Retro. Carlisle United – Plymouth Argyle 2:1. Division Three. 08.V.1999

Gol wypożyczonego bramkarza w doliczonym czasie gry uratował klub z Kumbrii przed wypadnięciem z ligi.

Division Three (czyli czwarta liga) to nie brzmi może zbyt ekskluzywnie; jeszcze zależy gdzie. U nas ten poziom rozgrywek przyciąga raczej szaleńców pokroju Radka aka Kartofliska (pozdrowienia), ale już w ojczyźnie futbolu panuje zawodowstwo pełną gębą. Właśnie cztery ligi angielskie stanowią Football League. To, co poniżej, jest już „non league”, czyli „nie liga”; wypadnięcie poza czwarty poziom to swego rodzaju wyskok za burtę. Nic miłego, lepiej unikać. I o tym będzie ta historia.

Gdy – jak ja dwadzieścia wakacji letnich temu – jedziesz autostopem z Glasgow do stolicy Królestwa, pierwszym angielskim miastem po drodze jest Carlisle (wymawiasz: „kalajl”), oddalone od granicy szkockiej jakieś 10 mil. Na razie paszportów nie trzeba mieć.

1

Historia lokalnego klubu, Carlisle United, jest mało spektakularna, jak zresztą miasto. United przyjęto do ligi w roku 1928; od tej pory tłukł się blisko ligowego dna, na poziomie trzecim północnym i czwartym, gdy zlikwidowano geograficzny podział w 1958 roku. W międzyczasie, w 1949 roku, stery menedżerskie objął niejaki Bill Shankly, później znany autor ciętych powiedzonek, dykteryjek i nie tylko.

1

W doskonałym dla polskiego futbolu roku 1974 Carlisle udało się awansować na najwyższy szczebel rozgrywek; co ciekawe, poziom niżej w tym sezonie grał wielki Manchester United. Piłkarze z Kumbrii doskonale zaczęli sezon: po trzech kolejkach przewodzili tabeli – po wygranych z Chelsea, Spurs i Middlesbrough. Potem było coraz gorzej. A koniec marny, i przyszło się pożegnać ze szczytem. Co nie zmienia faktu, że liczące 70 tysięcy mieszkańców Carlisle, to najmniejsze miasto w XX wieku, które dało siedzibę drużynie angielskiej ekstraklasy.

Nastąpił powrót na właściwe klubowi miejsce, czyli trzeci/czwarty poziom ligowy, przerywany z rzadka rewelacjami, gdy właściciel klubu Michael Knighton ujawnił w 1996 roku, że rozmawiał z kosmitami. Wraz z nim była żona Rosemary. Niestety nie wiem, czy mają dzieci.

1

Mister Knighton to w ogóle wesołek. Przed przejęciem Carlisle w roku 1989 usiłował nabyć Manchester United za 20 milionów funtów (wówczas rekord); odbył nawet sesję w czerwonej koszulce, podczas której zaprezentował kilka żonglerek, by w ostatniej chwili wycofać się z transakcji, gdy okazało się, że jest niemal golutki.

Wówczas skierował swe uczucia dalej na północ. Po kiepskim starcie sezonu 1997/98 sam przejął stery trenerskie Carlisle (!) i dowodził drużyną z ławki ponad 15 miesięcy, notując bilans 19-12-37 i spadek do Division Three, czyli czwartej ligi. Wtedy drużynę przejął Nigel Pearson, dla którego była to pierwsza samodzielna praca trenerska po karierze w Shrewsbury, Sheffield Wednesday i Middlesbrough.

Przez większą część sezonu 1998/99 tabelę zamykało Scarborough (gdzie w średniowieczu odbywał się jarmark, czyli „fair”, o którym drzewiej balladę smucili Simon & Garfunkel), ale w trzech przedostatnich meczach zanotowało dwie wygrane i remis. Czerwoną latarnią stało się Carlisle. No i co z tego, zapyta ktoś? Otóż inaczej niż w Szkocji, w której długo nie było gdzie spaść, ostatnia drużyna w tabeli leci do Conference, czyli wypada poza zawodowy futbol, co jest dość wyraźną cezurą w Albionie. Oznacza to inny poziom środków od sponsorów, mniejszą obecność w mediach itd.

