Retro. Cagliari 1970

Dwóch zbiegłych więźniów zostało podczas decydującego meczu złapanych przez Carabinieri, ale nie zabrano ich od razu do więzienia, tylko pozwolono, skutym, obejrzeć mecz do końca.

Jakiś czas temu na naszej stronie pisałem o boskim statusie, jaki w Neapolu osiągnął Diego Maradona. W historii włoskiej piłki ligowej tylko jeszcze jeden piłkarz został ogłoszony bogiem za życia. To napastnik Cagliari Calcio – Luigi Riva, ale i tak wszyscy na niego mówili „Gigi”. W tym roku mija 45 lat od jedynego scudetto zdobytego przez sardyński klub. Riva był ojcem tamtego niezwykłego sukcesu, zdobywając wówczas 21 goli w 30 meczach. „Jedno scudetto dla Cagliari jest warte dziesięć mistrzostw gdzie indziej”, twierdził trener-filozof Manlio Scopigno. To samo mówiono o ligowych triumfach Napoli pod wodzą Maradony.

Cagliari jak Szombierki
Gdy czytałem o triumfie I Rossoblu, na myśl przyszło mi mistrzostwo Polski dla Szombierek Bytom z 1980 roku. Sardyńczycy większą część lat 50. spędzili w Serie B i dopiero przyjście Gigi Rivy w 1964 odwróciło kartę i stało się magnesem dla innych graczy do przybycia na Sardynię.

Wyspiarzom udało się pozyskać reprezentacyjnego bramkarza Italii, Enrico Albertosiego z Fiorentiny w 1968 („Gdy po raz pierwszy usłyszałem o zainteresowaniu Cagliari, nie miałem ochoty tam jechać, bo zawsze we Florencji żartowaliśmy, porównując Sardynię do kolonii karnej”), i napastnika Interu, Angelo Domenghiniego, rok później. Ważną częścią mistrzowskiego składu był środkowy obrońca Comunardo Nicolai. Już samo imię sprawiało, że był bohaterem lewicowego odłamu fanów Cagliari (rodzice nazwali go na cześć członków Komuny Paryskiej z roku 1871).

Pan „Komunard” miał talent do strzelania efektownych goli samobójczych. Czasem to były strzały z daleka, nieudane wybicia głową, a raz udało mu się zaskoczyć własnego portiere, gdy wydawało mu się, że usłyszał sędziowski gwizdek. Nietypowy talent ujawniał się w niespodziewanych momentach i bardzo denerwował bramkarza Albertosiego, który często wyjaśniał nieporozumienia ze swoim obrońcą przy pomocy pięści. Ale tylko na boisku, bo poza nim piłkarze byli serdecznymi druhami, spędzającymi czas wolny przy pokerze i whisky. W czasie mistrzowskiego sezonu „Komunardowi” udało się uniknąć wpadek; Cagliari straciło jedynie 11 goli – do dziś rekord.

Oddaj mi ząb!
Historyczny sezon 1969/70 to prowadzenie Cagliari w tabeli od samego początku. Sardyńczycy nie dali się pokonać żadnemu z klubów z Mediolanu ku wielkiej satysfakcji trenera Scopigno. Przed jednym z meczów allenatore powiedział swym piłkarzom, że widział działaczy Interu, gdy wychodzili z pokoju sędziowskiego, śmiejąc się i dowcipkując z arbitrami.

W czasie epickiej bitwy z Interem Riva wybił ząb obrońcy Interu Tarcisio „Skale” Burgnichowi. Do dziś, gdy panowie się spotykają, Burgnich prosi Rivę, aby ten oddał mu ząb.

Ówczesne mecze domowe to pierwsi kibice przybywający na stadion już o poranku, aby zająć miejsca, z których coś będzie widać. 12 kwietnia, dzięki wygranej ze zdegradowanym Bari, Cagliari zapewniło sobie scudetto. Ten mecz to trochę jak Woodstock albo koncert Rolling Stonesów w Hali Kongresowej. Gdyby policzyć wszystkich, którzy twierdzą, że byli na nim, okazałoby się, że stadion Cagliari był wtedy większy od Maracany.

Końcowa tabela to cztery punkty przewagi nad Interem i siedem nad Juventusem. Świętowanie trwało tydzień, podczas którego urządzano fałszywe pogrzeby rywali z Mediolanu i Turynu. Dwóch zbiegłych więźniów zostało podczas decydującego meczu złapanych przez Carabinieri, ale nie zabrano ich od razu do więzienia, tylko pozwolono, skutym, obejrzeć mecz do końca.

Mistrzostwo dla Sardyńczyków oznaczało również pewien awans cywilizacyjny. Na wpół dzika wyspa i jej dzicy mieszkańcy nagle zapałali żądzą kontaktu ze światem. Zapotrzebowanie na radia i telewizory miało oczywiście przyczyny futbolowe. Władze wyspy zmuszone były w trybie doraźnym przeprowadzić elektryfikację miast i wsi, żeby było coś widać i słychać. „Daliśmy Sardyńczykom coś, z czego mogą być dumni, i czego nikt im nigdy nie zabierze”, mówił Riva. Miał rację. Jeśli płacili abonament radiowo-telewizyjny regularnie, to nie było podstaw, aby odbiorniki odebrać.

