 90.
Na tle końcówki lat 70. późniejsze osiągnięcia Forest pod wodzą Clougha nie wyglądają olśniewająco, jednak za zasługi Pucharu Ligi, finału Pucharu Anglii czy półfinału Pucharu UEFA nie dają. Zresztą półfinał Pucharu UEFA w roku 1984 mógł się zamienić w finał, jednak jak okazało się po latach, drużyna Anderlechtu przekupiła wówczas sędziego.

Z czasem drużyna porzuciła typowo wyspiarski sposób gry i zaczęła grać ładniej dla oka. Nie bez powodu Brian stwierdził w pewnym momencie, że: „piłka powinna zostać na ziemi, gdyby było inaczej Bóg położyłby trawę na niebie”.

5

Managerem Forest przestał być w roku 1993, po prawie 20 latach. Nie był to koniec radosny, w jego ostatnim sezonie Nottingham spadł z Premier League.

Nawet pod koniec kariery nie wyszedł z roli. Gdy obiecujący, młody napastnik, Nigel Jemson zaprzeczył zapytany przez „Wielką Gębę” czy został kiedyś uderzony z całej siły w brzuch, Clough wymierzył mu potężny cios, po czym zadowolony stwierdził: „teraz masz już to za sobą”. Tak wyglądała szkoła futbolu i życia przy City Ground.

Spod ręki Clougha ruszyli do wielkich karier, wcześniej nieznani, Roy Keane, Stuart Pearce i Teddy Sheringham.

Koniec
Z czasem coraz mocniej dawał o sobie znać alkoholowy nałóg Clougha. Przestał dziwić zapach whiskey w jego gabinecie już od wczesnych godzin porannych. Z czasem ten gabinet ulegał kolejnym modyfikacjom, aż w końcu manager Forest kazał zamontować gramofon, aby lepiej mu wychodziło śpiewanie piosenek jego ulubionego Franka Sinatry.

Dziś Brian Clough z nadzieją patrzy z góry na wychodzenie z cienia drużyny Nottingham Forest. Być może nawet załatwił z Panem Bogiem, żeby ten położył w niebie prostokątny skrawek trawy z dwiema bramkami.

Maciej Słomiński