Wcześniej nie było tak prosto spaść; wśród ligowców odbywało się głosowanie i dopiero jeśli wynik był dla ostatniego czwartoligowca niekorzystny, wówczas ustępował on zwycięzcy ligi półamatorskiej. Takie przygody stały się udziałem Wimbledonu (o którym właśnie czytam i może wkrótce coś skrobnę), który w latach 1975-77 wygrywał Southern League i dopiero za trzecim razem uzyskał więcej głosów niż ostatni w tabeli Workington (zresztą derbowy rywal Carlisle), i mógł zagrać w lidze. System głosowania został porzucony na rzecz prostego spadku/awansu w 1986 roku.

Sytuacja Carlisle była niewesoła; potrzebowali wygranej w ostatniej kolejce u siebie z Plymouth (jedyny zawodowy klub w Anglii w zielonych strojach; z drugiej strony jest to miasto siostrzane Gdyni, więc mam z nimi problem). Scarborough, które miało punkt więcej, grało u siebie z Peterborough.

Na Sky Sports było coś w rodzaju multiligi; można łatwo znaleźć zdziwione twarze ekspertów. Tymczasem ja wstawiam skrót meczu; już początek pokazuje, że piłka na tym poziomie to bardziej rugby.

To były czasy, gdy internet w telefonie komórkowym był tak realny jak kosmici. Dlatego wszyscy trzymali małe przenośne radyjka przy uchu. Na Brunton Park w Carlisle podniosła się owacja, gdy Peterborough wyszło na prowadzenie, zaraz potem Scarborough wyrównało. Dodatkowo w 49. minucie Plymouth trafiło do siatki. 13 minut potem wyrównał kapitan United, były piłkarz Manchester City David Brightwell. Większość kibiców Carlisle sądziło, że to i tak nie starczy, że Scarborough wygra swój mecz i będzie po herbacie. Koniec meczu wypadał właśnie na niemal 5 p.m.

W 90. minucie w obu meczach wciąż był remis 1:1. Przy Seamer Road w Scarborough puścili z głośników: „All Right Now” i zaczęło się święto, nikt już nawet nie słuchał radia. Tymczasem w Carlisle doliczono cztery minuty, mecz się jeszcze nie skończył, sędzia wskazał na rzut rożny. Nie było nic do stracenia; gospodarze by utrzymać się w lidze, potrzebowali gola.

W bramce drużyny z Brunton Park stał Jimmy Glass wypożyczony ze Swindon, gdzie większość sezonu spędził w rezerwach. Carlisle w ostatni dzień okresu transferowego sprzedało dotychczasowego bramkarza, inny doznał kontuzji, ostatni, który został, to wypożyczony z Derby Richard Knight. „Kozły” jednak zawołały golkipera z powrotem i klub z Kumbrii został w ogóle bez łapacza. Football League wydał specjalne pozwolenie, by Carlisle mogli zakontraktować piłkarza poza oknem transferowym. Bramkarz, gdy zobaczył, w jakim położeniu znajduje się jego nowy klub, chciał wracać. Jednak został i stał się legendą.

Lata później golkiper Glass w wywiadzie dla „Independent” zeznał, że całe życie czuł się niespełnionym napastnikiem; zresztą zdobył kiedyś hat-tricka w towarzyskim meczu dla Bournemouth, grając w ataku. Statystyczny zapis jego kariery świadczy, że bramkarzem również był niespełnionym. Zaliczył ponad 15 klubów, tylko w jednym zagrał więcej niż 20 razy – we wspomnianym Bournemouth, gdzie dziś pełni funkcję player liaison officer, czyli kogoś w rodzaju opiekuna piłkarzy. Co sprowadza się do pilnowania, by Król Artur zawsze miał świeżą rybkę w zasięgu.