Sardynia jak Mazury
Włosi mieszkający na północy mówią o terenach leżących na mapie poniżej Rzymu, że to Afryka. W takim razie, co powiedzieć o Sardynii? Charyzmatyczny trener Scopigno zwykł motywować swych piłkarzy przy mapie: „Spójrzcie na ten but. Wygląda, jakby but walił z kolana naszą biedną, małą wyspę. Ta mapa pokazuje, co myślą o nas Włosi”. Dla ułatwienia poniżej mapka krajoznawcza. Nie wiem, który but ma kolano (może ten, który nosił kot w butach?), ale Sardynia nawet teraz wygląda zupełnie inaczej niż kontynentalna Italia, a 40 lat temu to była w ogóle inna planeta. Dość rzec, że wówczas trwała ostra debata, czy mówić po włosku, czy pozostać przy sardyńskim dialekcie. Debata była pełna nieporozumień, gdyż obie strony mówiły w różnych językach i po prostu nie zawsze się rozumiały.

1

Tak się szczęśliwie składa, że parę lata temu właśnie tam spędziłem rodzinne wakacje. Na mecz nie dotarłem, bo byłem wówczas na północy wyspy, a Cagliari leży na samym południu. 350 km odległości to jak z Gdańska do Łodzi i w dodatku krętą, górzystą drogą. Aż tak bardzo nie kochałem wtedy calcio.

Mój wypoczynek był bardziej niż udany, bo oprócz stałych mieszkańców, na wyspie nie było prawie nikogo. Sklepy otwarte od 7:30 do 12:00, a potem od 14:00 do 17:30 czy jakoś tak. Gdy zaszliśmy do ristorante na pizzę około 17, patrzyli na nas, jakbyśmy z Trypolisu świeżo wrócili. No co wy, piec? Dopiero od 19 rozgrzewamy! Nie to, co Toskania, Sycylia czy inne turystyczne eldorado. I dobrze. To Sardynia, a nie elegancja Francja! Pełen relaks, zero stresu i taniocha jak na Mazurach.
Ja wiem, że nawet w okolicach Radomia czy Wałbrzycha można znaleźć podobne miejsca, ale takiej ciszy jak tam, to nie ma chyba nigdzie. No może na meczach Arsenalu albo Barcelony.

Sardyński piorun
Sukces Cagliari zjednoczył wyspę i zmienił jej wizerunek w oczach reszty włoskiego społeczeństwa. Czterech piłkarzy sardyńskiego klubu zagrało w finale mistrzostw świata w 1970 roku: Domenghini, Albertosi, Riva i obrońca Pierluigi Cera. Skończyło się na 4:1 dla Brazylii. Na zdjęciu niżej Gigi Riva wspina się na wyżyny swych możliwości. Dosłownie i w przenośni…

2

Przed tamtym finałem był niezwykły półfinał, w którym Włosi 4:3 pokonali RFN. W normalnym czasie padł remis 1:1, a potem obie drużyny poszły na całość. Na poniższym filmie gol Rivy na 3:2 dla Italii.

Jeden z dziennikarzy nazwał tego gola „najwspanialszą bramką, w najlepszym meczu, najlepszego sportu, jaki człowiek wymyślił”.

Na Sardynii obecność Rivy jest ciągle odczuwalna. W barze Marius w Cagliari, gdzie najczęściej przed meczami gromadzą się tifosi, stoi pomnik „Rombo di tuono” w skali 1:1. Ksywę, którą tłumaczyć można jako „dźwięk burzy” (pioruna?), wymyślił legendarny włoski dziennikarz Gianni Brera. Do dziś ściany wielu sardyńskich barów i kawiarni zdobią plakaty z wizerunkiem Rivy.

W październiku 1970 r. wówczas dziewięcioletni Danilo Piroddi podczas sesji treningowej Cagliari został trafiony lecącą 120 km/h „bombą” kopniętą przez Rivę. Ten strzał złamał Piroddiemu ramię. „Mimo bólu byłem wtedy szczęśliwy, a wszyscy zazdrościli mi po tym, gdy ujawniałem, jak nabawiłem się kontuzji. Potem przez lata stałem się tak znany, że w wielu miejscach stołowałem się za darmo”. Podczas sardyńskich wakacji widziałem boisko, na którym grało ponad dwudziestu „Gigich” w koszulkach Cagliari albo Italii z numerem „11”. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia.

Juventus przez sześć długich lat bezskutecznie kusił Rivę, żeby ten przywdział jego koszulkę. W 1973 roku kluby były już dogadane, ale nie zgodził się sam Riva, za którego Juve oferował wtedy sześciu piłkarzy na wymianę.

Gdy duchowy lider zaczął mieć zdrowotne kłopoty, Cagliari zaczęło osuwać się w dół tabeli. W styczniu 1976 r. zdobył swego ostatniego gola. W tym sezonie Sardyńczycy spadli do Serie B.

Kiedy Roberto Baggio chybił z „jedenastki” podczas finału MŚ ’94, pierwsze łzy wylał właśnie na ramieniu Rivy. Od 2005 roku decyzją klubu żaden piłkarz nie może nosić koszulki Cagliari z numerem „11”. Riva został pierwszym, i na razie ostatnim, piłkarzem sardyńskiego klubu, który został w ten sposób uhonorowany. W 2006 r. Gigi był w sztabie Squadra Azzura, która okazała się najlepsza na świecie.

Maciej Słomiński