Glass spojrzał na menedżera Pearsona, ten skinął głową. Część widzów opuściła już stadion. Sędzia powiedział piłkarzom, że po rzucie rożnym zabrzmi ostatni gwizdek. To, co wydarzyło się potem, tak skomentował Derek Lacey z BBC Radio Cumbria, który z nerwów całą noc poprzedzającą mecz nie zmrużył oka:

„- Mało, bardzo mało czasu… Koło 60 sekund. Jimmy Glass wykopuje daleko. Piłka spada do Bagshawa. Bagshaw do Anthony’ego, ten do Stevensa. Będzie rzut rożny dla Carlisle United! Czy się uda? Sędzia patrzy na zegarek… Jimmy Glass biegnie pod bramkę rywala! Wbiega w pole karne, na trybunach wszyscy stoją, na połowie Carlisle nie został ani jeden zawodnik! Dośrodkowanie spada w pole karne, bramkarz broni, będzie dobitka, do piłki dopada Jimmy Glass! Tak!!! Jimmy Glass! Jimmy Glass! Jimmy Glass, bramkarz zdobywa zwycięską bramkę! Kibice wpadają na boisko, skaczą na poprzeczce!”.

Glass zagrał dla Carlisle jedynie trzy razy, ale na zawsze zapisał się w historii klubu z Kumbrii, wywołując sceny przypominające wygraną w mistrzostwach świata.

Zwraca uwagę dramatycznie wtedy niska pozycja Brighton and Hove Albion, dziś świeżo upieczonego członka Premier League.

Carlisle United – Plymouth Argyle 2:1 (0:0)

Goals: Phillips (49) 0-1; Brightwell (62) 1-1; Glass (90) 2-1.

Carlisle United (3-4-3): Glass; Bowman, Whitehead, Brightwell; Hopper (Bass, 74), Anthony, Prokas, Searle (Clark, 72); Tracey (Bagshaw, 55), Stevens, Dobie.

Plymouth Argyle (4-4-2): Dungey; Ashton, Heathcote, Collins, Beswetherick; Phillips (Wotton, 82), Barlow, McCall (McGovern, 74), Gibbs (Bastow, 44); Crowe, Guinan.

Referee: F Stretton (Nottingham). Booked: Plymouth: Barlow.

Man of the match: Glass.

Attendance: 7,599

Co było dalej?
Kilka tygodni później bliźniacze niemal sceny miały miejsce na Camp Nou, gdzie w doliczonym czasie gry Manchester United pokonał Bayern Monachium w finale Ligi Mistrzów. 11 lat po wydarzeniach na Brunton Park podobnie zdarzyło się na Suchych Stawach w Nowej Hucie, gdy Mariusz Jop strzelił w krakowskich derby swojaka, pozbawiając mistrzowskiego tytułu Wisłę Kraków na rzecz Lecha Poznań, a wielu osesków urodzonych w tym czasie w Wielkopolsce dostało na imię Mariusz.

Po sezonie Nigel Pearson opuścił Carlisle, a wiele lat później w Leicester zastąpił go Claudio Ranieri i wygrał Premier League. Jimmy Glass po zakończeniu kariery miał problemy z hazardem, potem sprzedawał komputery, obecnie obok pracy w Bournemouth jest taksówkarzem w Dorset, a szczęśliwe buty, w których uratował ligowy status Carlisle, podarował National Football Museum 15 lat po szczęśliwym dniu.

Michael Knighton został wkrótce pogoniony z klubu i do dziś nie był w Carlisle, chociaż utrzymuje, że przyjedzie, jeśli tylko ktoś go zaprosi. Obecnie spędza czas rzeźbiąc i pisząc poezję.

Carlisle United robiło swoje, przez cztery kolejne sezony kończąc ligę nie wyżej niż 22 miejsce na czwartym froncie. Wreszcie w 2004 roku na jeden sezon „Niebiescy” stracili ligowy status, w bieżących, kończących się właśnie rozgrywkach finiszują komfortowo w środku stawki. Scarborough przestało istnieć w 2007 roku, co świadczy o tym, jak ważne było tamto majowe popołudnie pod koniec XX wieku. Dziś w mieście gra nowy twór o nazwie Scarborough Athletic.

David Brightwell za to został strażakiem.

Maciej Słomiński